Jeśli kiedykolwiek myśleliście, że wasz kostium na imprezę Halloween był straszny lub szalony, to znaczy, że powinniście w tym okresie przyjechać na Filipiny. Bo na pewno nie przebieraliście się nigdy za rozkładające się zwłoki w lodówce. Z lodówką oczywiście.
W sobotę 22 października w Makati, części Manili gdzie mieszkam, miała miejsce parada Takutan sa Burgos (w tagalog dosłownie Straszenie na Burgos – ulicy w dzielnicy czerwonych latarni). I chociaż do Halloween jeszcze ponad tydzień, to Filipińczycy uwielbiają świętować i nie przepuszczą żadnej okazji, a nawet zaczną dużo dużo wcześniej.
Moja współlokatorka Bernie zadzwoniła do mnie kiedy byłam na Mindanao, żeby przekonać mnie do wzięcia udziału w paradzie. To jest konkurs, przebierzemy się i wygramy hajs! – krzyczała podniecona do słuchawki. W sumie to czemu nie? Zobaczymy jak się bawią Filipiny.
Spis treści
Profesjonalne przebrania na paradę
Zupełnie nie miałam pojęcia co chodzi tej dziewczynie po głowie. Moje podejście też było dość sceptyczne, ponieważ zwykle (nigdy?) nie świętuję Halloween, nie bawi mnie to po prostu.
Jak się okazało w całej imprezie miałam brać udział nie tylko ja i Bernie, ale dużo większa grupa znajomych. Do tego moja współlokatorka skontaktowała się z Clevem, jakimś jej znajomym od charakteryzacji, który miał wykonać nasze protezy. Jak to usłyszałam, to nie wiedziałam czy ona żartuje, czy mówi serio. Naprawdę była zaangażowana w całą tę paradę!
Całe przygotowanie trwało kilka godzin, a Cleve przygotował charakteryzację dla całej grupy. U mnie było najmniej roboty – głównie makijaż. Tyle wystarczyło, bo moje straszące oczy i wiktoriańska suknia, którą Bernie wytrzasnęła nie mam pojęcia skąd, odwalały już większość roboty. Jedyny dodatek to był krwiawiący odwrócony krzyż na czole, który wyglądał jakby był wyrżnięty w skórze. Et voila, można straszyć ludzi.
A, krew to nie keczup, byłaby zbyt czerwona. To czekolada i syrop owocowy. 😉
Żeby sprawdzić efekt mojego makijażu zaczęłam szwędać się po hostelu z ponurą miną. Wcześniej chwilę poćwiczyłam przed lustrem, żeby nie roześmiać się, kiedy ktoś zaczyna wrzeszczeć. Świetnie się bawiłam, najlepiej było jeździć windą między piętrami, bo kto by się spodziewał upiora w windzie? 😀
W końcu poszliśmy na Burgos, a tam już były tłumy. TŁUMY. Setki ludzi, którzy nagle zaczęli robić sobie z nami zdjęcia. I ok, przywykłam już do tego, że Manila jest stolicą selfie i co chwila ktoś chciał zdjęcie, ale na Burgos przytłoczyło mnie ile tych zdjęć chciano zrobić na raz! Jedno cyk i od razu drugie, i cyk, i kolejne, i cyk, i może jeszcze ze mną, i cyk, i z nami, i cyk, cyk, cyk, cyk, cyk! Ciężko było się przebić do rejestracji w paradzie, a kiedy już się udało i dostaliśmy swoje numery, to znowu zostaliśmy porwani przez tłum wygłodniałych selfie-zombich. Czułam się trochę jak celebrytka. 😛
Zanim parada się zaczęła, czekaliśmy 1,5 godziny pozując do zdjęć i to był moment, kiedy już nie chciałam więcej być celebrytą. Było to po prostu męczące. Każdy chciał selfie. Dostałam tyle razy fleszem po oczach, że widziałam przed sobą zielone plamy. Dzieci przybiegały, żeby sobie zrobić zdjęcie, jedne trochę się bały, inne dotykały moich włosów i krzyczały, że jestem maganda (piękna). Cieszę się, że doceniły moją urodę, mimo że wyglądałam jakby ktoś mnie dopiero co zamordował. 😛
Obrzydliwe kostiumy na Halloween – tak się bawią Filipiny!
W tym czasie miałam też okazję popodglądać inne stroje. Byłam zdumiona jak profesjonalnie wyglądały, przynajmniej niektóre. A jednocześnie obrzydliwie, bo straszny w wydaniu Filipino to właśnie obrzydliwy. Niektóre w naszej kulturze wywołałyby co najmniej niesmak, o ile w ogóle ktoś by wpadł na taki szalony pomysł, żeby np. przebrać się za rozkładające się zwłoki, które rodzą martwe dziecko. I chociaż uwielbiam czarny humor i jestem bardzo sarkastyczną osobą, to niektóre z tych kostiumów mnie zmroziły. Nie sądzicie, że w Polsce to byłoby przegięcie?
Niektóre kostiumy wyglądały naprawdę świetnie, szczególnie te o tematyce plemiennej. Nie mam pojęcia ile kosztowało ich wykonanie, ale widać było, że właściciel kostiumu przyszedł na paradę, żeby zgarnąć główną nagrodę (z tego co pamiętam wygrał 15 tys. pesos, czyli ok. 1200 zł). Ale większość była obrzydliwa. Ciała pooblewane jakimiś pastami, żeby wyglądało jakby się rozkładały, wypadające oczy, wielkie pazury, język do pasa. Bleeeeeee!
Filipińczycy uwielbiają tego typu ekstrema. Oni się naprawdę angażują!!!
Jeśli chcecie zobaczyć więcej przebrań, czy ogólnie naszą paradę, zapraszam do obejrzenia mojego filmu:
Kiedy parada wreszcie ruszyła, wyszła z ulicy Burgos w Kayalaan i Makati Avenue, czyli dwie głównie ulice w okolicy. I wiecie co jest najlepsze? Że mimo iż ulicą szło kilkaset osób, na czas parady te ulice nie zostały zamknięte dla ruchu. Policja czasem wstrzymywała samochody, żeby tłum mógł przejść, ale ogólnie poruszaliśmy się między autami. No, Azja, po prostu.
Mdlejąca biała dama
Gdy już wróciliśmy na Burgos, kolejną godzinę (co najmniej) czekaliśmy na wyniki jury. W tym czasie znudzony tłum mógł oglądać występy taneczne na scenie profesjonalnych tancerek i… karłów, których taniec wywołał największy entuzjazm wśród zgromadzonych.
Przyznam, że dla mnie to czekanie było trochę przydługie. Ciągle na nogach, w grubej wiktoriańskiej sukni, pod którą dosłownie płynęłam, w tłumie, w którym brakowało powietrza.
W pewnym momencie poczułam, że nogi mam jak z waty i robi mi się słabo, więc poprosiłam kolegę, który siedział na stole obok, żeby ustąpił mi miejsca. A że takie osłabienie przydarzało mi się już wcześniej (lol, nie wiem czemu, tak czasem mam) wiedziałam, że powinnam się położyć i unieść nogi wyżej niż głowę, ale za bardzo nie było do tego warunków. Teoretycznie mogłam położyć się na ziemi, ale serio, bałam się, że tłum mnie zadepcze.
Ale kiedy przed oczami zrobiło mi się zielono i przestałam widzieć cokolwiek to wiedziałam, że za chwilę zemdleję i prawie zepchnęłam laskę siedzącą na krześle obok stołu, zajęłam jej miejsce i rzuciłam nogi na stół. Znajomi podali mi kanapkę i wodę i zaczęli mnie wachlować, co wyszło na dobre nam wszystkim – ja poczułam się lepiej, a oni mieli pretekst, żeby wreszcie tłum przestał sobie strzelać z nami foty.
Wygraliśmy! 😀
Zastanawialiśmy się czy nie wrócić do hostelu, bo wszyscy twierdzili, że źle wyglądam (nie wiem jak oni to zobaczyli pod tym makijażem), ale czekaliśmy już tak długo, że uparłam się, żeby zostać. I dobrze, bo okazało się, że ja i Paul, kolega z Niemiec, wygraliśmy po 1000 pesos (ok. 80 zł).
Ok, dobra, to nie główna nagroda, ale wiecie co? Dokładnie 1000 pesos miałam w portfelu, który mi ukradziono tydzień wcześniej, więc to tak, jakby Manila oddała mi moje pieniądze, więc ciągle jesteśmy kumpelami. 😛
Takutan sa Burgos to była pierwsza parada na Filipinach, w której wzięłam udział, ale wiem, że ten kraj uwielbia świętować i się bawić. Nie będę tu co prawda na Boże Narodzenie, ale za to już niedługo święto Wszystkich Świętych. Bernie powiedziała, że będą nocować w namiotach na cmentarzu i świętować przy grobach bliskich. A że jest to coś zupełnie innego niż u nas, to tym bardziej nie zamierzam tego przegapić!!! 🙂
Update: kliknij tutaj, żeby przeczytać wpis z dnia Wszystkich Świętych na Filipinach!
###
W Makati zatrzymałam się w hostelu Z Hostel tuż przy Burgos i dzielnicy czerwonych latarni. Do tego w okolicy jest pełno knajpek, barów i centrów handlowych. Idealna lokalizacja, polecam!!!