Sri Lankę uwielbiam pod każdym względem – za jedzenie, herbatę, krajobrazy, zwierzęta, góry, plaże, ocean. Także za ludzi – że są uśmiechnięci i pomocni. Ale jednocześnie niektórych ludzi nie mogę znieść. A dokładnie ich prób naciągania.
Hej! Nazywam się Hania Sobczuk i od ponad 10 lat jestem związana ze Sri Lanką. Regularnie wracam tam prywatnie oraz jako pilot wycieczek. Pomagam też turystom w organizacji ich indywidualnych wyjazdów na Sri Lankę oraz na podstawie wieloletniego doświadczenia napisałam bardzo praktyczny przewodnik po Sri Lance, który pomoże Wam przygotować swój idealny wyjazd! Polecam gorąco. 🙂
Na blogu znajdziecie też więcej moich wpisów ze Sri Lanki, np. listę polecanych noclegów, opis safari w parku Yala (tak, widziałam lamparty, i to nie raz!), a także nieco prywatnych historii, jak np. ta o wejściu na Szczyt Adama. Nie zapomnijcie też sprawdzić kiedy najlepiej jechać na Sri Lankę oraz co zobaczyć w tym kraju!
Spis treści
Naciąganie na Sri Lance
Sprawa jest prosta – jesteś biały = jesteś bogaty. Nie ważne czy jesteś Anglikiem, Niemcem czy Polakiem. Mamy tu po prostu zły kolor skóry, wszyscy chcą nas orżnąć.
Możemy tupać nogami ze złości i tłumaczyć milion razy, że my jesteśmy z Polski i nie mamy zachodnioeuropejskich pensji, ale nikt tutaj tego nie rozumie. Tak naprawdę to nawet nie chce rozumieć. Wbili sobie do głowy, że każdy biały to multimilioner i dawaj nas naciągać na każdym kroku. Płacimy tzw. podatek od białej skóry. Poznajcie moje historie z naciąganiem na Sri Lance. I nie dajcie się zrobić w wała. 😉
Oczywiście na Sri Lance przytrafiały mi się też pozytywne historie nie raz, jak np. ta co pojechałam z obcym Lankijczykiem do dżungli! 😉
Pamiątki
Wiadomo, że każdy chce coś ze Sri Lanki przywieźć. Herbatę, biżuterię z kokosa, figurki z hebanu czy drzewa różanego, kolorowe ubrania, kosmetyki. Akurat jeśli chodzi o wybór pamiątek w Sri Lance to jest naprawdę duży.
Pół biedy, jeśli kupujemy w typowym sklepie z pamiątkami typu ODEL w Kolombo czy Kandy, gdzie ceny są już ustalone, jest kasa fiskalna i nikt się tam nie targuje. Na szczęście ceny jeszcze nie są tam aż tak przerażające, chociaż są wyższe niż normalnie.
Gorzej, jeśli kupujemy coś na targu albo – jeszcze gorzej – od sprzedawców przy głównych zabytkach. O, tutaj, jeśli konkurencja nie jest duża to cena może być nawet 5-krotnie zawyżona.
Przykłady? Uszyłam sobie w Unawatunie spodnie. Za materiał, zdjęcie miary i całą robociznę zapłaciłam 600 rupii (15 zł). W Unawatunie jednak konkurencja jest spora. Za takie same spodnie ostatnio przy wejściu do świątyń w jaskiniach w Dambulli facet chciał 2000 rupii i to bez żadnego szycia, już gotowe, po prostu wisiały na wieszaku. Udało nam się stargować do 1200 rupii, chociaż moim celem było 1000…
W Unawatunie też zresztą przytrafiła mi się śmieszna historia. Kupiłam obrus za 750 rupii od pewnej starszej pani i tak mi się spodobał, że 2 dni później wróciłam do tego samego sklepu, żeby kupić drugi jako prezent dla kogoś. Tym razem jednak młoda dziewczyna, która siedziała w sklepie rzuciła mi cenę 1600 rupii!
– 1600?! – zdziwiłam się. – Jak to? Dwa dni temu kupiłam taki sam obrus za 750!
– To niemożliwe.
– Możliwe. Była tu taka starsza pani i od niej kupiłam za 750 rupii.
– Hari ari (okej, okej), to wróć dziś o osiemnastej.
Równo o wyznaczonej godzinie wróciłam więc do sklepu i zastałam staruszkę, która tym razem obrus sprzedała mi za 800 rupii. Od razu, nawet nie musiałam się targować.
Problematyczne może być co najwyżej targowanie się o pamiątki z drewna, np. z mahoniu czy hebanu, bo to drzewo po prostu jest drogie. Przyznam, że kłopotliwe nawet dla mnie jest targowanie się, bo czasami nie wiem, ile dana rzecz może być warta. Do tej pory za moją figurkę rybaka zapłaciłam 3000 rupii (ok. 80 zł), chociaż cena wyjściowa była 8000 Rs (ok. 210 zł), a za „magiczne pudełko” (czyli pudełko wyrzeźbione w taki sposób, że da się je otworzyć tylko znając sekretny sposób) 1500 Rs, chociaż proponowano 3000 Rs. Ogólnie chyba najlepiej wyjść z 1/4 tego, co nam proponują i stopniowo podnosić, aż dojdziemy do odpowiedniej ceny (między 1/3 a połową, chociaż lepiej bliżej tej niższej granicy). No i oczywiście nie pokazywać, że na czymś nam zależy.
Owoce na targu
Uwielbiam kupować owoce na targu, ale nie cierpię tego robić w Galle albo Dambulli. Dlaczego?
Bo zwykle kiedy mówię kierowcy tuk tuka, że chcę jechać na targ to on od razu poczuwa się do zostania moim pomocnikiem, wyskakuje za tobą i proponuje milion owoców, których koniecznie musisz spróbować. Ceną oczywiście też nieźle manipuluje. W takiej sytuacji trzeba mu z uśmiechem powiedzieć, że znasz tutaj ceny, więc poradzisz sobie sam, ale dziękujesz za pomoc. Jeśli nie zrozumie za pierwszym razem to powtórzyć jeszcze 2 razy, bardziej stanowczo.
Oczywiście, że ja też dałam się naciągnąć i jak o tym myślę, to aż mi uszy płoną ze wstydu. Za 2 mango, kilka marakui, papaję i coś jeszcze powinnam była zapłacić ok. 600-800 rupii. Zapłaciłam 1600. Tak mną zakręcił kierowca tuk tuka, kiedy pozwoliłam mu sobie pomóc. Gdzie poszło te 1000 rupii nadwyżki? Do podziału między sprzedawcę, a kierowcę. Proste.
Oczywiście te 600-800 rupii, które powinnam była zapłacić to też jest zawyżona kwota. Można by ją stargować jeszcze o 100 rupii. Rodowity Lankijczyk pewnie nawet zapłaciłby połowę tego. Problem jednak w kolorze skóry – jako biały zawsze będziesz przepłacać. ZAWSZE. Możesz znać prawdziwe ceny, ale tak naprawdę to nic to nie da. Tylko się bardziej zdenerwujesz, bo będziesz wiedział na ile cię naciągnęli.
Jedyne miejsce gdzie dają w miarę uczciwe ceny na targu? Dzielnica Pettah w Kolombo. Serio.
Naciąganie na plaży
Naciąganie na Sri Lance to standard, ale naciąganie na plaży to już wyższa szkoła jazdy. Białych na plażach południa jest pełno, a wiecie jaki jest wciąż najbardziej popularny sposób na naciąganie? Na tsunami.
Moja rodzina zginęła w tsunami, ciągle ledwo wiążemy koniec z końcem. Proszę pomóż – to standard. Nigdy przenigdy nie dawajcie takim ludziom pieniędzy, bo to nieprawda. Oni po prostu świetnie manipulują naszym miękkim sumieniem Europejczyków wychowywanych w duchu niesienia pomocy biednym i potrzebującym. Ale Lankijczycy naciągający po plaży nie są potrzebujący. Są sprytni.

Unawatuna
Najśmieszniejsza i jednocześnie najbardziej bezczelna historia, jaka mi się przydarzyła na plaży to ta z Unawatuny. Siedzieliśmy w barze do późnych godzin nocnych, a właściwie już porannych i potem kilka osób wróciło do swoich hoteli i pensjonatów, a my poszliśmy na plażę. Ja skoczyłam jeszcze do toalety, a kiedy wróciłam moi znajomi gadali z jakimś Lankijczykiem i… dawali mu pieniądze! Od razu do nich dopadłam.
– Co wy robicie? – zapytałam mocno zdziwiona.
– Jestem kierowcą tuk tuka – zaczął Lankijczyk – zabrałem Toma [jednego z naszych znajomych z baru – przyp.] do hotelu, ale w recepcji powiedzieli, że trzeba dopłacić za pokój. Tom nie miał pieniędzy, więc powiedział, żebym wrócił do Nicka i wziął te pieniądze.
Moje oczy w jednej sekundzie stały się wielkości 5-złotówek. W życiu nie słyszałam większej bujdy. I jeszcze moi znajomi w to uwierzyli!
– Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? – wyrwałam pieniądze Lankijczykowi z ręki. – Wróć do hotelu i powiedz Tomowi, żeby wysłał Nickowi smsa, że to prawda!
– Ale Tom już śpi.
– RECEPCJA TEŻ! Jeśli to prawda to Nick zapłaci jutro rano! DOBRANOC!!!
Oczywiście była to zwykła ściema. Co nas najbardziej zdziwiło to to, że ten facet znał nasze imiona. Nie wiemy jak, ale domyślaliśmy się później, że obserwowali nas w barze. Na naszym stole stało wtedy mnóstwo alkoholu (wiecie, nas tam było 6 osób), byliśmy łatwym łupem. Dobrze, że chociaż ja zachowałam trzeźwy umysł. 😛
Przewodnicy i zwiedzanie
Mój pierwszy raz, kiedy dowiedziałam się na czym polega naciąganie na Sri Lance miał miejsce w Kolombo w parku Viharamahadevi. Dopadł mnie tam botanik pracujący w parku (a przynajmniej tak twierdził), pokazał wszystkie roślinki i żyjątka, po czym zażyczył sobie… 10 dolarów! Ale to było 2,5 roku temu, ja jeszcze wtedy nie znałam Azji i jej realiów, więc dałam mu 500 rupii i kazałam spadać na drzewo. Tak adekwatnie.

Viharamahadevi Park
Za to rozwaliło mnie co teraz oferuje się turystom w Polonnaruwie, oczywiście nielegalnie. Zwiedzanie na czarno. Zwykle bilet wstępu kosztuje ok. 3600 Rs, a dodatkowo wynajem tuk tuka na cały dzień to kolejne 1000 Rs. Więc jak tylko zjawiasz się w Polonnaruwie, dopada cię kierowca tuk tuka z super ofertą, że możesz zaoszczędzić! Płacisz mu co prawda mniej niż jakbyś płacił legalnie, ale oszczędność nie jest jakaś super duża. W zamian za to nie masz możliwości odwiedzić muzeum, bo nie masz legalnego biletu (a szkoda, bo w środku są makiety budynków i potem dużo łatwiej ogląda się ruiny), a do wszystkich ruin ciągną cię przez krzaki, busz i skaczesz przez rowy. Wchodzisz od tyłu, a kierowca daje łapówkę strażnikom. Nie masz możliwości zobaczyć wszystkich miejsc, bo kierowca musi się ukrywać i tak wygląda twoja oszczędność.
Ale mój najbardziej irytujący przypadek był w Kandy podczas podróży z grupą po wyspie. Zamówiłyśmy vana na wycieczkę na słonie, umówiliśmy się na 7 tys. z przewodnikiem, który jechał z nami oprócz kierowcy. Przewodnik w pewnym momencie strasznie zaczął mnie irytować, bo co chwila wymieniał pierdylion innych miejsc, do których warto pojechać (oczywiście zależało mu na prowizji z naszych zakupów), a jeszcze bardziej mnie zdenerwował kiedy zadzwonił do swojego kolegi i dał mi telefon. Zirytowana słuchałam monologu jakiegoś typka jakie to nasz przewodnik ma ciężkie życie i żebyśmy zapłaciły mu więcej niż się umówiłyśmy. Powiedziałam, że się zastanowię, a kiedy pod koniec dnia przewodnik poprosił o więcej pieniędzy odmówiłam, bo nie taki był nasz deal.
Następnego dnia pojechałyśmy pociągiem do Hatton, gdzie też wzięłyśmy vana na wycieczkę po okolicy i drogę powrotną do Kandy. Ile zapłaciłyśmy? Dokładnie 7 tys. rupii, chociaż droga była prawie 2-3 razy dłuższa niż poprzedniego dnia! Normalnie aż się we mnie zagotowało na myśl o nieuczciwym przewodniku z Kandy, który nie dość, że już na nas zarobił, to miał jeszcze czelność prosić o więcej. Nie chcę być w jego skórze, jeśli się spotkamy ponownie.

Polonnaruwa
Kierowcy tuk tuków
Wybaczcie język, ale 95% z nich to największe szuje na Sri Lance. Zresztą w kontekście Sri Lanki mówi się nawet o tuk tuk mafia.
Kolombo. Zawsze w Kolombo należy brać tuk tuka z taksometrem, czyli meter taxi. To jedyny sposób na otrzymanie uczciwej ceny. I trzeba się upewnić, że kierowca go włączy, bo zanim wsiądziemy do tuka to on może uparcie pytać gdzie chcemy jechać i mówić, że da nam uczciwą cenę. Gówno prawda.
Kierowcy w Kolombo zwykle żerują na niedoświadczonych świeżych przyjezdnych. Za przejazd z dworca do naszego hostelu, który jest jakieś 4 km dalej kasują zwykle 750 rupii. Wiecie jaka jest cena z włączonym taksometrem? 200-250 rupii!!! Ale kiedy dopiero przyjeżdżasz na Sri Lankę to tego nie wiesz i dajesz się naciągnąć…
Albo zdarzyło mi się, że z grupą jechałam do hostelu (innego, niewiele dalej), od razu po przylocie na Sri Lankę. Ustaliliśmy cenę 350 Rs za tuk tuka. Przy wysiadaniu kierowcy zażądali… 350 Rs od osoby! No ręce opadają.
Takich historii mam kilka, ale moje ulubione ostatnio to niewydawanie reszty przez kierowców.
Jeżeli ustalenie ceny z kierowcą kosztuje cię nieco wysiłku, to lepiej upewnij się, że masz w portfelu równą kwotę do zapłacenia, bo istnieje prawdopodobieństwo, że nie wyda ci reszty.
Ile razy już mi się to zdarzyło! Ustalam cenę 150 lub 250 rupii, a tu się okazuje, że mam same setki w portfelu, a facet nie ma 50 rupii. Ok, 50 rupii to przecież tylko 1,30 zł, nie? Niby tak, ale nawet nie chodzi o to – po prostu nikt nie lubi jak się go robi w wała. To kwestia honoru. A jeszcze gorzej jak np. cena jest ustalona na 350 Rs, a masz tylko banknot 500 Rs w portfelu!
Moja irytacja w takich momentach sięga zenitu i jeśli kierowca nawet nie kwapi się, żeby sprawdzić po kieszeniach czy ma jak wydać resztę to od razu zaczynam na niego wrzeszczeć, że chcę moją resztę, a jak nie to natychmiast wzywam policję! (Zdarzyło mi się nawet walić gościa bananem po plecach, kiedy się nie odzywał.) I wiecie co? Nagle reszta od razu się znajduje. Nie wiem czy oni boją się policji czy bardziej moich oczu miotających pioruny. 😀
Ekhm, no dobra. Ostatnio w Arugam Bay dałam się naciągnąć w bardzo naiwny sposób. Taki, że się sama śmieję ze swojej głupoty.
Miałam jechać z rana tuk tukiem do Pottuvil kupić bilet powrotny na nocny autobus do Kolombo. Pottuvil od Arugam leży jakieś 2-3 km, czyli w jedną stronę powinnam zapłacić (wtedy) 200 Rs. Kierowca chciał 500 rupii w dwie strony, ja stargowałam do 400 Rs, bo to uczciwa cena. Oczywiście na koniec okazało się, że mam tylko 300 Rs w stówach albo całe 500 Rs w banknocie. Dałam kierowcy owe 500 Rs i czekałam na resztę, a on na to, że nie ma wydać. I zaproponował, że przyjedzie po mnie wieczorem, żeby zawieźć mnie na autobus do Kolombo i wtedy mi odda. I wiecie co ja zrobiłam?
Zgodziłam się. Szczyt naiwności. Oczywiście kierowca wieczorem się już nie pokazał. 😀 A wystarczyło rozmienić owe 500 Rs u znajomych w kawiarni, pod którą staliśmy.
Naciąganie na Sri Lance – czy da się tego uniknąć?
Niestety, nie da się. Na nasze nieszczęście tutaj – jesteśmy biali. Jesteśmy chodzącymi portfelami, sztabkami złota. Nie ważne czy ktoś miesięcznie zarabia 3000 euro jak Niemcy, czy 1000 euro jak Polacy. Dla Lankijczyków wszyscy biali są tacy sami.
Wszyscy płacą równy podatek od białej skóry. Europejczyków z Zachodu boli to tak samo jak nas, ale nie przez stan portfela. Duma boli. Po prostu nikt nie lubi jak się go próbuje oszukać.
Ktoś powie – dziewczyno, nie przesadzasz? O 50 rupii się kłócisz? Odpuściłabyś sobie, to dopiero jest przerost formy nad treścią, skąpstwo totalne.
Otóż nie. To nie jest skąpstwo, jeśli uświadomisz sobie, że tu 100 rupii, tam 50 i nagle jesteś do tyłu 2000 rupii albo i więcej, bo ktoś cię oszukał. Za te 1000 rupii możesz mieć obiad z owoców morza, albo 5-10 obiadów typu rice&curry albo wspaniały nocleg w szopie nad oceanem w Arugam, dokładnie ten co ja miałam. Jak jesteś w podróży to patrzysz na to inaczej. A jeszcze jak żyjesz w podróży – o, wtedy priorytety już są zupełnie inne.
Oczywiście czasami odpuszczam. Czasem jestem po prostu zmęczona i nie mam na nic ochoty. A czasem mi się nie chce, bo po prostu mi się nie chce. Ale ciągle nie lubię, kiedy ktoś mnie naciąga i oszukuje.
Naciąganie na Sri Lance to standard. Nigdy się nie skończy i nigdy go, jako biali, nie unikniemy. Tutaj ludziom po prostu nie można ufać, niestety. Jedyne co możemy zrobić to… przyzwyczaić się. Można osiągnąć stan zen, czyli się nie denerwować. Albo tak jak ja – uparcie walczyć i straszyć policją. Stan zen jest chyba dla mnie nieosiągalny. Chociaż… kto wie? Może kiedyś? 😉
Zostaliście kiedyś naciągnięci w podróży? Podzielcie się swoją historią w komentarzach pod spodem!

nie ma co się denerwować 🙂
Totalnie sie zgadza. Chociaż ja bym określa to jako rasizm. Mam męża że Sri Lanki i właśnie jestem w Hikkaduwa. Chciałam sobie torebkę kupić skórzana. To najpierw ja idę i robię zdjęcie tego co chce a później np wieczorem idzie mój mąż i kupuje jak naprawdę o wiele wiele taniej. I tak robimy za każdym razem jak tu jesteśmy.
Yup, podatek od białej skóry. Dzięki za komentarz!
Właśnie trafłam na bloga, przygotowując się do wyjazdu w grudniu – mam nadzieję, że informacje są w miarę aktualne 🙂 Dzięki za to czym się tu dzielisz 🙂
Hej, dzięki za komentarz! Staram się aktualizować te najważniejsze wpisy, kiedy mam czas, bo trochę ich jest 😀 Ale ogólnie tak, są w miarę aktualne 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Spędziłam na Sri Lance łącznie 4 miesiące (3 tygodnie w lutym 2020 i 13 tygodni w 2023). Część z tego czasu spędziłam wśród lokalsów, w nieturystycznych miejscach, a część w typowo turystycznych. Widać ogromną różnicę. Zgodzę się co do większości rzeczy, o których piszesz (a już do tego o kierowcach tuk tuków zwłaszcza), ale myślę że potrzeba dopowiedzieć, że nie jest tak w miejscach nieturystycznych i że to zależy na kogo się trafi – ja spotkałam mnóstwo przesympatycznych Lankijczyków, którzy na różne sposoby mi pomagali lub zaprosili na herbatę albo poczęstowali przekąskami po ichniejszym Nowym Roku i to ZA DARMO.
Myślę, że jeśli nastawimy się na walkę (choć w turystycznych miejscach niestety trzeba!), to możemy przegapić doświadczenie naprawdę niesamowicie ciepłych ludzi, jakimi są Lankijczycy.
Co do autobusów to wymyśliłam poste rozwiązanie – niezależnie od trasy podawałam kontrolerowi biletów jakiś banknot, mówiąc tylko nazwę miejscowości (z miną jakbym wiedziała gdzie jadę i za ile). Od tego czasu każdy drukował mi bilet i oddawał resztę.
Przeczytałam wszystkie posty z zaciekawieniem, wybieram się po raz pierwszy na Sri Lankę w styczniu 2023, jest to pierwsza moja podróż w ten region świata, więc wszystko jest dla mnie nowe i nieznane.
Dzięki za komentarz! Życzę udanego wyjazdu! 🙂
Bardzo przydatny post! Szkoda że przeczytałam dopiero w ok połowie swojego wyjazdu:) w tym czasie już sama się trochę nauczyłam o co chodzi. Ale mojego pierwszego dnia w Polonnaruwie dałam się tak oskubać że to jest normalnie szok, do tej pory jestem tym zniesmaczona! W ogóle na samym początku myślałam że znienawidzę ten kraj za to, bo przeginali. Ale teraz, po tygodniu, mogę powiedzieć że więcej spotkałam życzliwych ludzi, którzy pomagali mi w czymś i zabierali mnie gdzieś i na pytanie o pieniądze odpowiadali „daj tyle ile uważasz”, i kiedy dawałam moim zdaniem uczciwą stawkę nie kłócili się o więcej. A pomogli mi naprawdę bardzo! Może mam jakieś wyjątkowe szczęście do ludzi tutaj.
Dzięki za komentarz! Pozdrawiam 🙂
Trzeba jeszcze wspomnieć o konduktorach w autobusach, którzy też nie zawsze potrafią wydać resztę do biletu, zwłaszcza jeśli nie mają maszynki do ich drukowania i nie ma jak ich sprawdzić.
Dodatkowo w Kandy zdarzyła nam się śmieszna sytuacja, ale nie wiemy jaki jest jej koniec, bo w porę się już potrafimy wycofać 😉 Stojąc przy głównej ulicy podszedł do nas przypadkowy koleś zagadując, że sprząta w naszym hotelu, że nas poznaje, próbował zgadnąć że jesteśmy z Niemiec. Szybko sie go pozbyliśmy śmiejąc się, że mieszkamy w guestousie gdzie na pewno nikt nie sprząta 😉 Jak nam się humor poprawił gdy po 2 minutach, gdy nadal staliśmy w tym samym miejscu podszedł gościu z taką samą gadką! 😀 ciekawe jaki byłby dalszy ciąg tej historii 😉
Wow, co za historia! Czegoś takiego jeszcze nie miałam! 😀 Dzięki za komentarz!
Mam takie pytanie odnośnie pamiatek na Sri Lance. Lecimy w grudniu. Z kazdej podrozy przywozimy sobie jakis obraz lokalnego artysty – wiadomo, ze nie chodzi mi o żadne dzilo sztuki, ale po prostu jakas pamiątke wykonaną przez lokalsa. Czy na Sri Lance też mozna cos takiego znalezc? Jesli tak, to w jakich miastah sie z ttm spotkalas?
Na Sri Lance znajdziecie mnóstwo rękodzieła i okazji do zakupu pamiątek. 🙂
No to ja dwa nowe wątki wrzucę…bo warto…ogród botaniczny i zakup kremu do depilacji za 4 tysiące rupi, gdzie zawiozl nas znajomy tuk tukowicz…w sklepie obok hotelu 450 rupu taki sam….spotykamy gościa i mowimy mu, ze nas naciął i że jest naciagaczem i juz nigdy z nim nie pojedziemy…za 10 minut przywiózł nam 3.5 tysiąca!!!! Oddał różnicę!!! Cud numer jeden !!!
Drugi numer do spacer po Kalutara. .zagaduje nas facet i mowi, ze jestesmy fajni i dzisiaj jest dzien Buddy, czarna sobota i zniżki na szafiry 40%….pokazuje, ze kupil takie dla babci itp….wiezie nas 30 km za miasto do rządowego sklepu…tam ceny zaczynają się od 400euro…!!!! Mierzenie. Prezentacja. I pytanie dlaczego nie chcemy kupić w tak świetnych cenach…wychodzimy…droga powrotna ze „znajomym z hotelu”uplywa w ciszy…dajemy 500 rupii za wycieczkę i mamy…kolejne fajne doświadczenie, ktorym się dzielimy:)
Wielkie dzięki za ten komentarz! 🙂 Pozdrawiam!
Przekręt na tuk tuka w colombo już się nie uda, można zamówić przez aplikację Uber tuka i cena jest wyliczana z góry. Uberem można też jeździć między miastami, chociaż wtedy płaci się gotówka a nie karta kredytowa i jest ryzyko że kierowca celowo wydłuży sobie trasę.
Z tymi aplikacjami nie jest tak kolorowo. W Indonezji jest np. Gojek. Jak zamawiasz podwózkę to kierowca wiadomość dla sprawdzenia czy znasz indonezyjski. Jak nie znasz to cena automatycznie rośnie kilkukrotnie. Jak się nie zgadzasz na nową stawkę, to po prostu Cię olewa.
O matko, skąd ja to znam! co prawda nie z Sri lanki ale z Indii;) najbardziej naciągali mnie wtedy gdy bylam z hinduskim przyjacielem, ciekawe , nie? może dlatego ze ja zawsze jak bylam sama robiłam zacięta minę i wiedziałam ile mam zapłacić dlatego zwykle była krótka piłka. Pamietam jak kiedyś jechakismy gdzies na południu Indii, chyb ato było w okolicach Hampi, gdy jedno biuro sprzedało nam bilet na autobus-widmo. Oczywiście poszłam się kłócić i odzyskałam kasę, ale wiadomo, nerwy zszargane i pół dnia z głowy bo trzeba było czekać na inny autobus.;)
Wczoraj wróciłem ze Sri Lanki i dodam taki jeden przekręt na który częściowo się daliśmy złapać , było to Old Village Spice & Herbal Garden w Matale ( ale myślę że we wszystkich tych niby ogrodach jest tak samo) Podjechaliśmy z naszym kierowcą do tego ogrodu , przywitał nas chłopak który przedstawił się jako doktor medycyny naturalnej i zaproponował oprowadzenie po ogrodzie (raczej ogródku) gdzie pokazywał nam różne rośliny ( drzewo sandałowe , wanilie itp) o każdej roślinie opowiadał i przekazywał informację o ich niby zdrowotnych właściwościach , każda z tych roślin leczyła wszystko od trądziku po raka prostaty… Po oprowadzeniu zaproponował że jego uczeń zrobi nam masaż , oczywiście darmowy . Jedna koleżanka zgodziła się na masaż pleców , jednak po masażu okazało się oczywiście że trzeba za niego zapłacić , najlepiej 2 tys.rupii , koleżanka na odczepnego dała 500.
Ale to jeszcze nic , bo największy przekręt to ich „apteka” pełna „cudownych ” leków w cenach totalnie kosmicznych . Tu niestety nic nie kupiliśmy czym doprowadziliśmy „doktora ” do dużego rozgniewania . Hitem były tabletki na odchudzanie za 200$ niby z czerwonego ananasa , czyli taki sam badziew jak proponują u nas w kolorowych gazetach tylko ze po 100 zł .Reasumując nie traćcie czasu i nie zaglądajcie do takich niby ogrodów. Poza tym jestem zakochany w Sri Lance i na pewno nie raz tam jeszcze pojadę.
Tak, niestety, te ogrody są bardzo przereklamowane… :/ Cieszę się, że poza tym jednym aspektem Sri Lanka ogólnie Ci się podobała! 🙂
Oj, ja się też dałam naciągnąć na kilka specyfików w Matale. Z racji że wycieczka była z UK ceny magicznie też były w funtach…buteleczka 'specyfiku’ na rzucenie palenia kosztowała £25 Czyli ok 250 zł…A za dwie to już wiadomo…poza tym byli bardzo nachalnie i próbowali wcisnąć inne ich mikstury ale już nie dałam się…Ale Sri Lanka cudowna, i mam nadzieję że jeszcze tam wrócę…pozdrawiam. A Tobie Haniu dziękuję za tak świetnego bloga 🙂
Haniu. Twój blog jest dla nas kopalnią wiedzy podczas naszego wyjazdu na Sri Lankę. Ale ceny tuk tuków probowaliśmy zbić do 50 Rps za km… Nawet noe dalismu rady dojść do 80…. Ale już trudno. Jak to napisałaś nie da się pokonać skomplikowanego systemu gdy włosy masz blond a skórę białą. ZEN…. Ale szczytem było gdy nas dzisoaj kierowca autobusu oszukał z ceną biletu… Na szczęście w jedną stronę o 140 Rps. Jak już się nauczymy to trzeba będzie wracać do domu. 😉
To nic, na szczęście to nie są takie wysokie koszty… 😉
Targowanie o 100 czy 200 rupi trochę nie ma sensu bo to walka o 2-4 złote które dla nas niewiele warte a dla nich dużo . Szkoda czsu na targowanie o nic.
Pisałam ten post z perspektywy kogoś, kto jak wyjeżdża w podróż to na kilka miesięcy i wtedy każdy grosz się liczy. 🙂 Poza tym na Sri Lance naciąganie często wykracza poza te 200 Rs. 😉
W okolicy fortu w Colombo naciaga sie turystow na jeszcze inny sposob. Zagaduje nad mily pan ktory mowi ze wlasnie odbywa sie swieto buddyjskie ze sloniami itp. Musimy tam byc. Zaraz podjezdza tuk tuk, pan nas laduje do pojazdu. Na miejscu kierowca zada 2500 rupii (mowi ze uzywa licznika ale to sciema) a swieto buddyjskie to tez sciema. O tym numerze pisza na Trip Advisor od 2013. Btw poza Colombo nie zdarzaly mi sie takie przygody, a taksiarzowi zaplacilem 250 rupi i kazalem mu sie p…dolic. Zawiosl mnie do jakiejs swiatyni wiec nie bylem zbyt stratny.
Właśnie wróciliśmy ze Sri Lanki 13-28 styczeń 2017 ( z dziećmi 11i 8 lat) , i niestety stanowczo odradzam … Naciągactwo , ludzie uprzejmi ale nie mili jak to się powszechnie opisuje, jedzenia brak trzy potrawy bez smaku roti, kotu , ryż z breją i kawałkiem starego kurczaka – bez przypraw za 30 PLN, , wszystkie atrakcje których nie ma to majątek za wstępy – Sigirija 140 Pln za os. – nic tam nie ma , schody się rozpadają , wycieczka na 2 h, safari to kolejna wtopa pokazują bawoły które można spotkać na każdym polu ( coś w rodzaju krowy na wolności) koszt 200PLN /os , rafy zniszczone po tsunami – obraz nędzy i rozpaczy ( rybki żyją) Unikać Trip… i innych opini z portali – sami je piszą -na miejscu nie ma nic (pomimo 200+ opini) hotele się rozpadają grzyb zjada mury ( to efekt tsunami ,skażony teren i mury , dachy kryte eternitem … (minimum 250PLN za noc +++ – dziadostwo) + komary wszechobecne , wszechogarniający smród palonych śmieci – to norma . Piwo minimum 12PLN to najtaniej , wszystko tu kosztuje majątek nie oferując nic w zamian ! „Nie chce mi się gadać o tym kraju” przepraszam ale szkoda kasy tam jechać!!! ( polecam Tajlandię!!!)
Jak to dobrze, że każdy ma prawo mieć własną opinię 🙂 pozdrawiam 🙂
Hej 😀 Pamiętam Cię z Pięknej, trafiłam do Ciebie przez przypadek z Google 😀 szukajac porad, bo wybieram się właśnie na Sri Lankę. Twoje poradniki są najlepsze w polskim internecie 😀😀😀
Hej! Bardzo, bardzo dziękuję za miłe słowa 🙂 Pozdrawiam! 🙂
Dla mnie naciągacze to jest największa udręka wszystkich wyjazdów, w szczególności tych bardziej egzotycznych.
Nie tylko na Sri Lance tubylcy naciągają białych. Byłam w kilku miejscach na świecie i praktycznie wszędzie na południu planety jest podobnie. Europejczycy, Amerykanie, Japończycy czy Australijczycy to synonimy gości przy forsie. Zawsze można im coś sprzedać i w krótkim czasie zarobić na cały miesiąc życia. Niestety nic na to nie poradzimy.
Oczywiście, że nie poradzimy i oczywiście, że tak jest nie tylko na Sri Lance. 🙂 Ale po wielu moich pobytach tam, napisałam po prostu czego konkretnie w Sri Lance nie cierpię. Jeszcze nie zdarzyło mi się bić skórką od banana sprzedawców na Filipinach czy w Malezji. 😉
Jestesmy wlasnie po raz drugi na Sri. Najbardziej nas meczyli w Tissie. Kolejnym sposobem jest nocleg „na siostre”. Prosta sprawa. Nie bukujemy noclegow tylko sprawdzamy wczesniej gdzie chcielibysmy sie zatrzymac. Idziemy z mapka do celu i nagle ktos nas pyta czego szukamy. Podajemy nazwe guest housu i otrzymujemy odpowiedz: „aaaaa to moje miejsce,my place! Ale niestety juz wszystko na dzisiaj zarezerwowane. Ale moja siostra ma jescze wolne pokoje. Chodzcie pokaze wam. Tylko sprawdzicie!” I takim sposobem jestesmy prowadzeni przez naciagacza do umowionego hostelu gdzie on jeszcze kasuje swoja dzialke 🙂 uwazajcie 🙂 pozdrawiamy z unawatuny 🙂
Pozdrowienia z Kolombo! Jak planujecie nocleg w Kolombo przed wylotem polecam Colombo City Hostel 😀 Akurat tutaj siedzę 😉
Hmmmm. Naciagaja na maksa, ale robia to z duzym wdziekiem.😁Zazdroszcze pobytu w Sri Lance, bo po tygodniu juz chcialam wracac.
Oj, ja już chyba zbyt dużo czasu tu spędziłam, żeby ten wdzięk jeszcze dostrzegać 😀
A żeby to raz 🙂 W krajach Ameryki Południowej (nie wszystkich i nie zawsze) są 3 rodzaje cen wzrastających odpowiednio: dla miejscowych; dla gringos, którzy mówią po hiszpańsku i dla gringos, którzy nie mówią po hiszpańsku. Tak to już niestety jest…