Nie planowaliśmy jechać na Nordkapp, to była spontaniczna decyzja. Spotkaliśmy w Finlandii wielu Polaków i wszyscy bez wyjątku albo już tam byli, albo właśnie się tam wybierali. Nie zastanawialiśmy się długo. Bo być na północy Europy (i to na północy samej północy!) i nie być na Nordkappie, to jak być w Paryżu i nie wejść na Wieżę Eiffla. No, prawie, ale sens ten sam.

Jedziemy autobusem. Moglibyśmy autostopem, na pewno wyszłoby taniej. Ale kiedy byśmy tam dotarli? Tutaj prawie nic nie jeździ… Oprócz autobusów właśnie. A właściwie jednego dziennie.

Poczta!

Patrzymy na mijany krajobraz. Im dalej na północ, tym mniej zabudowań, chociaż w tej części świata i tak są one bardzo rzadkie. Ludzie mieszkający po sąsiedzku często mają do siebie kilka kilometrów. Domy są oddalone od głównej drogi (w końcu komu na takiej przestrzeni chciałoby się tłoczyć przy kawałku asfaltu?), a przy wjeździe na posesję stoją skrzynki na listy. Co prawda bardziej przypominają ogromne karmniki dla ptaków, ale chodzi o to, aby kierowca autobusu – będący jednocześnie listonoszem – bez wysiadania z pojazdu mógł wrzucić do pocztowego karmnika listy i prasę. Do większych miejscowości (czytaj: takich na kilkadziesiąt, może kilkaset mieszkańców) paczki z pocztą rozwożone są do np. hoteli albo większych sklepów, a autobus mknie dalej na północ.

skrzynka na listy

Tundra

Zmienia się też roślinność. Lasy są coraz rzadsze, przez chwilę widzimy jeszcze pojedyncze drzewa i zieloną trawę, ale i one po chwili znikają. Ziemia robi się brązowa albo zgniłozielona. Nigdzie nie ma drzew, czasem tylko jakieś krzewy, ale nie sięgają one wysoko. Taka właśnie jest tundra.

Przez klimat arktyczny ziemia przez cały rok jest zamarznięta, latem rozmarza tylko na głębokość jednego metra. Gleba tutaj jest zbyt zimna i zbyt wilgotna, aby wyrosły na niej wysokie rośliny. Warunki są dobre dla mchów i porostów, które nadają podłożu zgniły kolor. Mimo to, w okolicy znajduje się najdalej wysunięty na północ las na świecie, chroniony jest on w Parku Narodowym Stabbursdalen (wielkim na 9800 ha, a las zajmuje tylko 10% parku). Sama tundra jest trochę przygnębiająca, ale robi na nas niesamowite wrażenie. Przede wszystkim dlatego, że droga na Nordkapp biegnie nad fiordem!

fiord Porsangen

Fiordy

Porsangerfjord nie należy do najpiękniejszych, ale to nasz pierwszy w życiu kontakt z fiordami i jesteśmy zachwyceni. Tym bardziej, że w pewnym momencie drogę przecina stadko reniferów. Kierowca ma znudzoną minę, ale my i pozostali pasażerowie (całe 6 osób) rzucamy się na przednią szybę, aby uwiecznić tę egzotyczną scenę!

Fiord Porsangen ma 123 km i jest czwartym co do długości w Norwegii. Szerokość waha się od 10 do 20 km i jest on dość płytki (w najgłębszym miejscu tylko 300 m). Nie ma tu co prawda ogromnych klifów znanych z fotografii, ale zdobią go kamieniste plaże i malownicze wyspy, na które padają złote promienie słońca.

Patrzymy na zegarek – jest już po godzinie 22, a słońce wciąż wysoko! Wiedzieliśmy, że na Nordkappie latem słońce nie zachodzi, ale inaczej się o tym myśli, gdy się tylko czyta lub ogląda filmy, a inaczej, gdy można tego doświadczyć. Patrzymy na wybrzeże, gdzieniegdzie stoją samotne domki. Co można robić na takim odludziu, dosłownym końcu świata? Odpowiedź przychodzi sama, gdy dostrzegamy stojących na brzegu wędkarzy. Nie ma sensu spać, kiedy świeci słońce, a w morzu tyle ryb!

Piękną pogodą nie cieszymy się długo. Chociaż wciąż jest jasno, robi się coraz bardziej pochmurno, a na dodatek na szybach autobusu pojawiają się kropelki deszczu. Na szczęście wiedzieliśmy już wcześniej, że warunki na północy nie są najwspanialsze, więc założyliśmy na siebie wszystkie warstwy ubrań, jakie tylko byliśmy w stanie. Średnia temperatura latem wynosi tutaj 15 stopni, kilka dni temu było tylko 5…

Nordkapp wita!

Nordkapp nie jest zbyt gościnny. Wita nas lodowatym arktycznym wiatrem i nieprzyjemną mżawką. Rozglądamy się dookoła: oprócz budynku z muzeum, sklepem i kawiarnią, i parkingiem, na którym zaparkowane jest dobre kilkadziesiąt kamperów, dookoła nie ma nic. Nic, kompletna pustka. Za budynkiem znajduje się wysoki na 300 metrów klif z charakterystycznym globusem – Nordkapp. To właśnie tutaj ciągną tłumy. Na pustkowie na końcu świata z metalowym globusem!

Zastanawiam się, czy to nie jest jakiś żart. Gdzie jest to miejsce, nad którym wszyscy się rozpływają? Serio, to NIC przyciąga takie tłumy turystów? I to w taką pogodę! Temperatura wynosi może ze dwa stopnie powyżej zera, a lodowaty wiatr, mimo że mamy porządne przeciwwiatrowe kurtki i kilka warstw ciepłych ubrań na sobie, zmusza mnie do napięcia  każdego mięśnia. Z zimna ledwo chodzę, ale dam radę. Skoro już tu przyjechałam, ty głupi Nordkappie, to pokażę ci na co mnie stać! Dodatkowo jesteśmy zmęczeni i trochę głodni. A wiadomo, jak Polak głodny, to zły. Wystarczy jedno krzywe spojrzenie i nieodpowiednie słowo i już się kłócimy.

Nordkapp. Zdjęcie zrobione około północy

Pomnik nadziei i szczęścia zaprojektowany w 1988 roku przez dzieci z 7 stron świata.

Północny kraniec Europy

Pomimo lodowatego wiatru stoimy i patrzymy przed siebie, na zalany wodą horyzont. Po prawej stronie mamy Morze Barentsa, po lewej – Norweskie. Morze Norweskie jest częścią Oceanu Atlantyckiego, Morze Barentsa to już Ocean Arktyczny. Stąd do bieguna północnego jest 2 100 km. To o 400 km bliżej niż do Warszawy! Losie, gdzie nas wygnało?

Po naszej lewej stronie schodzi gładko do morza przylądek Knivskjellodden, który sięga dalej na północ od Nordkappu i to aż o 1,2 km! Ale turyści przyjeżdżają na Nordkapp, bo widoki z wysokiego klifu są lepsze niż z jakiejś tam płaskiej skały. Ponadto na Knivskjellodden nie można dojechać samochodem i chociaż jest on oddalony od Nordkappu tylko o 4 km, to pieszy szlak na przylądek wynosi 9 km. Z plecakami w tych warunkach to dobre 4-6 godzin marszu.

nordkapp

Widok z klifu na Morze Norweskie (z lewej przylądek Knivskjellodden)

Knivskjellodden w całej okazałości

Ale tak naprawdę żaden z tych przylądków nie jest wysuniętym najdalej na północ krańcem Europy, bo jesteśmy właśnie na wyspie Magerøya. Częścią Europy kontynentalnej znajdującą się najbliżej bieguna północnego (ale dalej od Nordkappu o 4,7 km) jest przylądek Nordkinn, inaczej Kinnarodden. Jest on trudno dostępny dla turystów, bo najbliższa wioska znajduje się w odległości 30 km i nie dochodzi do niego żadna droga, ale to on właśnie jest częścią europejskiego kontynentu sięgającą najdalej na północ.

A jeżeli ktoś się będzie upierał, że to Nordkapp, to mam jeszcze jedną złą wiadomość: skoro bierzemy pod uwagę wyspy, to niestety rosyjski archipelag Ziemia Franciszka Józefa sięga najdalej, a dokładnie Wyspa Rudolfa z przylądkiem Fligely. Leży na 81°N, kiedy Nordkapp tylko na 71° (a przypominam, że biegun północny to 90°N). Chyba jedynym naj, jakim może poszczycić się Nordkapp jest najbardziej turystyczny.

Turyści z… Tajlandii

A turystyczny się stał, gdy na początku 1956 roku otwarto prowadzącą do niego drogę (E69). Wcześniej dotarcie na płaskowyż możliwe było tylko od strony morza – trzeba było wdrapać się po klifie. Odkrywca Przylądka Północnego Richard Chancellor był zbyt zajęty poszukiwaniem Przejścia Północno-Wschodniego, żeby zajmować się takimi wygłupami, więc nazwał tylko przylądek i popłynął sobie dalej (było to w 1553 roku), ale już 100 lat później dotarł tu pierwszy „turysta” – ksiądz Francesco Negri, który w latach 1663-1666 podróżował po Skandynawii. Do ważniejszych osobistości, jakie odwiedziły to miejsce, możemy zaliczyć króla Norwegii i Szwecji Oskara II (1873) i króla Tajlandii Chulalongkorn (1907). Jestem w stanie zrozumieć wizytę króla Norwegii, ale czym kierował się władca Tajlandii – nie mam pojęcia.

A teraz do zacnego grona dołączyliśmy my. Patrzymy na horyzont. Nagle we wspomnieniach widzę siebie jako małą dziewczynkę stojącą nad brzegiem Bałtyku. Myślałam wtedy, że jeżeli pogoda będzie ładna, to uda mi się zobaczyć Szwecję, to w końcu tylko po drugiej stronie morza. Teraz patrzę na Morze Norweskie i Morze Barentsa, na Ocean Atlantycki i Ocean Arktyczny. Za mną jest 2 500 km do Warszawy, przede mną 2 100 km do bieguna… Z pewną satysfakcją myślę, że nasze życie jest fajne. Nie wiemy, gdzie znowu nas rzuci nasza spontaniczna decyzja.

Nie widzieliśmy słońca na Nordkappie. Gdyby nawet była ładna pogoda, nie udałoby nam się zobaczyć jak zachodzi, tylko odbija się od horyzontu i znowu wschodzi. To zjawisko jest widoczne tylko od 14 maja do 31 lipca (my byliśmy tam w nocy z 7 na 8 sierpnia). A nawet gdybyśmy byli na Przylądku Północnym w tym terminie, istnieje tylko 10% szans na piękną pogodę.

Początkowo Nordkapp mi się nie spodobał, ale pewnie duży wpływ na moją ocenę miało zimno, emocje i zmęczenie. Teraz myślę, że właściwie fajnie było. Chętnie jeszcze raz bym spojrzała na ten  bezkresny księżycowy krajobraz, a potem w stronę wcale nie tak dalekiego bieguna…

nordkapp

***

Ceny:
– przejazd autobusem Inari-Nordkapp – ok. 77 euro/os.
– wejście na Nordkapp – ok. 25 euro/os. dorosła (oczywiście można płacić też w koronach)