Gruzińskie jedzenie słynne jest w Polsce i chyba powinien być to jeden z głównych powodów wyjazdu do tego kraju. My podczas naszego trzytygodniowego tripu po Gruzji i Armenii mieliśmy okazję próbować kilku lokalnych specjałów. Dzielimy się nimi poniżej!
Na wstępie jednak przyznam, że nasza lista gruzińskich i ormiańskich potraw różni się pewnie od tych na innych blogach. Bo my nie skupialiśmy się na konkretnych daniach, choć takie też tutaj wymieniamy. Dla nas ormiańskie i gruzińskie jedzenie to przede wszystkim ludzie, których spotkaliśmy i przygody, które przeżyliśmy. Wiecie, taki sentyment do odbytej podróży 😉
Co prawda, nie trafiła nam się typowa gruzińska gościna, choć w jednym z pensjonatów w Kazbegi pani Gruzinka zrobiła nam prawdziwą suprę, czyli gruzińską kolację 😀 A poza tym stopując gdzieś na ormiańskich i gruzińskich lokalnych drogach szutrowych zostaliśmy ugoszczeni przez Ormian i Azerów. Jedzeniem prostym, ale najsmaczniejszym!
Tutaj możesz przeczytać więcej o naszych przygodach w Gruzji i Armenii!
Proszę bardzo, oto nasze przysmaki z ziem Kaukazu Południowego! Smacznego! Po gruzińsku Gaumardżos, a po ormiańsku – Bari achordżak! 🙂
Spis treści
- 1. Chaczapuri – słynne gruzińskie jedzenie
- 2. Smaki domowe i prosto z sadu
- 3. Alkohole domowej roboty
- 4. Chinkali – legendarne gruzińskie jedzenie!
- 5. Mczadi
- 6. Smaki regionu Morza Czarnego
- 7. Czurczchele – gruzińskie słodycze
- 8. Gruzińskie jedzenie sprzedawane przy drodze i na plaży
- 9. Orzechy i pestki
- 10. Lody na patyku 😀
1. Chaczapuri – słynne gruzińskie jedzenie
Słynny gruziński placek z zapiekanym słonym serem w środku to chaczapuri (gruz. chaczo – ser i puri – chleb). Spotykany właściwie na każdym kroku. Klasyka kuchni gruzińskiej, której powinien spróbować każdy, kto podróżuje do tego kraju.
Jest kilka rodzajów chaczapuri, główne to:
– chaczapuri imeruli – (z Imeretii) najczęściej spotykany, jest to wersja podstawowa placka (czyli tylko ser w środku); sprzedawany jest często przez starsze panie np. na targowiskach czy dworcach lub postojach marszrutek, podawany prosto z blachy, więc uwaga na palce! Cena to zaledwie 1 lari (2 złote), więc pakowaliśmy na zapas, bo zimne chaczapuri też smakuje dobrze 🙂
– chaczapuri megruli – (z Megrulii) od imeruli różni się dodatkową warstwą sera zapiekaną na wierzchu;
– chaczapuri adżaruli – (z Adżarii) moja największa miłość, jeśli chodzi o gruzińskie jedzenie! Wersja adżarska jest w kształcie łódeczki z serem w środku, a na nim jeszcze jest surowe jajko z masłem.
W naszej ulubionej knajpce w Signagi jedliśmy także chaczapuri podawane jako szaszłyk z pieczarką i serem w środku. Nie wiem, czy jest to jakaś regionalna odmiana czy po prostu fantazja kulinarna szefa kuchni, ale było naprawdę przepyszne!
Jeśli będziecie mieli okazję być w Signagi, wstąpcie koniecznie do restauracji na ulicy Barataszwilego! Poznacie ją po żółtym szyldzie nad wejściem!
2. Smaki domowe i prosto z sadu
W Gruzji i Armenii prawie każde gospodarstwo jest jeszcze samowystarczalne. Ktoś ma kury, inny krowy czy owce, a ktoś jeszcze inny pasiekę. Za każdym domem znajduje się małe podwórko z ogródkiem warzywnym, drzewkami owocowymi i oczywiście winoroślą. Każdy tu coś hoduje, uprawia i wymienia się z sąsiadami, wszystko jest świeżo zerwane lub zebrane, nie pryskane i bez konserwantów. Prawdziwe, słodkie, z kaukaskiej ziemi i ararackiego słońca, jak mówili Ormianie.
Co jedliśmy? Przede wszystkim:
– chleb – bardzo różny od naszego, w Gruzji przypomina bardziej gruby placek w kształcie elipsy; w Armenii chleb nazywa się lawasz – jest to cienkie łamliwe ciasto,
– ser – w Gruzji nazywa się sulguni, trochę w smaku podobny do naszego oscypka,
– jajka – głównie jajecznicę, ale też sadzone oraz w postaci omletu z samych jaj,
– owoce – oczywiście winogrona (najsłodsze jakie w życiu jadłam!), arbuzy i melony, brzoskwinie, figi (wstyd się przyznać, ale pierwszy raz w życiu jedliśmy świeże figi! :D), a także przesłodki kompot z malin
– warzywa – np. marynowaną kapustę (Ormianie marynują wszystko, co się da), pomidory, ogórki, bakłażany, mnóstwo bakłażanów!,
– warzywa strączkowe – w Gruzji jedliśmy lobio, czyli potrawę z tartej fasoli, a w Armenii sałatkę z soczewicy, kolendry i jogurtu
– zioła – w krajach Kaukazu Południowego zioła (natkę pietruszki, koper, kolendrę) podaje się świeże w całych gałązkach, a każdy urywa sobie tyle, ile potrzebuje; w Armenii świeża kolendra dodawana jest właściwie do wszystkiego już wcześniej, nad czym bardzo ubolewałam, ponieważ jest ona dla mojego żołądka dość ciężka
– mięso – Ormianie częstowali nas kawałkami wędzonej wieprzowiny, nie jakąś tam sztuczną szynką w plasterkach, tylko prawdziwą, przesiąkniętą dymem z wędzarni tuszą wieprzową w kawałkach
3. Alkohole domowej roboty
W Gruzji oczywiście piliśmy czaczę, czyli gruziński bimber. Oj, ciężko było. Śmierdzi strasznie i ma okropny smak, a do tego długo pali w gardło…
Ale wina! Ach, gruzińskie wina! Od pobytu w Kahetii, czyli gruzińskiej Toskanii, zakochałam się w nich bez pamięci. Najlepsze są takie, które dostaniecie w zwykłej butelce po wodzie mineralnej za jakieś 4 lari. 🙂
Siedzieliśmy w naszej ulubionej knajpce w Signagi, gdy akurat jakaś Gruzinka miała urodziny. Kiedy wychodziła z koleżankami, podarowała nam cały dzbanek czerwonego trunku (i była zachwycona, kiedy usłyszała, że jesteśmy z Polski – zadzwoniła nawet do swojej córki, która trochę mówiła po polsku! :D), tak w ramach gruzińskiej gościnności. 🙂 Byliśmy trochę przerażeni perspektywą wypicia całej zawartości 1,5 litrowego naczynia w środku dnia, ale wino było tak dobre, że nie mogliśmy przestać! 😀
Przeczytajcie na Wikipedii rozbudowany artykuł o gruzińskich winach!
W Armenii natomiast opijałam się słodkim winem z granata. Uwielbiam je, choć znalezienie (w supermarkecie!) tego ulubionego zajęło mi spożycie butelek kilku różnych winiarni. 😉
Wspomnę tylko, że w czasie gruzińskiej uczty, czyli supry, alkohol powinno się pić z rogu albo czarki. Po to, żeby wychylić cały toast, bo nie da się ich postawić. 🙂
4. Chinkali – legendarne gruzińskie jedzenie!
Chinkali to gruzińskie pierożki w kształcie pofałdowanych sakiewek. W środku są mięsne kulki, które w trakcie gotowania puszczają wodę, w smaku trochę taki rosół – najpierw trzeba go wyssać, a dopiero później zjeść pierożka z zawartością.
Niestety, w Gruzji w kilku restauracjach i knajpkach trafiliśmy na chinkali, które niekoniecznie nas w sobie rozkochało. Co prawda solone było bardziej zjadliwe, ale i tak nie zdobyło mojego serca (słyszeliśmy, że mogły być mrożone, a nie świeże). Dopiero w Erywaniu w restauracji Kaukaz Sebastian zamówił takie, które przypadły mu do gustu, ale były one ciemnego koloru (z innej mąki?), więc nie wiemy czy można je nazwać oryginalnymi.
Podobno kobieta, która potrafi zrobić chinkali z 20 fałdkami, jest prawdziwą gospodynią. 😉
UWAGA: Będąc w Gruzji, pamiętajcie, że chinkali kupuje się na sztuki. Jedna kosztuje ok. 0,70 lari (1,50 pln), ale niech to Was nie zmyli! Chinkali są dość duże i sycące – ja najadłam się czterema, Sebastian sześcioma…
5. Mczadi
Mczadi to kolejna gruzińska potrawa, która przypadła nam do gustu. Są to po prostu placki z mąki kukurydzianej. Same w smaku może nie powalają, ale podaje się je często z dodatkami, np. potrawką z duszonego bakłażana i pomidora albo z sosem pomidorowym.
6. Smaki regionu Morza Czarnego
Jeśli przyjrzymy się dokładniej historii regionu, a także weźmiemy pod uwagę, że różne kultury nie mają sztywnych granic, ale przenikają się nawzajem, nie zdziwi nas, że w kuchni Gruzji i Armenii znajdziemy potrawy i smakołyki, które znamy z innych krajów leżących nad Morzem Czarnym. Nie różnią się niczym, oprócz pisowni (chociaż i to nie zawsze):
– kababi albo po prostu kebab – czyli stary, dobry kebab z Turcji, podawany na talerzu zwykle w formie szaszłyka z kawałkami chleba;
– kjufta – w Turcji köfte, czyli mięsne kuleczki w sosie;
– bakława – baklawa, czyli ciasto przełożone mieszanką orzechów z cukrem i miodem, polane z wierzchu słodkim syropem, pokrojone w kwadraty, trójkąty lub romby;
– kawa – no, jakżeby inaczej! Ormianie piją taką samą kawę jak Turcy – mocną i wyrazistą.
7. Czurczchele – gruzińskie słodycze
Gruzińskie czurczchele znane są także w Turcji, ale pod nazwą Pestil Cevizli Sucuk. Są to orzechy włoskie na sznurku gotowane w soku z winogron i masie z mąki kukurydzianej z cukrem. Przyznam, że niekoniecznie byłam ich fanką, ale Sebastian zajadał się nimi ze smakiem. 😉
8. Gruzińskie jedzenie sprzedawane przy drodze i na plaży
Tak jak u nas przy drogach sprzedają grzyby, owoce leśne albo ziemniaki, tak Gruzja i Armenia mają swoją wersję. Przede wszystkim możemy kupić melony, arbuzy i figi, które chyba sprzedaje tu każdy szczęśliwy posiadacz przydomowego ogródka. Poza tym, głównie w Armenii, widzieliśmy przy drodze także stragany z marynowanym wszystkim-co-tylko-da-się-zamarynować w słoikach, a także gotowaną kukurydzą (kaukaska odmiana jest biała).
Na plaży natomiast, tak samo jak w Turcji i Bułgarii, sprzedaje się gotowaną kukurydzę i przepyszną bakławę.
9. Orzechy i pestki
Łuskanie pestek słonecznika to w Gruzji i Armenii sport narodowy. Na ulicach Tbilisi i innych miast i miasteczek można często zobaczyć babuszki sprzedające te ziarnka, a także mnóstwo innych orzechów: przodują włoskie, laskowe, migdały i nerkowce. Tak jak w Turcji. U nas też są, owszem. Ale sęk w tym, że dookoła Morza Czarnego te przysmaki do chrupania mają zupełnie inny smak! Naturalny, świeży! Orzechy w tej części świata smakują słońcem!
10. Lody na patyku 😀
Lody nie są żadnym narodowym przysmakiem, u nas przecież też możemy je kupić. Co jest w nich takiego nadzwyczajnego, że postanowiłam umieścić je w rankingu?
Otóż klasyczne śmietankowe lody na patyku w polewie czekoladowej stawiały nas na nogi w chwilach największego zwątpienia i kryzysu. Kiedy upał przekraczał 35°C i nie dawaliśmy już rady nieść plecaka, kupowaliśmy lody. Może to brzmi banalnie, ale naprawdę takie znane orzeźwiające smaki potrafią czasem najlepiej podnieść na duchu. 🙂
***
Trochę czasu minęło już od wyjazdu do Gruzji i Armenii i próbowania na żywo tych wszystkich przysmaków. Teraz najchętniej przeniosłabym się znowu na Kaukaz Południowy i jadła, i jadła, i jadła! Gruzińskie jedzenie jest tak dobre, że każdy, kto podróżuje dla jedzenia, powinien odwiedzić ten region. Polecam gorąco!
Moje gruzińskie „must eat” to badridżiani z sosem baże czyli smażone (albo grillowane) plastry bakłażana z sosem orzechowym oraz chaczapuri aczma w wykonaniu Daro z Batumi 😉
Sulguni to jeden z wielu serów gruzińskich. Najbardziej ceniony przez Gruzinów jest ser imeretyński, robiony z pełnotłustego mleka.
Bardzo mi się podoba tamtejsza kuchnia. Zbliżona jest do tej bałkańskiej, więc można nacieszyć się serami, dobrym pieczywem oraz warzywami i owocami. Mnie, wegetariance więcej do szczęście nie potrzeba 🙂
Zgadzam się z Tobą w 100% – dookoła Morza Czarnego da się przeżyć bez mięsa i do tego można się naprawdę nieźle najeść! 🙂
Dlatego tym bardziej ciągnie mnie w tamte rejony!
Niby w Polsce też można zjeść dobrze, zdrowo itd. Ale jednak podczas podróżowania, zmysł smaku się wyostrza i człowiek pragnie próbować różnych potraw, jakże odmiennych od tych dotychczasowo znanych 🙂
Dokładnie! W domu mogę jeść w kółko to samo, a w podróży muszę co chwila coś nowego! Próbować, zaskakiwać się, odkrywać! 🙂
Ja tak samo, w domu trzymam się pewnych utartych szlaków żywieniowych a na wyjeździe, trzeba trochę sobie życie urozmaicać 😀