Wadi Rum mnie zaskoczyła. Przed wyjazdem do Jordanii przeglądałam setki zdjęć tej pustyni. Rozpalała moją wyobraźnię, wyobrażałam sobie, że tam jestem, że czuję na twarzy pustynne powietrze, a pod stopami miękki czerwony piasek. Na pewno mi się spodoba! Ale to było coś więcej – miłość, wielki poryw serca.

Wadi Rum była kolejnym naszym punktem do zobaczenia w Jordanii. Nie ukrywam, że mój apetyt na przygody tutaj stale rósł, tym bardziej, że ten kraj okazał się po prostu idealny dla łowcy przygód na pełen etat. Dopiero co uprawialiśmy kanioning w Wadi Mujib nad Morzem Martwym (gdzie też spróbowaliśmy morskich terapii), a po nim spędziliśmy 2 wspaniałe dni w skalnym mieście w Petrze – teraz przyszedł czas na pustynię. 😉

Po przeczytaniu kilku artykułów o Wadi Rum wiedziałam już, że tutaj także chcę spędzić dwa dni. Jeden na wielbłądach, następnie nocleg w hotelu z milionem gwiazd (tych prawdziwych, wiecie, nad głową), a drugiego dnia zrobimy sobie jeep tour po pustyni.

Do pełni szczęścia brakowało tylko lotu balonem nad pustynią o wschodzie słońca, ale taka atrakcja przerosła nasze możliwości finansowe. Cóż, może innym razem, bo przecież kiedyś wrócę do Jordanii. 😉

wadi rum

Wadi Rum na krótkim filmie

Zanim się wczytacie w moje doświadczenia z Wadi Rum, zapraszam do obejrzenia krótkiego filmu z pustyni. Żaden ze mnie kinematograf, ale widoki fajne! 🙂

Kim są Beduini?

Nasza taksówka z Petry przyjeżdża o godzinie 9 rano pod bramy wjazdowe do Wadi Rum. To teren chroniony, wpisany na Listę UNESCO. Tam czeka na nas młody Beduin ze swoim współczesnym rumakiem – jeepem ubrudzonym czerwonym pustynnym kurzem. Wsiadamy i ruszamy do beduińskiej wioski.

Beduini to koczownicze plemiona arabskie. Nie spodziewajcie się jednak tutaj czarnych namiotów typowych dla Beduinów. Wielu z nich już dawno porzuciło nomadzki tryb życia i zamieszkało w jednym miejscu. Obecnie szacuje się, że zaledwie 2% Beduinów na świecie ciągle prowadzi koczowniczy tryb życia.

wadi rum

Beduin i Arab to nie są synonimy – chociaż mają wspólne korzenie to ich dialekt, kultura, tradycje, muzyka, jedzenie są inne. Słowo 'Beduin’ pochodzi z języka arabskiego: badawī to 'podróżnik’ lub 'nomada’. To słowo natomiast wywodzi się z innego: bādiyah, czyli 'pustynia’, 'pustka’. Dlatego w tym rozumieniu Beduin to ktoś 'wędrujący po pustyni’.

Jest jeszcze jedno słowo, od którego pochodzi nazwa Beduini: bedaya, czyli 'początek’. Uważa się, że Beduini byli na pustyni pierwsi, a Arabowie wywodzą się od koczowniczych Beduinów, nie odwrotnie. Mimo tego, że wielu Beduinów już nie wędruje po pustyni, ale osiedli – tak jak Arabowie – to ciągle odróżniają ich różnice kulturowe i mentalność. O Beduinach możecie przeczytać więcej u Ewy z Daleko Niedaleko.

wadi rum

Rodzinny biznes

W wiosce czeka na nas Abdullah Ali, który organizuje trekkingi na wielbłądach po pustyni. Przyjmuje nas u siebie w domu i częstuje filiżanką herbaty. Omawiamy jak będzie wyglądał nasz 2-dniowy pobyt na pustyni. Rozmawiając z Beduinem mam wrażenie, że opis trekkingu na stronie internetowej wyglądał trochę inaczej, ale oczywiście nie przyszło mi do głowy przeczytać go jeszcze raz przed przyjazdem tutaj. Dodatkowo Abdullah mówi, że musimy zapłacić 10 dinarów więcej (za 2 osoby; ok. 60 zł) za wstęp na Wadi Rum. Mailowo nie było to uzgadniane, więc trochę się zdziwiłam. Wydaje mi się jednak, że Abdullah przytulił sobie te pieniądze, bo nie dostaliśmy żadnego biletu ani nic potwierdzającego rzekomy „wstęp”.

wadi rum

Czekamy na naszego przewodnika, którym okazuje się być młody, chyba 17-letni Beduin, bratanek Abdullaha. Prowadzi nas do zagrody, gdzie jakiś inny kuzyn (oni tam chyba wszyscy są rodziną) osiodłał wielbłądy.

Zadziwiająco szybko odnajduję się w siodle, dość specyficznym i innym niż siodło do jazdy konnej. Siodło na wielbłąda przypomina stołek, który układa się na garbie zwierzęcia, a następnie przykrywa poduszkami i kocami. Przed i za jeźdźcem wystają dwa drewniane kołki – do trzymania się i zawieszenia torby. Wygodnie usadawiam się na tym pakunku i czekam aż wielbłąd się podniesie.

wadi rum camel trek

Rytm jazdy

Musisz wyczuć moment, inaczej nieźle tobą rzuci, a nawet możesz spaść, tym bardziej, że trzymasz się tylko siodła, nie ma żadnych strzemion. Wielbłąd energicznie prostuje tylne nogi, a wtedy całe siodło przechyla się do przodu. Jeśli w tym momencie nie odchylisz się mocno w tył, to wylądujesz twarzą na głowie zwierzęcia. Po chwili wielbłąd prostuje przednie nogi, a wtedy trzeba przechylić się ponownie do przodu. Należy to zrobić energicznie, w tempie i rytmie wielbłąda. To jeden z moich ulubionych momentów.

wadi rum

Na wielbłądzie umiem usiąść bardzo wygodnie. Najpierw obserwuję przewodnika – lekko się przygarbia i kołysze w rytm chodu wielbłąda. A ten jest dość specyficzny, bo zwierzę podnosi na raz obie nogi z jednej strony ciała, a potem obie z drugiej, więc kołysze się trochę na boki. Kręgosłup jeźdźca powinien więc być przygarbiony, żeby móc się do tego kołysania dostosować.

Jednocześnie trzeba usiąść tak, żeby można było nogi zarzucić sobie z przodu siodła, a nawet usiąść po turecku. Dzięki kocom i poduszkom siedzisko jest na tyle szerokie, że na pewno się nie spadnie. I tak się jedzie kilka godzin, nic się nie dzieje, piękna pustynia dookoła – dla mnie bomba! Ale jeśli nie czujesz się pewnie na wielbłądzie od początku, to nie poczujesz się pewnie również później.

wadi rum

Wielbłądy – okręty pustyni

Jazda na wielbłądach jest specyficzna i trochę dziwna, ale kiedy kołyszą się one przez pustynię, przypominają trochę statki na morzu. Tak też zresztą są nazywane – okręty pustyni. Beduini nie przeżyliby tutaj, gdyby nie wielbłądy.

Zwierzęta te są świetnie przystosowane, żeby przemierzać piaszczysty bezkres nawet przez kilka dni bez wody, gdy jest gorąco, a zimą, gdy jest chłodniej – nawet przez kilka tygodni. Jeśli potrzebują to w ciągu 10-minutowego postoju potrafią wypić nawet 114 litrów wody! Mają szerokie stopy, które uniemożliwiają im zapadanie się w piasku, a skóra od spodu jest gruba na tyle, żeby rozgrzana pustynia ich nie parzyła.

wadi rum

Trekking na wielbłądach na Wadi Rum

Kiedy wielbłądy powoli rytmicznie suną do przodu przez pustynię, czuje się jej ogrom. Dookoła nas z Wadi wyrastają potężne rdzawe piaskowce. Piasek na ziemi jest drobny i czerwony, wystają z niego suche krzaczki. Wiosną są zielone i kwitnące – ulewne deszcze zimą dostarczyły im wystarczająco dużo wody na kolejne miesiące. Jednak w upalnym sierpniu są żółte i suche. Nie przeszkadza to wielbłądom, które co rusz schylają się, żeby skubnąć gałązkę, a niekiedy cały krzak z korzeniami.

wadi rum

Jeździmy po pustyni od 10 rano do zachodu słońca. Wydawałoby się długo, ale tak naprawdę w siodle spędzamy może ze 4 godziny, albo i mniej. Najpierw robimy półgodzinny postój na herbatę w namiocie Beduina, potem 3-godzinny postój na lunch. Lunch, czyli chleb pita, tuńczyk w puszce, jakieś warzywko, batonik, sok w kartoniku. Jestem trochę rozczarowana porcją, ale jednocześnie zbyt podniecona byciem tutaj, żeby mi to przeszkadzało, bo za gorąco jest, żeby teraz jechać, a na końcu jeszcze raz pół godziny w cieniu.

Miało być 8 godzin jazdy, ale nie było mowy o postojach. Wiem, że są one konieczne, ale… czy na stronie nie powinno być takiej informacji?

wadi rum

Zachód słońca na Wadi Rum

Słońce chyli się coraz niżej. Niedługo będzie zachodzić, a to trzeba zobaczyć z wysoka, ze skał. Jedziemy więc do naszego campu, gdzie jest prysznic, toalety i tam odbierze nas Abdullah Ali, żeby zabrać nas w najlepsze miejsce do oglądania zachodu.

Przyjeżdżamy do pustynnego obozu jakich w tej okolicy jest pełno (tak jakby każdy Beduin miał swój własny). Nasz przewodnik żegna się z nami, zabiera wielbłądy i odjeżdża, zostajemy sami. Mamy tu czekać na Abdullaha Alego. Hania oczywiście biega i ogląda wszystko dokładnie, jakby cywilizacji pół życia nie widziała – wow, namiot beduinów! Wejdę do środka! Wow, ławka! Usiądę! Wow, domek! Schowam się za nim! Wow, umywalka! Ochlapię twarz! Wow, toaleta! Zrobię siku! W pewnym momencie podczas mojej wesołej eksploracji obozu zjawia się Abdullah Ali. Szukam was i szukam – oznajmia – chodźcie stąd, to nie jest mój camp, tylko sąsiada.
Yyyy… 😀

wadi rum

Abdullah jeepem zawozi nas do piaskowych skał, z których najlepiej oglądać jak o zachodzie wielka pustynia zmienia swój kolor na coraz bardziej pomarańczowy i czerwony. Przestrzeń dookoła daje mi ogromne poczucie komfortu. Uwielbiam takie krajobrazy, kiedy horyzont jest daleko, daleko. Nic nie ogranicza. Czuję, jak każdą komórkę mojego ciała wypełnia spokój i szczęście. Jestem u siebie.

Kiedy słońce chowa się za skałami, Abdullah zabiera nas jeepem do wioski, gdzie dostajemy obiad, przyprawiony ryż z kurczakiem i sałatki. Typowe bliskowschodnie danie. Tym razem nie mogę narzekać – jedzenie jest bardzo dobre, a porcja ogromna. Później jeszcze wjeżdża deser, ale oczywiście w żołądku już nie ma miejsca. Tylko kosztujemy bardzo słodkiego ciasta, rozmawiamy z Abdullahem, po czym jego syn odwozi nas na pustynię do campu.

wadi rum

Nocleg na pustyni

Jestem podekscytowana, bo spodziewam się miliona gwiazd nad głową. Wyciągamy z domku łóżka i stawiamy je na ziemi. Tak, łóżka, a nie materace – na pustyni nie powinno się spać bezpośrednio na piasku, bo w nocy aktywne są skorpiony i skolopendry oraz solfugi, czyli duże (do 15 cm) pajęczaki, które nie są co prawda jadowite, ale potrafią mocno ugryźć swoimi szczękoczułkami i wtedy tworzy się stan zapalny. Poza tym skaczą na odległość ponad 1 metra. Creepy.

wadi rum

Kiedy zapada zmrok, patrzymy z naszych łóżek w niebo i czekamy na gwiazdy. Miliony, miliardy z dala od cywilizacji! Ale niebo jest ciągle jasne, coraz jaśniejsze. Dziwne, przecież już dawno powinno być ciemno! W pewnym momencie zza skały wyłania się księżyc tak wielki i jasny, że jego światło tłumi blask wszystkich gwiazd na niebie.

Ale… jak to?! Nie będzie gwiazd? Nie będzie tego nocnego nieba nad pustynią, którego zdjęcia zachwycają wszystkich na świecie?!

wadi rum

Rozglądam się dookoła i moim oczom ukazuje się coś niesamowitego, najpiękniejsze zaskoczenie w moim życiu – cała pustynia, która za dnia jest rdzawa i czerwona, teraz oblana jest zimnym, lodowym błękitem. Jest tak jasno, że widać każdy szczegół, każdą szczelinę w skałach, ale tym razem wydaje się, że to polarna pustynia, chociaż temperatura w nocy prawie 30 stopni. To jeden z najlepszych widoków w Jordanii, które przywiozłam w pamięci. To tysiąc razy lepsze od gwiazd!

Oczywiście, widok jest cudowny, ale z drugiej strony jest tak jasno, że żeby zasnąć muszę przykryć oczy bluzą!…

wadi rum

Jeep tour na Wadi Rum

Drugiego dnia śniadanie zjadamy na pustyni. Słońce już dawno wstało, piasek znowu jest czerwony, niebo idealnie niebieskie i bezchmurne, a powietrze gorące. Uwielbiam w tak pięknych okolicznościach przyrody pić słodką arabską herbatę. 😉

Po śniadaniu jedziemy jeepem na pustynię z synem Abdullaha. Wycieczka autem z napędem na cztery koła zajmuje kilka godzin; na wielbłądach trwałaby pewnie dwa albo i trzy dni.

wadi rum

wadi rum

Oglądamy największe atrakcje Wadi Rum: skalne formacje przypominające wielkie grzyby z piaskowca czy mosty stworzone przez erozję, a także jedną z niewielu piaszczystych wydm. Przyznaję, że wejście na nią w sandałach nie należy do najprzyjemniejszych, bo rozgrzany czerwony piasek strasznie parzy w stopy, że jest bardzo drobny to zapadam się w nim po kostki.

wadi rum

wadi rum

Widzimy też tajemnicze rysunki na skałach, tak zwane petroglify, czyli wyryte w piaskowcach dzieła ludzi prehistorycznych. Petroglify z Wadi Rum zostały stworzone w VIII-VI w. p.n.e. przez nomadzkie plemię z Jemenu po angielsku zwane Thamud (nie udało mi się znaleźć polskiej nazwy). Rysunki przedstawiają ludzi, niektórych podczas polowania z łukami, ibeksy, konie, wielbłądy, a także zwykłe wzory jak np. koła czy linie. Prawdopodobnie były po prostu informacją czy drogowskazem dla wędrujących tędy innych plemion, chociaż niektórzy przypisują im rytualne znaczenie.

wadi rum

T.E. Lawrence – Lawrence z Arabii na Wadi Rum

Na Wadi Rum można obejrzeć też ścianę z cegieł, która podobno kiedyś była częścią domu Thomasa Edwarda Lawrence’a, lepiej znanego jako Lawrence z Arabii.

T.E. Lawrence był brytyjskim archeologiem i miłośnikiem Bliskiego Wschodu. Po wybuchu I wojny światowej wstąpił do armii brytyjskiej, gdzie opracowywał mapy regionu i był przewodnikiem żołnierzy. W 1916 wybuchło antytureckie powstanie arabskie (do tej pory te rejony były zależne od Imperium Osmańskiego), które popierali Brytyjczycy, a T.E. Lawrence został doradcą arabskich dowódców. W 1922 r. wydał swoje wspomnienia wojenne zatytułowane Siedem filarów mądrości, które zostały zekranizowane w 1962 r. w filmie p.t. Lawrence z Arabii z Peterem O’Toole w roli głównej.

Nie ma oczywiście dowodów, że Lawrence faktycznie mieszkał w tym miejscu, ale ponieważ wiadomo, że niejednokrotnie przeprawiał się przez te rejony można się domyślać, że owego starego domu, który został być może wybudowany przez Beduinów jako magazyn, używał jako schronienia, na przykład przed burzą piaskową.

wadi rum

Burza piaskowa na Wadi Rum

Po kilku godzinach wracamy do domu Abdullaha Alego odpocząć i poczekać na taksówkę, która ma nas zawieźć do Akaby – naszego ostatniego miejsca w Jordanii.

Tuż przed naszym wyjazdem niebo nagle niebo robi się szare, a powietrze jeszcze bardziej suche. Abdullah mówi, że to burza piaskowa, niewielka, będzie trwać pewnie cztery godziny, jak zwykle. Nasz taksówkarz to potwierdza, kiedy zachwyceni patrzymy na pustynny horyzont powoli znikający pod wielką szaro-żółtawą chmurą. Później w wiadomościach usłyszeliśmy, że ta burza była wyjątkowa, bo trwała… 2 tygodnie! Mieliśmy szczęście, że zaczęła się dokładnie kiedy kończyliśmy nasz dwunastodniowy trip po Jordanii!

Wadi Rum trafiło na szczyt listy moich ulubionych miejsc na Bliskim Wschodzie i w ogóle na świecie. Polecam każdemu, żeby choć raz w życiu zobaczył te piękne kolory i przenocował pod gwiazdami. A sama też będę tam wracać. 🙂

Byłaś/eś na Wadi Rum? A może odwiedziłaś/eś inne pustynie na świecie? Jak Ci się podobało? Podziel się swoim doświadczeniem w komentarzach!

wadi rum

Wadi Rum – informacje praktyczne, dojazd, noclegi

Po powrocie przejrzałam na Trip Advisorze opinie o innych organizatorach camel trekkingów i jeep tourów na Wadi Rum i teraz myślę, że warto jednak dorzucić te 10 czy 20 dinarów od osoby (50-100 zł), żeby nasze doświadczenie na pustyni było pełniejsze.

Nasi przewodnicy, czyli po prostu członkowie rodziny pana Abdullaha, nic nam nie opowiedzieli o miejscach, które widzieliśmy na pustyni. Właściwie tylko powiedzieli gdzie jesteśmy, a reszta to takie „doczytaj sobie na wikipedii”. W tamtym momencie niekoniecznie mi to przeszkadzało, bo byłam bardziej podekscytowana samym byciem na Wadi Rum w ogóle, ale teraz trochę żałuję. Nie było ogniska wieczorem, a nasz lunch… ekhm, przepraszam, jaki lunch?! Właśnie.

Z tego co widziałam, inne wycieczki (nie mówię, że wszystkie) są dużo lepiej dopracowane w szczegółach. Kiedy wrócę na Wadi Rum – a wrócę na pewno! – chętnie jeszcze raz wybiorę się na taki trip, żeby sprawdzić czy faktycznie tak jest. A tymczasem odradzam wam Guides of Wadi Rum

Dojazd do Wadi Rum transportem publicznym:
– z Ammanu – nie ma bezpośredniego, trzeba się przesiadać np. w Petrze
– do/z Akaby – 1 bus dziennie, rano (w hotelu podadzą dokładną godzinę), 7JD, czas przejazdu 1h
– do/z Petry (Wadi Musa) – 1 bus dziennie, rano, 7JD, czas przejazdu 1,5h
Taksówką:
– do/z Akaby – 30-35 JD
– do/z Petry – 50-55 JD

Nocleg: tylko na pustyni, organizowany z wycieczką albo sam nocleg – trzeba się kontaktować z lokalnymi organizatorami.