W samej Manili nie ma zbyt wiele do zobaczenia, ale zawsze można wybrać się na jednodniowe wycieczki poza miasto. Jeden z takich wypadów zorganizowaliśmy ze znajomymi do wulkanu Taal, najmniejszego aktywnego wulkanu na świecie. I chociaż Taal znajduje się zaledwie 60 km od Makati, czyli części Manili gdzie teraz mieszkam, wycieczka na wulkan może być prawdziwą wyprawą podobną do przedzierania się przez dżunglę z maczetą…

Żeby dotrzeć do wulkanu Taal trzeba zorganizować całą wycieczkę logistycznie, bo nie jest to takie proste, a już na pewno nie tanie, więc dobrze mieć w grupie kilka osób, żeby podzielić koszty. A jak jest tanie i proste to trwa wieki. Klasyczne „jak ma być szybko to nie będzie tanio”, a „jak ma być tanio to nie będzie szybko”. Dlaczego?

Bo powrót, chociaż to tylko 60 km od Metro Manila to powrót zajął nam 3 godziny. Kolega, który – żeby było taniej – pojechał autobusem do Tagaytay i z powrotem w jedną stronę jechał 3 godziny, a w powrotną 5 godzin. A, zapomniałabym. Popłynął na wyspę, ale stwierdził, że nie ma już czasu wchodzić na wulkan (wyjechał z Manili ok. 10 rano), więc zawrócił…

taal

My natomiast stwierdziliśmy, że najlepiej będzie zebrać kilka osób i większą grupą tam pojechać prywatną taksówką, żeby podzielić koszty. Było nas w sumie 6 osób i już kilka dni wcześniej, zanim jeszcze uzgodniliśmy godzinę wyjazdu, kierowca naszej taksówki chciał nas naciągnąć. Proponował 1400 pesos od osoby (ok. 112 zł), ale wtedy sprawdziliśmy w aplikacji Grab, która działa tu tak samo dobrze jak Uber, że koszt przejazdu w jedną stronę z Manili do Tagaytay to 1000 pesos, a nas przecież było 6 osób. Do tego kierowca chciał, żeby zapłacić mu z góry na co stanowczo się nie zgodziłam.

Policzyliśmy więc, że w porządku będzie dać kierowcy 5000 pesos za całodniową wycieczkę, więc sam przejazd kosztował nas 850 pesos za osobę, czyli prawie 2x taniej niż kierowca proponował. Połowę tej kwoty daliśmy mu rano, a drugą połowę już po skończonej wycieczce.

Ciężki poranek i pyszne lokalne jedzenie

Nie będę ukrywać, że ciężko było mi (i nie tylko mi) wstać na naszą wycieczkę o 6 rano, skoro jeszcze 2 godziny wcześniej siedziałam z gośćmi hostelu na naszym cudownym dachu i zamykałam imprezę. 😛 Bernie, moja współlokatorka wykopała mnie z łóżka pod prysznic, zorganizowała mi śniadanie do taksówki i zdecydowała, że zanim w ogóle popłyniemy na wulkan, wszyscy musimy coś zjeść. I to był najlepszy pomysł dnia. Moja współlokatorka jest aniołem 😀

W Tagaytay odwiedziliśmy lokalną restaurację i zamówiliśmy kilka lokalnych specjałów. Przyznaję, że Filipiny mięsem stoją, głównie czerwonym, dość tłustym i ciężkim. Mam co do jedzenia tutaj mieszane uczucia, bo z jednej strony jest ono dość smaczne, ale z drugiej mój żołądek przyzwyczajony jest jeść lekko, więc po każdym tłustym posiłku tutaj cierpię przynajmniej kilka godzin. Ale czy jest coś lepszego na poimprezowy poranek niż rosół? (I piwo, czym się strułeś, tym się lecz :P)

taal

Co nam zaserwowano:
bulalo to pochodząca z południowej części Luzon (czyli wyspy, gdzie teraz jestem) zupa. Typowy rosół wołowy, który podaje się z mięsem i warzywami. Najmniej apetyczna część to mięso, bo zawiera kości i mnóstwo tłuszczu, ale sam rosół ogólnie jest bardzo smaczny;
kilałin, czyli surowe mięso albo owoce morza, które trzeba spożyć od razy po przygotowaniu, żeby zminimalizować ryzyko zatrucia pokarmowego. Podaje się je z octem, cebulą, czosnkiem, nasze dodatkowo zawierało świeże papryczki chili;
pusit, czyli kałamarnica. Danie, które wywołało najwięcej śmiechu, bo pussy to po angielsku cip*a, a że końcowego 't’ się prawie nie wymawia to… wszystko jasne. 😉 Kałamarnica może być pieczona lub grillowana i podana z przyprawami lub sosem. Nasza była grillowana z sosem BBQ.

Pusit i kilałin smakowały mi najbardziej, pewnie dlatego, że uwielbiam ryby i owoce morza. Bulalo było dobre, chociaż nie jadłam mięsa, tylko warzywa, ale taki rosół wymieszany z ryżem to był świetny pomysł, żeby zacząć dzień (po całonocnej imprezie).

Której z tych potraw spróbowalibyście najchętniej? 🙂

Taal, wulkan incepcja

Po jedzeniu zjechaliśmy (serpentyny, serpentyny) nad jezioro Taal, pośrodku którego znajduje się wulkan.

Nazywam go wulkanem incepcją, chociaż tak naprawdę takie słowo nie istnieje 😛 Ale jeśli oglądaliście film z DiCaprio wiecie, że chodzi o wiele poziomów, o coś w czymś. No i tak jest z wulkanem Taal – na Pacyfiku znajduje się wyspa Luzon, a na niej jezioro Taal, z wulkanem Taal, a w wulkanie jest kolejne jezioro. Ocean-wyspa-jezioro-wyspa-jezioro. Incepcja.

Żeby dostać się na wyspę z wulkanem należy wynająć łódkę. Mogliśmy się lepiej targować, bo jak się potem okazało jeden z naszych znajomych innego dnia wynajął ją za 2500 pesos, my za 4500 pesos (360 zł, co to w ogóle za cena?!). Łódka miała na nas czekać na wyspie, przewodnik i kierowca łódki wliczeni w cenę.

Szlak na wyspie nie jest trudny, ale warto mieć dobre obuwie, bo wszędzie pełno końskiego łajna. Wyspa z wulkanem jest zamieszkała pomimo oficjalnych zakazów (wulkan jest przecież aktywny), a mieszkańcy zarabiają na turystach oferując im wjazd konno na szczyt (500 pesos w jedną stronę).

wulkan taal

My zdecydowaliśmy się na wejście pieszo, bo to przecież zaledwie 45 minut. Chociaż przyznaję, że było to najdłuższe 45 minut mojego życia, porównywalne jedynie do męczarni jakie przeżywałam na lekcjach chemii. Podejście, chociaż krótkie i dość łatwe, było bardzo męczące – żar lał się z nieba i pewnie też z ziemi, nie było prawie wiatru i cienia, a do tego pewnie wychodziło ze mnie imprezowe zmęczenie (żeby nie nazwać tego kacem).

Przez całą trasę na górę co kilkaset metrów były wbite w ziemię krzyże ze stacjami drogi krzyżowej i zastanawiałam się czy zostały tam ustawione dla wszystkich, którzy cierpieli tak samo jak ja podczas wejścia 😛

Jeśli mam być szczera to krajobraz dookoła jakoś super nie powala. Ok, jest ładnie, ale nie rzuca na kolana. Chyba jedyne co mnie naprawdę zainteresowało to odsłonięte żółte osady siarki wydobywającej się z wulkanu, które intensywnie parują. Trzeba uważać, bo można się poparzyć.

Kiedy wreszcie dochodzimy na górę naszym oczom ukazuje się ciemnoturkusowe jezioro kraterowe. Niektórzy twierdzą, że można się w nim kąpać przy brzegu (i znam takich, którzy próbowali), inni, że stężenie gazów w wodzie jest zbyt wysokie i kąpiele w jeziorze mogą być niebezpieczne. Szczególnie, jeśli odpłynie się za daleko, co zresztą jest przyczyną zgonów osób, które nie są świadome jak niebezpieczne może być zatrucie siarkowodorem.

wulkan taal

gazy wydostające się ze szczelin w kraterze

Na początku myśleliśmy, że pójdziemy do jeziora, aby co najmniej dotknąć wody albo pomoczyć nogi, ale kiedy zobaczyliśmy, że szlak do niego biegnie w dół i potem trzeba z powrotem wdrapać się na górę to odechciało nam się tej przyjemności i tylko podziwialiśmy jezioro z krawędzi krateru.

Oczywiście na końcu znowu chciano nas naciągnąć – tym razem łódkarz i przewodnik zażyczyli sobie po 500 pesos od łebka, ale powiedzieliśmy, że nic z tego, bo przecież mieli być wliczeni w te 4500 pesos, które i tak przepłaciliśmy za łódkę! Ech, tutaj zdecydowanie trzeba być czujnym na każdym kroku…

taal

I mimo, że widoki nie powalają to i tak byliśmy zadowoleni z naszej wycieczki, bo jednak miejsce to tylko miejsce, ale mieliśmy najlepszą ekipę na wyjazd, co pokazuje poniższy vlog (po ang) 🙂

Możecie zasubskrybować mój kanał pod tym linkiem, a pod filmem jeszcze przedstawiam kilka interesujących faktów – czytajcie dalej!

Taal, najmniejszy aktywny wulkan świata

Taal to najmniejszy wciąż aktywny wulkan świata mierzący zaledwie 311 metrów. Ostatni raz Taal wybuchł w 1977 roku, jednak największa erupcja nastąpiła w 1911 roku.

Tego roku 27 stycznia zaczęto odczuwać wstrząsy w Manili, jednak sejsmolodzy stwierdzili, że miasto nie jest zagrożone wybuchem, ponieważ leży aż 60 km od wulkanu. 30 stycznia mieszkańcy Manili zostali zbudzeni ze snu potężnym grzmotem, a na południu na niebie pojawiła się wielka elektrostatyczna chmura, którą początkowo ludzie uznali za burzę. Dopiero później dowiedzieli się o wybuchu wulkanu.

Erupcja była tak potężna, że gorący piasek, błoto i pył dosłownie wypaliły dookoła wulkany wszelkie rośliny, nie mówiąc o innych formach życia. Zniszczenia zauważalne były na 230 km kw. wokół wulkanu. W ciągu 6 godzin od erupcji w Manili na meblach czy innych wypolerowanych powierzchniach zaczął osiadać pył wulkaniczny, a jak się później okazało opadał on jeszcze w promieniu 970 km od wulkanu.

W wyniku erupcji życie straciło 1335, a kolejnych 200 zostało rannych. Przed wybuchem w kraterze znajdowało się kilka kolorowych jezior – zielone, żółte, czerwone, jednak krajobraz po wybuchu znacznie się zmienił i obecnie jedyne jezioro w kraterze ma kolor turkusowy.

taal volcano

Hana i wulkan Taal na jeziorze (główny krater wulkanu jest pośrodku)

Wulkan Taal – informacje praktyczne

Do Tagaytay można dojechać taksówką lub transportem publicznym z Manili. My za taksówkę w dwie strony (i kilka godzin kierowcy czekania na nas) zapłaciliśmy 5000 pesos po targowaniu się. Transportem publicznym schodzi się dużo dłużej, szczególnie jeśli chodzi o powrót po południu. Zdecydowanie odradzam weekendy na wycieczkę, w tygodniu ruch jest dużo mniejszy.

Jeśli chodzi o zakwaterowanie to ja zatrzymałam się w hostelu Z Hostel w Makati (część aglomeracji Metro Manila). Przez ten link możecie sprawdzić wolne terminy i dokonać rezerwacji!

taal wulkan