Kończę dzisiaj 31 lat i z tej okazji publikuję na blogu jedną z najważniejszych rozmów w moim życiu. Co prawda odbyła się ona już rok temu, kiedy jeszcze byłam w Wietnamie, ale potrzebowałam dojrzeć, żeby ją tutaj umieścić. Wiem jednak, że była ważna, bo przez kolejne dni wypełniała mnie ona bardzo ciepłą, pozytywną energią i wywoływała uśmiech na twarzy (i do tej pory to robi). Czułam, jakby to była rozmowa ze mną samą, tylko z przyszłości.
Podczas mojej podróży po Azji miałam swoje wzloty i upadki. Bywałam spłukana, z niepokojem zastanawiałam się co ja w ogóle będę w życiu robić. Czego chcę? Dlaczego nie potrafię znaleźć własnej ścieżki, tylko mam wrażenie, że ciągle błądzę, zmieniam plany i co chwila chwytam się czegoś nowego zamiast iść jednym torem, tak jak większość ludzi (ale to, czy oni na tym jednym torze są szczęśliwi to już jest temat na kiedy indziej).
Często też czułam, że po prostu nie pasuję. Ci co mnie znają pewnie złapią się za głowę za chwilę, ale… tak, miałam problemy z akceptacją siebie. Bo zawsze szukałam, a miałam wrażenie, że powinnam już dawno znaleźć i wiedzieć czego chcę od życia. Bo zawsze musiałam robić inaczej niż wszyscy.
Tuż przed moim wyjazdem z Wietnamu ponownie odwiedziłam Hue. Jadłam śniadanie w moim hostelu, kiedy jakaś para z Wielkiej Brytanii, na oko ok. 50 lat krzątała się przy swoich rowerach.
Nie jedziemy, coś jest nie tak z łańcuchem – oświadczył pan, a pani zrezygnowana usiadła przy stoliku niedaleko mnie, kiedy pałaszowałam swój omlet i banh mi.
Nasze spojrzenia się spotkały przelotem i pani, nazywała się Debrah, zapytała, czy może się przysiąść. Dla mnie to żaden problem, bo ja uwielbiam rozmowy z ludźmi w podróży. Zaczęłyśmy klasycznym zestawem backpackerskich pytań – skąd jesteś, jak długo w podróży, gdzie dalej?
I choć te pytania mnie nudzą, to czasem wystarczy jedno spojrzenie na mojego rozmówcę i wiem, że to będzie ciekawa rozmowa. I Debrah właśnie była taką osobą.
Opowiadałam, że jestem właśnie w Azji 19 miesięcy i jadę w kierunku Hanoi skąd 10 marca mam wylot do Polski. I przyznałam się, że jestem przerażona, bo wszyscy mnie pytają czy wracam na stałe, co będę robić po powrocie, gdzie zamierzam mieszkać, ogólnie – co dalej? A ja nie wiem i czuję presję, że powinnam wiedzieć, a po prostu nie wiem.
Natomiast Debrah i jej partner byli w podróży od czterech miesięcy. Wcześniej, przed rowerowym tripem po Azji Południowo-Wschodniej, żyli w kamperze, bo kilka lat temu sprzedali swój dom. Jeszcze wcześniej – Debrah pracowała jako pszczelarka i na eko-farmie.
I na małej wyspie w Tanzanii z uchodźcami.
I w Nepalu.
I w Indiach.
I w jeszcze kilku innych miejscach, zmieniając je co jakiś czas.
Mam 53 lata – powiedziała – ale taki nomadzki tryb życia prowadzę od dwudziestki. Dużo czasu jednak zajęło mi zaakceptowanie siebie – że mnie nosi, że nie chcę mieć jednego miejsca do życia i jednej pracy. Często czułam presję społeczną, że nie pasuję, że nie umiem zadowolić się jednym i jak coś zaczynam, to szybko się nudzę.
Znajomi mają dzieci, rodziny, a mnie nosi i nie chcę osiąść. Pytają mnie jak ja w ogóle wyobrażam sobie swoją emeryturę. A ja sobie nie wyobrażam. Od trzydziestu lat radzę sobie w różny sposób poza schematem, więc dlaczego mam myśleć w tym schemacie – że kiedy osiągnę odpowiedni wiek to na pewno przejdę na emeryturę?
Ta presja społeczna, te schematy długo kazały mi myśleć, że nie umiem się wpasować w te ramy, że po prostu nie pasuję.
Ale w końcu zrozumiałam, zaakceptowałam to, że jestem inna. Że żyję poza schematem. Że tak naprawdę to właśnie jest wyjątkowe.
Robiłam w życiu różne rzeczy, mieszkałam w różnych miejscach i zawsze sobie radziłam. Wreszcie akceptuję siebie i swój inny styl życia.
Słuchałam tego jak oczarowana. Poczułam, że spotkałam siebie z przyszłości, siebie za jakieś 20-30 lat i to uczucie było tak silne jak nigdy wcześniej w życiu. Nie, oczywiście, że nie będę drugą Debrą. Będę Hanną, ale taką, która akceptuje siebie i nomadzki tryb życia, który sobie wybrała. I to, że wiele rzeczy zaczynam, ale nie kończę, bo szybko się nudzę.
Ja również długo miałam poczucie, że nie pasuję. Że mam słomiany zapał i nie umiem się dostosować do społeczeństwa. Wiele rzeczy robiłam pod prąd i często czułam, że ludziom dookoła mnie się to nie podoba. A jeśli to się innym nie podoba, to znaczy, że robię coś źle. Kiedy zrozumiałam, że małżeństwo i monotonny tryb życia nie są dla mnie i postanowiłam iść swoją ścieżką, zaczęły się oskarżenia, że się chciałam pobawić w dom. Bardzo długo szukałam w ludziach dookoła mnie akceptacji i wsparcia, że mimo, iż jestem inna to wcale nie znaczy, że jestem zła.
Ale to nie w ludziach powinniśmy tego szukać, tylko w sobie.
Mam 31 lat i wybrałam nomadzki tryb życia. W ciągu 1,5 roku w Azji spotkałam wiele osób podobnych do mnie i zrozumiałam, że nie jestem jedyną osobą na świecie, która przechodzi przez coś takiego, przez problemy z akceptacją siebie.
Ale nawet gdy widziałam tych ludzi, to ciągle bałam się o swoją przyszłość. Czy zawsze będę się męczyć nieregularnymi dochodami i zmianą miejsca zamieszkania, kiedy w Polsce każdy ma swój kąt? Czy zawsze będę quasi-bezdomna i będę gonić za czymś, żeby znudzić się tym za kilka miesiący?
I właśnie z takimi myślami w głowie spotkałam Debrę. Przechodziła ona przez takie samo poczucie lęku o swoją przyszłość i miejsce na ziemi jak ja. I rozmowa z Debrą mnie uspokoiła – to jest ok być innym, żyć w różnych miejscach, nie myśleć o przyszłości, nie przywiązywać się do niej, bo nigdy nie wiesz co ona przyniesie. Jest ok żyć tylko w tym momencie i cieszyć się chwilą.
Życie to ciągłe pasmo problemów. Każdy je ma, nie ważne jaki ma tryb życia. Różne – większe, mniejsze. One nigdy się nie skończą.
Więc zamiast się martwić, lepiej po prostu zaakceptować rzeczywistość.
Spotkałam siebie z przyszłości. Rozmowa z 53-letnią Debrą, kobietą, która ma dużo więcej życiowego doświadczenia ode mnie, ale takiego doświadczenia, które ja właśnie też zbieram, mnie uspokoiła. Dam radę, a przede mną wiele lat w różnych miejscach na ziemi. Nie martwię się – jestem podekscytowana.
I mam nadzieję, że za jakieś 25 lat ja spotkam taką młodziutką Hanię, która nie wie co przyniesie przyszłość i się o to martwi. I wtedy opowiem jej moją historię i może ją uspokoję.
A może właśnie Ty też jesteś taką osobą i ta historia Ci pomoże. 🙂
Nie mam zdjęcia z Debrą ani żadnego kontaktu do niej. Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu tylko (aż?) po to, żeby opowiedzieć swoją historię i ruszyć dalej, swoją drogą. I to jest w porządku.
Kto wie, może jeszcze kiedyś się gdzieś spotkamy? 🙂
Wspaniały wpis, wspaniałe słowa i wspaniałe historie!! Bardzo utożsamiam się z takim scenariuszem, w poniedziałek wyruszam na swój pierwszy wolontariat do Włoch, póki co jestem na etapie życia, że nie mam nic, niedługo kończę 27 lat i całokształt mojej „przyszłości” mnie ogromnie martwi. Ale kiedy czytam takie inspirujące doświadczenia innych to napawa mnie to optymizmem i nadzieją! Dzięki!!
Dziękuję za komentarz! 🙂
Myślę, że wszystkie nasze rozterki i dylematy (poczucie niepewności związane z ciągłym byciem w drodze, poczucie niedostosowania do przyjętych norm, brak akceptacji bliskich dla naszych wyborów i nasze przejmowanie się tym) wynikają z tego, że same/i, mimowolnie, przyjęliśmy obowiązujące w naszym społeczeństwie schematy za punkt odniesienia dla naszego życia. A to trochę tak, jakby próbować wpisać sześcian w dwuwymiarowy układ współrzędnych. To nie my jesteśmy „niedostosowani”, tylko kryteria, którymi próbuje się nas opisać są niedostosowane do nas…
Swoją drogą, to zabawne, że tak dużo podróżujemy, tak wielu różnych systemów wartości uczymy się w drodze, a próbując odnaleźć siebie, wciąż odwołujemy się do tego jednego schematu, powszechnie akceptowanego w naszym społeczeństwie… I tak trudno nam się z niego wyrwać!
Dzięki za ten tekst, pozdrowionka!
Dzięki za komentarz, pozdrawiam również! 🙂
Wyrywanie się ze schematów zawsze jest trudne – dla Ciebie i dla otoczenia. Ale ważne jest, byś żyła w zgodzie ze sobą. Cudownie, że spotkałaś taką Debrę, która pomogła i upewnić się, czego chcesz tak naprawdę. Dzięki, że podzieliłaś się tą historią – może właśnie w ten sposób pomożesz kolejnym małym Haniom 🙂
Wszystkiego dobrego!
Przeczytałam i odnalazłam siebie w tym wpisie. Dzięki za podzielenie się tymi przemyśleniami. Też zaraz mi stuknie 30, też mnie nosi, też nie widzę siebie z kredytem, chociaż spełnienie moich marzeń prawdopodobnie wymusi na mnie wzięcie takiegoż.
Przyszło mi do głowy – a może to wcale nie my jesteśmy „niestandardowi”? Przecież człowiek był zwierzęciem nomadnym od dziesiątek tysięcy lat, zanim postanowił osiąść i uprawiać ziemię. Może w nas po prostu zostało więcej genów przodków, którzy nie mogli osiąść i ciągle ich gnało za horyzont.
Może po prostu nie ma jednej recepty dobrej dla wszystkich.
Tak, właśnie w jednym z komentarzy wyżej też padł taki argument. Chyba nomadyzm mamy po prostu w genach, to nasza atawistyczna potrzeba 🙂 Mam nadzieję, że uda Ci się realizować marzenia bez kredytu! Przynajmniej spróbuj 🙂 Powodzenia!
Witaj Haniu, obecnie jestem w takiej samej sytuacji jak Ty rok temu. Dlatego cieszę się, że trafiłam na Twój wpis, który motywuje do tego, że jednak jest wiecej takich osób, którym w głowie pojawia się ciągle myśl…Spakuj plecak i rusz w świat i to nieważne w jakim jest się wieku. Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia 🙂
Dzięki za komentarz! Również życzę powodzenia! 🙂
Haniu, Twoje slowa sa mi bardzo bliskie. Wiesz, ja tez przez spora czesc swojego zycia probowalam wpasowac sie w ramy spoleczne (edukacja, szybka kariera w korpo, prestiz, odpowiedni stan posiadania i inne banaly)…i wlasnie w wieku 31 lat powiedzialam STOP. Wiele osob pukalo sie w glowe, mowilo otwarcie, ze postradalam zmysly, ze rezygnuje z zycia, do ktorego wielu dazy. Ja czulam ogromna ulge i szczescie wypelniajace kazda komorke ciala – bylam bezkresnie wolna! Rzucilam wszystko, sprzedalam i wyjechalam do Azji. Mija 3.5 roku a ja wciaz jestem nomadem. Rezygnacja z wyniszczajacej dusze stablizacji i uwolnienie sie od obcych oczekiwan bylo najlepsza decyzja jaka zrobilam. I wiesz co…te nasze potrzeby, to miotanie sie czasem, zmiany, poszukiwania to jest prawdziwy dar! Spojrz na to z tej strony. Mozesz wszystko. Mozesz pojsc za kazdym marzeniem, za kazdym impulsem w kazdym momencie. Byc w najpieknieszych miejscach na swiecie, spotykac ludzi-nauczycieli, oddychac pelna piersia, czuc, smakowac. Czy to nie jest cud zycia? Czy chcialabys to na cos innego zamienic? Strach o jutro wynika z braku wiary w swoje sily, a przeciez nie jedno wyzwanie za Toba. Dasz sobie rade z kolejnymi. Daj sie prowadzic sercu i plyn przez zycie wlasnym nurtem. Swiat jest pelen szczesliwych outsiderow 🙂 Powodzenia!
Izo, bardzo dziękuję za ten komentarz! Masz rację, bądźmy szczęśliwymi outsiderami, nikt nam nie będzie mówił jak mamy żyć! 🙂 Pozdrawiam!
Świetny wpis Haniu. Mnie też męczy życie w tzw. standardowym schemacie życia – dom, praca, dom…Jestem na etapie zmian, aby było inaczej, chociaż aż tak nomadzki styl życia jaki Ty prowadzisz nie jest moim celem. Szukam „złotego środka”, aby mieć poczucie stabilizacji, ale i też być więcej w podróży. Nie chcę być zależna od szefa, instytucji, 26 dni urlopu itp. Pozdrawiam.
Dokładnie tak, ja również nie chcę być od nikogo i niczego zależna! Trochę kreatywności i na pewno znajdziesz swój złoty środek. Ja ciągle pracuję nad zarabianiem na życie jako cyfrowy nomada i chociaż czasem jest ciężko (bywa, że to poczucie stabilizacji się mocno chwieje…), to z roku na rok jest coraz lepiej! 🙂 Pozdrawiam!
Po co walczyć o przetrwanie w Polsce na „najniższej krajowej”, jak można powalczyć o to samo przetrwanie zwiedzając świat. Taka myśl mi kiedyś przyszła do głowy, kiedy w naszym kraju było trudno znaleźć pracę, z której można opłacić mieszkanie i jedzenie.
Nie wystartowałem w wielki świat zwiedzać, utknąłem w UK na trochę, ale zawsze byłem taki sam jak Ty.
W naszych genach jest kilka milionów lat ewolucji opartej na koczowniczym trybie życia i jedynie ostatnie kilka tysięcy lat – od rozpoczęcia epoki agralnej – przyzwyczajamy się do tego osiadłego sposobu. To duża dysproporcja i trudno zapomnieć o historii, która płynie w naszej krwi. Umysł podpowiada, że trzeba siedzieć na tyłku, w dobrze przemyślanym zawodzie i myśleć o emeryturze, ale geny mogą u niektórych nadal mieć silnieszy głos, że czas się ruszyć w nowe miejsce.
Uwielbiam ten argument o ewolucji, w sumie to prawda! Zapamiętam go sobie na zawsze. 🙂 Dzięki!!!
Ciekawy wpis,w pewnym sensie mam podobnie.Ja też dosyć często idę pod prąd,ale tez nie żyje tak jakbym chciala,a podobnie jak Ty masz dusze wędrowca.Z tym,że panicznie boję się sytuacji, w której nie będę miała środków do życia.I nie bardzo umiem pogodzić pragnienie wędrowania po świecie z zabezpieczeniem przyszłości.Kredyt mam jak większosc,ale było to związane z tym,ze chciałam pomieszać sama,z dala od cudownych rad rodziny.I ten kredyt ciąży i częściowo blokuje, a paradoksalnie miał dać wolność.Mam obecnie 37 lat,cudownego partnera, a wszystkim w koło przeszkadza to,że nie ma dzieci i ślubu. Pracowałam dużo było zle,pracowałam mniej tez było złe bo powinnam teraz wszystkim pomagać skoro nie mam rodziny i wolny czas.Odmawiam uczestniczenia we wszystkim.imprezach rodzinnych,jest żle, jestem aktywna sportowo tez zle,bo powinnam w domu siedzieć.Mam wrażenie, że najczęściej wywierają na nas presję osoby które wybrały styl życia narzucony im przez innych i teraz przelewaja te frustracje próbując wmawiać ze to jedyna słuszna droga.
Och, ten kredyt 🙁 Na to niestety nic nie umiem poradzić. 🙁 Ja też się boję sytuacji, kiedy nie będę miała środków do życia. Raz już się w takiej znalazłam i wpędziło mnie to w niezły stres i psychiczny dołek, ale obecny tryb życia mnie motywuje do pracy i kreatywnego myślenia – co jeszcze mogę zrobić, żeby poprawić moją sytuację finansową? I po prostu działam. Nie zawsze jest łatwo, ale zawsze jest warto!
A to, że komuś jest źle, że coś zrobisz czy czegoś nie zrobisz… cóż, to jego problem! Na pewno nie rób nic wbrew sobie! 🙂 Pozdrawiam!!!
Mam podobnie jak Anna, z tym, ze nie mam kredytu, a w celu wiekszych zarobkow wyjechalam prawie 4 lata temu do Berlina – mimo, ze moj maz jest w Polsce…
Widze jak ludziej tutaj zyja, spotykam ludzi z calego swiata i mam wrazenie, ze to w nasz kraju jest ta ogromna presja, w szczegolnosci ze strony najblizszej rodziny.
Przez to, ze jestem dalej mam troche spokoju i nie slucham ciagle, ze trzeba miec dzieci, wlasne mieszknie etc.
Hanno – dziekuje za ten wpis, a wszystkim zycze udanych podrozy i samospelnienia!
Bardzo dziękuję za komentarz! 🙂
Od siebie dodam jedynie, że takie wpisy są bardzo potrzebne również po to, by ktoś – w jakiejś określonej sytuacji i momencie – mógł na nie natrafić. Dziękuję!
Cała przyjemność po mojej stronie! 🙂
Czasami bardzo lubię czytać takie refleksje 🙂
Ważne żeby akceptować siebie i nie dać się zmienić temu światu, pod wpływem presji innych. Ja często też mam takie dylematy, wielu rzeczy nie wiem, ale cieszę się, że dojrzałam do tego, by się nie bać tego powiedzieć samej sobie.
Jak to mówią: jedyna pewną rzeczą jest zmiana!
Ściskam Cię mocno i z okazji urodzin życzę zdrowia i uśmiechu na twarzy gdziekolwiek będziesz <3
Ale miły tekst, fajnie, że to napisałaś. Ja akurat trochę wpadłam w ramy, staram się ciągnąć i uporządkowane życie zawodowo-domowe i szalone wyjazdy, jednak coraz bardziej przeszkadzają mi proporcje. Chciałabym, żeby pasje i podróże stanowiły większą część codzienności, a nie tylko były zepchnięte w kąt. Właśnie wczoraj miałam dzień życiowych rozkmin, bo wydawało mi się, że wszystkich zadowala proste rozwiązanie, a ja zawsze muszę sobie tak utrudnić, że moja droga do celu przypomina wyciąg z sejsmogramu. Fajnie wiedzieć, że nie tylko ja w wieku 31 lat mam wątpliwości. No i mam nadzieję, że uda mi się nieco zmienić życiowe proporcje.
Sejsmogramy są fajne! 😀 Ella, trzymam kciuki, żeby udało Ci się zmienić proporcje tak, żebyś była zadowolona 🙂
Z jednej strony to rewelacja być w innym miejscu, w innym otoczeniu jak już czujesz że masz dość, z drugiej ta niepewność jutra …
Ale jutro nigdy nie jest pewne, nawet jak ma się stałą pracę i regularny tryb życia. Wszystko tak naprawdę zależy od nas – ja pracuję jako freelancer i dobrze mi z tym, ktoś inny pewnie woli stałe godziny pracy, żeby nie musiał o niej myśleć wieczorami. I dobrze, nie wszyscy musimy być tacy sami 🙂
Dzięki Hania za ten tekst. Bardzo mi też bliski. Też jestem od jakiegoś czasu quasi-bezdomna. też nie wiem w jakim kraju będę mieszkać i żyć. I czy zawsze będę się już przemieszczać i czy nie skończę pod mostem =D Ja skończę 38 za kilka dni. I wiesz co? Super było to przeczytać. Uspokoiło mnie to. Bo kto powiedział, że mieć swój jeden kat taki do końca życia to jest jedyna właściwa droga? Wszystkiego najlepszego.
Anita, nam po prostu chyba nie jest przeznaczone jedno miejsce. I dobrze! 🙂 Cieszę się, że ten wpis Ci trochę pomógł, warto było podzielić się nim ze światem 🙂 Dzięki! :*
Ten rocznik tak ma 🙂 a jeszcze gorzej jest jak się chce skrajności. Marzy się własna chatka na odludziu, a dusza nomada wyrywa do przodu.
Ale czasem fajnie jest spotkać siebie z przyszłości – pomocne niebywale. Choć ja na siebie jeszcze nie wpadłam.
Może kiedyś wpadniesz! 🙂 Oj tak, ta chatka to i mi się marzy… w tych wszystkich odludnych miejscach na świecie 😉 Pozdrawiam!
Ja akurat od dawna idę trochę pod prąd i może dlatego jestem przyzwyczajona, że nie wszystkim się to podoba. Ale ważne, żeby dobrze się czuć z tym kim się jest, bo jak inni mają z tym problem to jest to tylko ich problem. 😉
Nie żyję może na walizkach jak Ty, chociaż też mi się to zdarzało, ale chyba dużo ludzi w pewnym momencie szuka samego siebie i ta droga do zrozumienia i akceptacji trochę czasu zajmuje. Satysfakcja za to jest ogromna 🙂
Oczywiście, że jest ogromna! Niesamowita! Dzięki za komentarz 🙂
Alez mi byl potrzebny ten wpis🙂Jakbym czytala o sobie!Powoli przestaje ‚martwic sie’ tym,ze jestem inna i zyje wg.wlasnego schematu.
Ajea! Trzymam za Ciebie kciuki! 🙂
Dzięki Hania, że podzieliłaś się tą historią i swoimi odczuciami. Już od dawna Cie śledzę, i muszę przyznać, że tego typu wpisy są mi najbliższe, pokazują Twoją duszę 🙂 za kilka dni skończę 24 lata (też wodnik! :P) jestem teraz na workawayu we Francj i oczywiście zadaję sobie takie same pytanie jak Ty – dlaczego moja ścieżka jest wyboista, dlaczego mnie tak nosi? Mimo tego, że zdajesz sobie sprawę, że te myśli są absurdalne, i tak kwestionujesz siebie… a przecież każdy ma swoją ścieżkę do przejścia. Każda podróż życiowa jest inna, czemu o tym zapominamy? Samoakceptacja to też nie jest łatwy i krótki proces, ale wierzę, że wszystko się dzieje w jakimś celu i ma nas czegoś nauczyć. Więc z okazji Twoich urodzin życzę Ci mnóstwo wiary w siebie, miłości i samoakceptacji. Niesamowitych doświadczeń, odwiedzenia pięknych miejsc i spotkania dobrych ludzi na swojej drodze. Dzięki, że inspirujesz, że się nie poddajesz! Ściskam <3
Dziękuję bardzo! 🙂 I Tobie również z okazji urodzin życzę przede wszystkim nie kwestionowania siebie! Uściski i wszystkiego dobrego!!! 🙂
Dzięki Ci za ten tekst, akurat dzisiaj potrzebowałam coś takiego przeczytać <3
No i wszystkiego najlepszego! 🙂
Bardzo mi miło, Marzena! Dziękuję! 🙂 :*
No tak czytajoc artykul daje troche do myslenia.
Ja miala urodziny w poniedzialek 11 lutego 46 latka stuknelo i od 15 lat jestem na walizkach.
Mieszkam w Anglii w 9 miescie
A tylko 5 lat tu jestem
Miszkalam w Polsce I tez lepiej nie bylo. I moj mama mowila mi jak ty zyjesz,bo to bylo nie do pojecia dla nie,ale to moje zycie,I juz
I mialam takie mysle jak ty ,chyba cos ze mnom nie tak.
Kiedy sie pogodzilam sama ze sobom to zaakceptowalam ze jest jak jest mam co wspominam.
A teraz chce zmienic zawod na bardziej ciekawy,rozwojowy dajocy inne mozliwosci.
Jestem krawcowom od 25 lat I siedze za maszynom ,znudzilo mi sie.
To tyle co do innego patrzenia na swiat
Pozdrawiam
Gabriela
Powodzenia ze zmianą zawodu! Nigdy nie jest za późno, żeby próbować nowych rzeczy 🙂 Pozdrawiam i wszystkiego najlepszego, urodzinowa sąsiadko! 😀
Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że trafiłam na Twój post. Tym bardziej, że jeszcze kilkanaście minut temu rozmawiałam z mamą i mówiłam jej jak ciężko mi się żyje wiedząc, że nie do końca pasuję do otaczającego mnie świata i ogólnie przyjętych norm. Im starsza jestem ( w tym roku stuknie mi 30) tym bardziej odczuwam nacisk społeczeństwa na to jaka mam być, a co gorsza ile mam mieć. Bo przecież w tym wieku muszę już wiedzieć co chcę robić w życiu (szczególnie zawodowym!), powinnam mieć męża, dziecko,oszczędności i cudowny kredyt, który sprawi, że będę mieć „swój” dom i nie będę w końcu żyć na wynajmie. A ja nadal nie wiem co chcę robić w życiu. Przerażają i nudzą mnie typowe prace biurowo-korporacyjne, w każdej czuję się stłamszona i bezpłciowa, bo przecież każdy przejaw „inności” jest zły. Przeraża mnie kredyt, który musiałabym spłacać 30 lat, a tak naprawdę nie wiem, co się będzie działo ze mną w tym długim czasie. Przeraża mnie fakt, że nie idę utartym torem, że nie miałam i nie mam pomysłu na swoją „karierę”, nie jestem starszym specjalista ds. czegoś bądź menagerem tak jak moi znajomi. Ciężko mi akceptować siebie widząc, że większość ludzi żyje inaczej. Wydaje mi się wtedy, że ze mną jest coś nie tak.
Dziękuję Ci za ten piękny wpis, bo otworzyłaś mi oczy. Może czas najwyższy przestać ciągle widzieć winę w sobie.
Pozdrawiam,
Ala
Ala, dzięki za ten komentarz! To, że większość żyje inaczej, wcale nie znaczy, że i my musimy tak żyć 🙂 Trzymam za Ciebie kciuki! Pozdrawiam!
Sam kiedyś miałem takie dylematy, ciągłe poszukiwania, badanie nowych dróg i porzucanie starych. Życie przed 30-tką, życie po 30-tce. Poziom samoakceptacji co najwyżej dostateczny. Ludzie dookoła postrzegali mnie całkiem inaczej, to ja w swojej głowie nie mogłem odnaleźć i zaakceptować samego siebie. Teraz te czasy mam już za sobą, ale wiem, że były mi potrzebne, abym w końcu odnalazł zrozumienie i radość w sobie samym. Coś takiego daje jeszcze jeden fajny plus, zaczynasz dostrzegać, że życie nie składa się z samych problemów, ale oferuje więcej radości niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut. Życzę Ci, abyś zawsze pozostawała sobą (tą którą poznałem) i nie zmieniała się dla innych 🙂
Oczywiście, takie dołki są potrzebne, żeby można było z nich wyjść! Dzięki wielkie!!! 🙂