Dzielnica czerwonych latarni w Manili jest specyficzna. Owszem, mnóstwo tam prostytutek jak w każdej innej seksdzielnicy, ale tutaj spotkamy też karły i ladyboys. Z ciekawości w dwa wieczory wybraliśmy się ze znajomymi na jej odkrycie. I przyznam, że chyba mnie ona trochę przerosła. Czułam się… zażenowana tym, co widzę.
Z tego powodu większość czasu siedziałam z nosem w telefonie. Wyglądało jakbym była niezainteresowana tym, co się dzieje dookoła, ale ja tak naprawdę robiłam przez cały czas notatki rozglądając się kątem oka po sali. Tutaj po prostu nie można było zapomnieć o żadnym szczególe!
Nie spodziewajcie się zdjęć z wnętrz klubów. Nie można ich tam robić i ochrona tego bardzo pilnuje. Jednak to, co się dzieje na ulicy jest wystarczająco szokujące.
Jeszcze raz podkreślam, że nie poszliśmy tam, żeby się bawić. Chciałam po prostu opisać na blogu jak to wygląda. Poszłam z dwoma kolegami, bo czułam się bezpieczniej i bardziej komfortowo. Ten wpis też nie ma na celu nikogo oceniać.
Dzielnica czerwonych latarni w Makati to zaledwie ulica Burgos. Za dnia nic tam się nie dzieje, tylko kilka barów jest otwartych. W nocy natomiast zapalają się neonowe szyldy, a na ulice wychodzą prostytutki, turyści i bezdomni. Przyznaję, że to dość szokujący widok, kiedy (głównie) biali faceci umawiają się na cenę z dziewczynami, a obok na chodniku śpi cała rodzina…
Spis treści
Typowy sexclub w dzielnicy czerwonych latarni
Wchodzimy do klubu. W środku jest ciemno i chłodno. Zamawiamy piwo i siadamy przy okrągłym stoliku w trzecim rzędzie przed sceną. Jest ze mną dwóch kolegów – Jay i Marten, który pyta czy mogę udawać jego dziewczynę, żeby nikt mu niczego nie proponował. 😉
Na scenie stoi grupa młodych dziewczyn w bieliźnie, ale zanim zdążę się im przyjrzeć, zaczepia nas kelnerka w białej koszuli, co oznacza, że kelnerki tutaj nie są prostytutkami. Pyta czy chcemy zagrać w jengę. Odmawiamy, bo gra podawana jest z panienkami „w zestawie.”
Patrzę na dziewczyny na scenie. Na oko mają najmniej 18 lat, najwięcej – ponad 25. Azjatki ogólnie wyglądają młodziej, ale zgadujemy ich wiek z ogólnego wyglądu. Dziewczyny wyglądają jakby były znudzone i obrażone. Niektóre siedzą na wielkich bujanych koniach (które mają wyrzeźbione ogromne penisy, co nie uszło naszej uwadze). Inne stoją z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Noszą stringi, jedna jest w szkolnym mundurku przerobionym na „potrzeby” jej pracy. Nie jesteśmy pewni czy dziewczyny są tu z własnej woli czy raczej są do tego zmuszane.
Rozglądam się po sali. Jestem jedyną białą kobietą w klubie i – o ile mnie wzrok nie myli – jedyną kobietą, która nie jest prostytutką lub kelnerką. Przy stolikach siedzą głównie biali mężczyźni w średnim wieku, niektórzy z nich obściskują dziewczyny siedzące im na kolanach, inni bujają się pod sceną. To miejsce sprawia bardzo smutne wrażenie.
W pewnym momencie Jay idzie do baru i pyta o koszt „usługi”. Za spotkanie przy barze płaci się menedżerowi 3 tys. pesos (250 zł), a następnie kolejne 3 tysiące prostytutce za całą noc.
Wystarczy nam tego miejsca, zmieniamy lokal.
W klubie ladyboys
Nie chcę się wdawać w dyskusję, czy ladyboys to transseksualiści, czy kobiety w męskim ciele (bądź mężczyźni w damskim), bo mówiąc szczerze różnice tutaj są tak delikatne, że trudno mi się wypowiadać, kiedy nie jestem ekspertem w danym temacie. Na pewno na Filipinach ladyboys są społeczenie akceptowani i ich widok nikogo nie dziwi. A najłatwiej rozpoznać ich po bardziej męskich rysach twarzy, niższym głosie, braku biustu, jabłku Adama (chociaż te dwa akurat nie są tak oczywiste) oraz bardziej seksownym stroju i dużo mocniejszym makijażu niż u „zwykłych” kobiet.
Drugim miejscem właśnie, które odwiedzamy tej nocy jest klub z ladyboys. Wchodzimy do środka, zajmujemy miejsce przy stole i… okazuje się, że w całym klubie jesteśmy jedynymi gośćmi. Natychmiast wszystkie pary oczu dziewczyn na parkiecie kierują się na nas. Czujemy się dość nieswojo, Marten, żeby uniknąć zaczepek, obejmuje mnie ramieniem pokazując, że jesteśmy parą.
Szczerze mówiąc, boję się tego miejsca. Ciężko przyjrzeć się dziewczynom na parkiecie, bo cały czas wlepiają w nas swój wzrok. A nawet krótkie spojrzenie z naszej strony jest dla nich zachętą, żeby do nas podejść. I tak powoli zbliżają się i zbliżają, jakby drapieżniki okrążające ofiarę przed atakiem. W pewnym momencie podchodzą na tyle blisko, że łapią biednego Jaya za ręce zapraszając do tańca. Są natrętne, ale w miły sposób. Jay odmawia, więc rezygnują i wracają na parkiet. Zaczepiają też Martena, ale ten wskazuje na mnie i odpuszczają. Ja ich nie obchodzę, bo nie dość, że jestem dziewczyną to nie mam kasy 😛 Biały facet na Filipinach jest na wagę złota po prostu.
Kiedy ladyboys dają nam spokój, jestem w stanie się im lepiej przyjrzeć. Ze zdziwieniem stwierdzamy, że są one dużo ładniejsze od prostytutek w poprzednim klubie. Poza tym są ciągle uśmiechnięte, dosłownie tryskają radością. Nie mają też wyuzdanych strojów, niektóre noszą krótkie sukienki za pośladki, ale inne zakrywające całe ciało do samej ziemi. Widząc, że nie jesteśmy zainteresowani, zajmują się sobą. Akurat w tle leci dobry beat, remix Jingle Bells, więc niektóre z nich tańczą dancehall. Jestem pod wrażeniem.
Karły na ringu
Innej nocy idziemy do klubu z ringiem, gdzie organizowane są walki dziewczyn w oleju lub karłów. Trafiamy na karły. Dookoła sali pod ścianami znajdują się sofy, gdzie pary i grupy znajomych popijają piwo. Na środku ustawiony jest ring. Cała sala jest przyciemniona, oświetlona zaledwie granatowymi i czerwonymi jarzeniówkami. Z głośników leci taneczna muzyka.
Przyznaję, że za bardzo nie wiem co się tutaj dzieje. Najpierw na ringu chodzą młode dziewczyny zatrudnione w klubie, które po chwili wykonują jakby od niechcenia jakiś układ taneczny. Za chwilę na ich miejsce wchodzą cztery karły. O dziwo, panowie są dużo bardziej zaangażowani w swoją pracę – zagrzewają publikę, klaszczą, śmieją się, tańczą.
Po chwili ring pustoszeje i przez kilka minut nic się nie dzieje. Za chwilę jednak panowie karłowatego wzrostu wbiegają na ring ubrani w czerwone i niebieskie ochraniacze na głowie oraz rękawice. Okładają się kilka razy, wywracają, cieszą, znowu okładają, machają do publiki, okładają, wywracają i… koniec. Wszystko trwało może 7,5 minuty, przez które czułam się trochę jak w średniowieczu. Potem znowu na ring wchodzą dziewczyny, udają, że tańczą jakiś układ, a po chwili jakimś cudem giba się tam z nimi wysoki biały turysta.
W sumie to nie wiemy o co chodzi w klubie z ringiem. Nie, że chcielibyśmy więcej, ale zebrano od nas pieniądze za obejrzenie walki czy dziewczyn, którym nie chciało się tańczyć? W sumie byliśmy tam tyle, ile pije się jedno piwo. Taka to wątpliwa rozrywka.
Dzielnica czerwonych latarni w Manili to dziwne miejsce. Poszłam do klubów, bo chciałam zobaczyć na czym to polega, ale czułam się tam dziwnie i niezręcznie. Jest jednak w mojej głowie pewna mentalna bariera, która wskazuje, że to na co patrzę jest dla mnie niepojęte i dość osobliwe. Nie chcę używać słów typu „złe”, bo takie słowa oceniają, a ja nie chcę oceniać nikogo kto bierze w tym udział – ani turystów, ani zatrudnionych. Ale na pewno z naszego punktu widzenia jest to dość kontrowersyjna rozrywka.
A wy co myślicie?
Noclegi przy ulicy Burgos w Manili
Jeśli szukacie zakwaterowania w Manili w tej lokalizacji to zerknijcie na poniższe propozycje:
Z Hostel – (ocena 8.5 na bookingu) fajny hostel niedaleko Burgos, w którym miałam okazję pracować; czysto i wygodnie, jest też rooftop bar, gdzie czasem odbywają się imprezy. Cena za pokój dwuosobowy to ok. 30 euro. Tutaj możecie sprawdzić dostępność i dokonać rezerwacji.
Hotel Durban – (ocena 8.3 na bookingu) czysty hotel z fajnym designem niedaleko Burgos. Cena za noc w pokoju dwuosobowym to ok. 30 euro. Kliknijcie tutaj po dostępność i rezerwacje.
City Garden Hotel Makati – (ocena 8.4 na bookingu) hotel z basenem, spa i centrum fitnes. Cena za noc w pokoju dwuosobowym to ok. 60 euro. Dostępność i rezerwacje tutaj.
I’M Hotel – (ocena 8.6 na bookingu) hotel z wyższej półki z basenem, siłownią i spa. Cena za pokój dwuosobowy to ok. 100 euro. Tutaj sprawdzicie dostępność i dokonacie rezerwacji.
Filipiny jedna zostana dla mnie krajem docelowym . Mam zamiar tak emigrować i zostać . Mam dosyć Ruropy i tego smrodu tu gdzie mieszkam . Wolę jak to niektórzy komentuja smród Filipiński , żyć tam i byc wolnym , żyć bez stresu . Jest ktoś w moim zyciu dla kogo warto tam sie przeprowadzić . Pozdrawiam
Fajny artykuł. Niestety Filipiny sa takim 3 światem, choć jak sie pomieszka tak kilka lat to otwierają sie oczy, ludzie sa przesympatyczni, pogoda świetna a do tego żyje sie bez stresu, gonitwy za wszystkim. Pozdrawiamy serdecznie
Prawda 🙂 tak właśnie wśród tych biednych ale przesympatycznych osób chce zamieszkać
Pojechalem do Manili z moja dziewczyna z Filipin ,ktora poznalem w Katarze .Myslalem ze Filipiny to jest fajny kraj ,ale aktualnie zmienilem zdanie .Mieszkalismy dluzszy czas w hotelu ,Mandaluyong wszedzie smrod na ulicach duzo bezdomnych spuacych w kartonach glosnoi dokuczliwy halas,tylko rekomesuje tani alkohol ,ktory mozna kupic na sen .w cubao tu troszke czysciej ale nadal sie nie da spac przez halas samochodow ,wiekszosc produktow spoz. Jest w oodobneh cenie lub nawet drizszych niz w Polsce aktualnie plyne do Dipoolog moze tam cos bedzie lepiej .jedyny plus tani transport bus to okolo1,2 zl bez klimy
Nigdy nie byłem na Filipinach, spodziewałem się, że jest to inny świat, ale nie aż tak!
Jesteś super a twój blog jest świetny.
Dziękuję! 🙂
Najgorsze są hordy emerytowanych Japończyków przybywających na Filipiny z wiadomego powodu.
Cały hotel w którym mieszkałem w Cebu był pełen tego rodzaju „turystów”. Niestety w tych krajach biały człowiek daje popis swojej „kultury”….
Hana w KL tez są takie miejsca. Wybierz się i porównaj.
od kiedy Japończycy to „biali ludzie”??? odebrałem dość staranne wykształcenie i dobrze pamiętam, że należą do rasy żółtej…. czy coś się w tym względzie zmieniło, czy po prostu chciałbyś być poprawny politycznie aż do zupełnego zidiocenia? tak tylko pytam…
Super to opisalas! Bez wątpienia miejsce nie dla każdego, widziałam sporo bezdomnych i prostytucji w Kuala Lumpur wiele ludzi tak strasznie powyginnych proszacych o pieniądze ze aż serce sciskalo! Później po powrocie w tv było że wszystkie te powyginane osoby pracowały dla gangu i to oni tak strasznie je pokrzywdzili,jadąc do Azji trzeba się przestawić troszkę…
Oj tak, niektórzy niestety oczekują tylko raju i pięknych plaż, a potem wracają i opowiadają jaki to tam brud i ubóstwo… Szkoda, że pojechali z europejskimi oczekiwaniami :/
ou kurcze! z tymi klubami, śpiącymi na ulicy rodzinami i bogatymi białymi turystami to jest kosmiczne combo. myślę, że ja też bym się tam czuła strasznie nieswojo. z jednej strony ciężko oceniać, a z drugiej wpis wywołał u mnie dyskomfort i jednak nie da się ukryć, że to wszystko hula bo jest popyt. właśnie ze strony białych, bogatych turystów..
niestety i obawiam się, że to się nie zmieni 🙁