Do wylotu do Polski jest 14 godzin. Siedzę na kanapie w mieszkaniu koleżanki w Hanoi, piszę ten post i czuję, że serce zaraz mi się wyrwie z klatki piersiowej. Jest stres. Ogromny. Chyba taki sam jak przed wylotem 19 miesięcy temu. Tak – to było 19 miesięcy temu.
Wyjechałam dokładnie 6 sierpnia 2016 r. Byłam na Sri Lance, Filipinach, w Malezji, Singapurze, Laosie, Nepalu, a na koniec trafiłam do Wietnamu na rok. Czy to była podróż? Częściowo tak – na początku.
Podróżowałam – przemieszczałam się, zwiedzałam, odpoczywałam. Pracowałam w hostelach. Imprezowałam. Bawiłam się. Potrzebowałam tego i korzystałam z życia, dopóki mnie to nie zmęczyło i nie znudziło. Myślałam, że bycie w ciągłej drodze pozwoli mi rozwinąć bloga, jednak życie pokazało mi, że to wcale nie wygląda tak różowo jak myślałam!
Po 8 miesiącach podróży trafiłam do Wietnamu i stwierdziłam, że zostanę tu na dłużej. Potrzebowałam rutyny, stabilnego miejsca, żeby pracować nad blogiem, a także chciałam odbudować budżet. Zostałam na rok. To już nie była podróż, ale życie w innym kraju i innej kulturze – kolejne marzenie spełnione. (Tu przeczytasz o moim życiu w Sajgonie!)
Na koniec odbyłam kilkutygodniowy trip po tym kraju, z południa na północ. Na początku lutego zabukowałam lot z Hanoi do Polski na 9 marca 2018 roku.
Ten wyjazd – w sensie cały od sierpnia 2016 do teraz – to tak nie była tylko kolejna podróż, choć tym razem bardzo długa i z biletem w jedną stronę. To było coś więcej. Rozpoczęcie nowego, wymarzonego stylu życia. Nomadzkiego życia.
Marzyłam o czymś takim praktycznie od zawsze – będę podróżować i z tego żyć. Odważyłam się, spróbowałam, pokochałam to. Jestem nomadą – nie usiedzę na miejscu.
Dlatego właśnie powrót do Polski mnie tak stresuje. Na klatce piersiowej mam ogromny głaz, który ledwo daje mi oddychać. Myślę, że kto choć raz wyjechał na tak długo, na tak baaaardzo długo z biletem w jedną stronę, rozumie co czuję.
Tak. Tak długi wyjazd zmienia człowieka, jego oczekiwania od życia, poglądy, gusta, niektóre nawyki, zachowania. Myślę, że jestem inną osobą i podświadomie wierzę, że wracam do tego, co zostawiłam. Że TAM nic się nie zmieniło. Moim myśleniem kieruje sentyment.
Bo TAM się też wiele zmieniło. Zmieniło się inaczej niż tu, we mnie. I chyba tego się trochę boję – że nie wiem czego się spodziewać. Czuję się tak, jakbym właśnie ruszała w podróż do nowego, nieznanego kraju i nie wiem co mnie tam czeka. I się stresuję.
A może to właśnie jest kolejna podróż? Może to są odwiedziny tylko na chwilę, nawet jeśli to trochę dłuższa chwila, która potrwa kilka miesięcy?
Nie wiem, bo nie wiem co Polska dla mnie przygotowała. Jeśli śledzicie ten blog od dłuższego czasu to wiecie – bo nie raz już o tym pisałam – że przestaję robić plany, bo zawsze trafi się po drodze coś atrakcyjniejszego od mojego pierwszego pomysłu. Więc w moim przypadku planowanie nie ma sensu.
Pierwsza idea wyjazdu była taka, że jadę dookoła świata na mniej więcej dwa lata. Potem mi się zmieniło na Azję, a na jak długo to zobaczymy. Potem trafiłam do Wietnamu, którego nawet nie miałam na swojej liście. Potem “dojrzałam” do kolejnego pomysłu – będę aplikować do pracy jako cabin crew w Emirates jak tylko ruszą z rekrutacją. Myślałam o tym już wcześniej, ale nie byłam przekonana, ponieważ przerażała mnie przywiązanie się do jednego miejsca na 3 lata. Nawet jeśli było to związane z podróżami.
Z rekrutacją ruszyli w styczniu, a ja… stwierdziłam, że jednak nie będę aplikować. Bo blog się tak rozhulał, że nie chcę go teraz odpuścić. A wiem, że jednak praca na etacie dla kogoś sprawi, że mniej czasu będę spędzać nad tym, co robię teraz. No, 12 godzin dziennie na pewno nie dałabym rady.
Poza tym porzucić – czy nawet jedynie ograniczyć – to, co kocham i co daje mi wolność? Nope. Nie. Nie, nie, nie, nie, nie. Więc pomysł o lataniu jako personel pokładowy też porzuciłam. Chociaż, kto wie? Może kiedyś…?
W pewnym momencie poczułam, że potrzebuję przerwy od Azji. Chcę zobaczyć mój kraj, bo jednak jest mój. Chcę najeść się pierogów, sera, wędlin i kiełbasy, napić się mleka, którego karton nie kosztuje 8 zł, zjeść dobre, aromatyczne pieczywo, a nie papier. Chcę spędzić Wielkanoc z rodziną. I to właśnie ta Wielkanoc była najmocniejszym argumentem przemawiającym za zakupem biletu powrotnego na marzec.
Wiem, że czeka mnie odwrotny szok kulturowy. O tak, niektórzy podróżnicy czy imigranci twierdzą, że jest on nawet silniejszy niż pierwszy szok kulturowy, kiedy dopiero się opuszcza swój kraj.
Dlaczego? Może dlatego, że przy wyjeździe z domu w świat jesteśmy zafascynowani odkrywaniem go. Przy powrocie natomiast oczekujemy, że – tak jak napisałam na początku – wrócimy do tego, co zostawiliśmy i uderza nas jak bardzo my się zmieniliśmy i zmienił się dom. I nagle nie pasujemy do układanki.
Ale o tym się dopiero przekonam jak wrócę.
Z drugiej strony jednak wydaje mi się, że trochę nie będę miała czasu za bardzo się zastanawiać nad tym wszystkim. Jeśli czytaliście mój urodzinowy post (tu go znajdziecie, klik, klik!), to pewnie pamiętacie, że jestem całkiem nieźle zorganizowanym pracoholikiem. I wyobraźcie sobie, że choć jeszcze jestem w Wietnamie to mam już plany na co najmniej 5 miesięcy wprzód. Będę cholernie zajęta i tak naprawdę cały czas w rozjazdach – po Polsce i okolicach!
I z tego powodu się cieszę i ekscytuję! Cieszę się na myśl o spotkaniach ze znajomymi, spotkaniach biznesowych, blogowych i wszelkich możliwościach rozwoju. A żeby na te spotkania dotrzeć to muszę odwiedzić różne części naszego kraju! A skoro będę tak zajęta, to dni będą mijać szybciej i nim się obejrzę, przyjdzie wiosna!
A przecież wiosna i lato w Polsce są najpiękniejsze! Zresztą rok temu właśnie tęskniłam za wiosną w Polsce. Teraz nadrobię! Będę jeździć, spotykać się z niesamowitymi ludźmi, pracować i podziwiać nasze piękne krajobrazy, gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała! 😀
Choć dzisiaj jeszcze się stresuję przed wylotem, to pewnie kiedy za te 14 godzin wsiądę w samolot, będę niesamowicie podjarana! W końcu wracam do domu! Polska to dla mnie kolejna przygoda. Wyzwanie, które chętnie podejmę.
Jestem gotowa! (Ale ciągle się stresuję!) 😀
#####
Na koniec mam pytanie do Was! Chcę zostawić moje comiesięczne podsumowania, bo jednak są one dla mnie świetną motywacją, żeby regularnie wrzucić nowy tekst na bloga. Jednak odliczanie miesięcy chyba nie ma już sensu…? Jak nazwać kolejne comiesięczne posty? Macie jakiś pomysł? Help!!!
Tutaj znajdziecie listę wszystkich wpisów z Azji 2016-2018:
Wielka podróż dookoła świata bez pieniędzy!
Miesiąc 1: o strachu i podróżniczym haju
Miesiąc 2: myśl pozytywnie
Miesiąc 3: inspirujące wzloty i bolesne upadki
Miesiąc 4: koniec tej podróży
(Miesiąc 5) Podsumowanie roku 2016 i plany na 2017
Miesiąc 6: brak planu to najlepszy plan
BONUS: Życiowo-podróżnicze przemyślenia na 29. urodziny
Miesiąc 7: jak o mały włos nie zostałam bankrutem
Miesiąc 8: slow travel i ludzie
Miesiąc 9: mieszkam w Sajgonie!
Miesiąc 10: rodzice w Wietnamie i szukanie pracy
Miesiąc 11: praca, wesele i dziura w nodze
ROK W AZJI: wzloty i upadki + ile to kosztuje?
Miesiąc 13 i 14: rutyna
Miesiąc 15: siódme urodziny bloga!
Miesiąc 16: siostra w Wietnamie i #SEPANX
(Miesiąc 17) Podsumowanie roku 2017 i nie-plany na 2018
BONUS: 30 faktów o mnie na 30. urodziny! I nie chcę mieć mniej!
Nie dziwię się Twoim wątpliwością. Można pocieszać się tym że w Polsce też jest mnóstwo pięknych miejsc do odwiedzenia i nie trzeba siedzieć na miejscu 🙂 a no i wiosna rzeczywiście w Polsce jest wspaniała.
Ja kiedy pierwszy raz wyjechałam podczas studiów też bałam się wrócić. Co prawda był to tylko rok, ale i tak dużo pozmieniał w mojej głowie. Życzę powodzenia!
Na szczęście okazało się, że to tylko niegroźny reisefieber, a Polska jest świetna! 🙂 Tak, takie dłuższe wyjazdy jednak nas zmieniają! 🙂
Powroty też są ważne, to kolejny filtr do spojrzenia na minione podróże 😉
A co do tytułów: może nadal miesiące, ale liczone od nowa? „Nowej ery”;)
Tak, właśnie po pierwszym miesiącu w Polsce też tak myślę i sama nie wiem czego się bałam 😀
Hahaha, nowa era to niegłupi pomysł 😀
Niesamowity wyjazd, tyle pięknych miejsc zobaczyłaś. Polska jest jaka jest, chyba naj lepiej mieć tu punkt przesiadkowy 🙂
Na szczęście na razie mi się podoba! Chyba tej Polski potrzebowałam akurat. 🙂 Ale coś czuję, że długo nie posiedzę 😀
Powrót do rodzinnego kraju potrzebny jest każdemu. Podróże są świetne, ale warto czasami zajrzeć „do siebie” 😉
Oczywiście, że tak! 🙂 Teraz już tu jestem 2 tygodnie i bardzo się cieszę, że wróciłam! Na razie zostaję 🙂
Czesc,
Tez wracam do Polski na Wielkanoc po prawie roku mieszkania w Indonezji. Wiem doskonale co czujesz, bo chyba mam to samo. 🙂 Miejmy nadzieje, ze wcale tak wiele sie nie zmienilo.
Pozdrawiam, zycze szczescia w Polsce i dalszych podrozy.
Dzięki! Jak się okazało, wcale nie jest tak źle jak myślałam. 🙂 Daję radę i nawet jestem na haju z Polską 😀 Jest super! 🙂 Powodzenia z Twoim powrotem i również pozdrawiam! 🙂
Hania, dasz radę, jesteś mega charyzmatyczna, a Polska pewnie okaże się tylko przystankiem 😊 czekamy na Ciebie w PubWedrowki we Wrocławiu!
<3 Bardzo dziękuję Asiu! Na pewno widzimy się we Wrocławiu! :D