Piran to jedno z najpiękniejszych śródziemnomorskich miasteczek, które udało mi się odwiedzić. Uwielbiam jego atmosferę, wąskie uliczki, kolorowe kamienice. Polecam każdemu!
Piran leży na półwyspie o tej samej nazwie. Dość łatwo go znaleźć na mapie Europy, chociaż pewnie nie będzie na niej zaznaczony. Wystarczy jednak, że znajdziecie fragment Słowenii pomiędzy Chorwacją a Włochami, który dotyka Adriatyku. Wybrzeże słoweńskie liczy zaledwie 50 km, więc właśnie gdzieś tam, niedaleko włoskiego Triestu, jest położny Piran.

źródło: fotolia.com
Trochę historii Piranu
Przed okresem Cesarstwa Rzymskiego ziemie te były zamieszkałe przez rybaków i pasterzy, a także piratów, którym przyjemność sprawiało napadanie na handlowe statki Rzymian. Półwysep Piran i Istria weszły w skład Cesarstwa ok. 175 r. p.n.e. (od tego momentu praktycznie rozpoczęła się latynizacja regionu), a po upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego w 476 r. region przechodził z rąk do rąk kolejnych wodzów różnych plemion iliryjskich, aż do przejęcia kontroli nad wybrzeżem Adriatyku przez Bizancjum w VIII w., kiedy to silnie ufortyfikowano miasto.
W tych czasach właśnie wykształciła się jego nazwa, która pochodzi od greckiego ‘pyrranos’, czyli ‘ognisty’, a nawiązuje prawdopodobnie do skały flisz, która występuje w okolicach Piranu i ma taki właśnie czerwonawy kolor.
Po okresie Bizancjum w X w. Piran i wszedł w granice Świętego Cesarstwa Rzymskiego, a w XII w. przeszedł pod panowanie Republiki Weneckiej, pod którym pozostawał do upadku republiki w 1797 r. Z tych – bagatela! – kilku wieków okresu pochodzi większość zabudowy miasteczka, dzięki czemu zyskało ono przydomek „Wenecji w miniaturze”.
- dom wenecki z XV w.
Po upadku Republiki Weneckiej, Istria i Piran trafiły w ręce Monarchii Austro-Węgierskiej, a po jej rozpadzie w 1918 r., pod panowanie włoskie. Po drugiej wojnie światowej Piran znalazł się w granicach Wolnego Terytorium Triestu, a następnie wskutek przeprowadzonego plebiscytu został włączony do Jugosławii. Od 1991 r. jest częścią niepodległej Słowenii.
Dzięki wiekom wpływów z Włoch, Austrii, Chorwacji i Słowenii Piran dzisiaj jest kolorowym etnicznie i architektonicznie miasteczkiem, które warto odwiedzić latem, wiosną i wczesną jesienią.
Czym urzekł mnie Piran?
Zakochałam się, nie będę zaprzeczać. Piran to jedno z najpiękniejszych miasteczek w regionie Morza Śródziemnego, w jakim byłam, mimo że odwiedziliśmy je w szczycie sezonu, kiedy przebywają tu tłumy turystów. A kto czyta nasz blog od jakiegoś czasu ten wie, że ja się źle czuję w tłumie i staram się unikać szczytów sezonów.
Mimo wszystko Piranowi udało się zdobyć moje serce. Przede wszystkim uroczą, bardzo malowniczą zabudową. Kolorowe kamienice wznoszą się nad wąskimi uliczkami, w których szczególnie fajnie jest zabłądzić późnym wieczorem. Piran urzekł mnie też czystością i estetyką. Nota bene Słowenia w ogóle jest bardzo czystym i uporządkowanym krajem, ma się wrażenie, że biorą przykład z Austrii i wychodzi im to na dobre!
Zakochałam się również w panoramie miasta z murów obronnych, którą polecam w bezchmurny, słoneczny dzień, kiedy kolory nabierają soczystości i trójkątny półwysep gęsto przykryty czerwonymi dachami kontrastuje z szafirowym morzem, które białą linią przecinają jachty i motorówki. Widok charakterystyczny i zapadający w pamięć.
Poza tym w Piranie jadłam najlepsze do tej pory grillowane kalmary z masłem i czosnkiem. Były soczyste i delikatne, dosłownie rozpływały się w ustach! Smakowały nam tak bardzo, że dwa razy odwiedzaliśmy knajpkę (a właściwie dwie w jednym miejscu), w której je serwują. Wam też ją polecam (nazywają się Cantini i Fritolin pri Cantini), bo cenowo wcale nie było tragedii! Okej, Słowenia i tak jest dla nas trochę droga (a który kraj z euro nie jest?), ale w turystycznym nadmorskim miasteczku w szczycie sezonu za danie z owoców morza spodziewałabym się więcej niż 10 euro. A tymczasem zapłaciliśmy 8,20€ za porcję. A że ja wprost uwielbiam owoce morza, to trzeba było te przepyszne kalmary zjeść jeszcze raz, tuż przed samym wyjazdem. 😉

Cantini

nasze kalmary omnomnom!
Kiedy jechać, ceny i koszty, garść informacji praktycznych
Jeśli mamy możliwość jechać poza wysokim sezonem (lipiec/sierpień), czyli np. w maju lub na przełomie/września i października, to zdecydujmy się na wyjazd właśnie wtedy. W szczycie sezonu ceny są trochę wyższe, a o zakwaterowanie trzeba się martwić dużo, dużo wcześniej.
W Piranie jest tylko jedno pole namiotowe, które bardziej przypomina camping. Jest dość małe i ciasne, a na ogrodzonych ‘podwórkach’ stoją przyczepy campingowe, które rezerwuje się z wyprzedzeniem. Nam udało się spontanicznie znaleźć miejsce na rozbicie naszego namiotu, ale tylko dlatego, że jest on dość mały. Takie poletka namiotowe na całym campingu są dwa, a do tego są tak wąskie, ciasne i położone trochę jakby nad campingiem, że bardziej przypominają półki z trawą niż pola namiotowe, do których przywykliśmy w Polsce.

Tartinijev trg
Inne opcje zakwaterowania wewnątrz miasteczka to hostele i hotele. Ceny w hostelach w salach wieloosobowych zaczynają się od ok. 20€. Planując wyjazd w szczycie sezonu należy zawsze rezerwować z wyprzedzeniem. Dużym wyprzedzeniem.
Wyżej wymienione opcje dobre są dla osób niemobilnych (uprzedzając pytanie: z Ljubljany kursują autobusy, jest to najszybszy środek transportu, bo dojazd trwa ok. 2,5h, ale komunikacja publiczna nie jest wcale super tania), a dla tych z własnym autem istnieje jeszcze opcja campingów poza Piranem. Są one większe, ale wymagają dojazdu do miasta samochodem.
I tu kolejna informacja – ponieważ uliczki są bardzo wąskie, a zresztą nie jest ich wcale za dużo (poza tym przejście całego miasta na piechotę zajmuje ok. pół godziny, więc gdzie tu zmieścić jeszcze auta), turyści muszą zostawić samochód na płatnym parkingu przy wjeździe do Piranu. Cena za dzień wynosi 8-12€, a za tydzień 60€. Tzn. można wjechać do miasta, ale tam opłata dzienna za parking wynosi 24€, wnioski same się nasuwają.
W informacji turystycznej na placu Tartiniego (Tartinijev trg) udzielane są informacje np. na temat organizowanych wycieczek do jaskiń czy do Wenecji.
Wyżywienie najlepiej zorganizować we własnym zakresie. W obrębie zabytkowej części miasta są co najmniej dwa supermarkety Merkator, a jeśli przyjeżdżamy do Słowenii własnym autem – nie szczypmy się z ilością jedzenia. Oczywiście warto spróbować lokalnych przysmaków (patrz: kalmary powyżej 😉 ) czy win, ale kupowanie jedzenia w euro jest bardzo odczuwalne dla naszego portfela, czego nie muszę chyba tłumaczyć.
Ach, zapomniałabym! Plaże! Cóż, jest jedna (właśnie przy polu namiotowym) i kamienista (kamyczki typu otoczaki, a nie ostre kamulce jak w Chorwacji), ale poza tym dookoła półwyspu są platformy z drabinkami, gdzie normalnie ludzie się kąpią. Czyli siedzisz sobie w knajpce, zajadasz owoce morza, a po chwili zanurzasz się Adriatyku. Żyć, nie umierać!
###
Podsumowując: Słowenia jest dla nas dość drogim krajem, więc warto przygotować się do wyjazdu jak najlepiej. Każdy akt spontaniczności naraża nas na dodatkowe koszty. Nam Słowenia bardzo przypadła do gustu i chcielibyśmy tam wrócić, a szczególnie do Piranu (i Bovca, o którym już pisaliśmy) ale wiemy już, że kolejny wyjazd tylko z własnym środkiem transportu i bagażnikiem wypchanym kabanosami. No, chyba że do tego czasu sami jakimś cudem zaczniemy zarabiać w euro. 😉
Tak czy tak, będąc w Słowenii na pewno warto jest zobaczyć Piran i zostać tu chociaż jeden wieczór. To naprawdę urocze miasteczko, idealne na romantyczne spacery. 😉
Byliście w Piranie? Jakie są Wasze wrażenia? Czy polecilibyście to miasteczko innym? Podzielcie się opinią w komentarzu pod spodem!
Ogólnie pełna zgoda ale jakoś zgrzyta mi ciągłe podkreślanie, jak drogo jest w Słowenii. Żaden ze mnie krezus, trzy lata temu w 2018 wyrabiałem średnia krajową. Na dwutygodniowy wyjazd miałem do dyspozycji 700 euro na tzw. „życie” (jadło i pokarmy), reszta dojazd i noclegi. I spokojnie się w tym zmieściliśmy we trójkę. Codziennie był wieczorny obiad w knajpie czy pizzerii, z napojami alkoholowymi, prócz tego jedzenie w sklepach (śniadania i wczesne lunche). I to wystarczało.
Być może nie załapałem konwencji, być może to blog dla obieżyświatów z namiotem i plecakiem…
Ale zawsze zastanawiałem się nad sensem jeżdzenia za granicę z bagażnikiem wypchanym tzw. wekami i kabanosami. Miejscowe produkty wcale nie są drogie, trzeba tylko poszukać odrobinę, kupować w marketach. Wozić parówki po to by na 300g paczce zaoszczędzić 1,50 zł – dla mnie bez sensu. Lepiej troszkę przyoszczędzić i poczuć klimat życia na miejscu.
W Izola mieliśmy knajpkę w tzw. drugiej linii od morza (nie nad brzegiem), gdzie w pieknych okolicznościach przyrody i kamieniczek, pośród ludzi śpiewających w sąsiadującej winiarni, stołowalismy sie naprawdę solidną, „chłopską” porcją prażonych kalmarów w cieście z pieczonymi łodeczkami ziemniaków i sosem czosnkowym za bodaj 7,50 euro od osoby. Do tego dzbanek wina za 5 euro/kieliszek 1,20 euro. Cała kolacja – dwoje dorosłych i dziecko – wychodziła z winem i napojami ok. 30 euro. Spróbujcie nad polakim morzem zjeść wieczorem z alkoholem za 120-130 zł, powodzenia 😉
Oczywiście jedliśmy też w Koper w pizzerii, gdzie dwie pizze i piwo wyszły 50 euro, ale tutaj do brzegu morza było od stolika jakieś 11 metrów 😉
Ogólnie można w Słowenii za w miarę znośne pieniądze (podkreślam, średnia krajowa!) zakosztować Słowenii. Nawet parówki i wędliny w sklepach troche inaczej smakują, nie wspominając o pieczywie.
Cały wyjazd zamknął się w 7000 zł – trzyosobowa rodzina. Noclegi 2×40 euro w Koper i 11×82 euro w Izola. Przy czym przepłaciliśmy, bo wylądowaliśmy w Słowenii na zasadzie last minute (nie wpuszczono nas do Chorwacji, bo jeszcze nie byli w Schengen, a my od syna wzięliśmy tylko legitymacje szkolną, hahaha), więc noclegi były niejako wymuszone okolicznościami a nie rezerwowane wcześniej. Wszystko na wariackich papierach. Ale udało się i nie żałujemy ani chwili tam spędzonej.
Hej Michale, dzięki za rozwinięcie tematu. 🙂 Tak jak napisałeś – ja swoje spostrzeżenia pisałam z perspektywy obieżyświatki z namiotem i plecakiem, 700 euro na jedzenie to dla mnie budżet na 3 miesiące. 😉 Cieszę się, że Wasz wyjazd do Słowenii był udany!
Piękne miasteczko, prawie jak wyspa 🙂
W tym roku odwiedziliśmy Piran przy okazji wakacji w Chorwacji. Miasto cudowne, perełka mega klimatyczna. Widoki nieziemskie. Wbrew pozorom pod koniec lipca nie było zatłoczone. Na koniec zwiedzania kąpiel dla ochłody. Bardzo polecam strasznie nam się podobało. Będziemy wracać na pewno.
W Piranie byłam pierwszy raz 24 lata temu ale zrobiła na nas tak duże i pozytywne wrażenie, że teraz jak tylko mamy okazję to zahaczamy o to miasteczko! Jestesmy od lat zakochani w Italii ale często nocleg tranzytowy wybieramy właśnie w Piranie 🙂 Jest magiczny i wspaniały!
Polecam gorąco Piran, to zdecydowanie nasz wakacyjny nr 1, piękne widoki, warto wypożyczyć rower i przejechać się trasą o nazwie Parenzana, owoce morza zdecydowanie najlepsze w wymienionej Cantinie- nawet w połowie września wieczorami ciężko było znaleźć wolne miejsce przy stoliku, ceny przystępne. Jako opcję pośrednią między campingiem a hotelem polecam poszukać noclegu na Casamundo, mały apartament w centrum zabytkowej starówki to najlepsze rozwiązanie jak chce się poczuć klimat tego miejsca. Kalmary, lokalne wino, spacery nad Adriatykiem… wspaniały pomysł na wakacje we dwoje lub spokojny wyjazd rodzinny.
Wybieram się do Piranu 27 sierpnia, mam lot z Warszawy do Lublany ale mam problem ze znalezieniem połączenia Lublana – Piran. Czy może ktoś coś polecić ??
Hej! Ja wam polecam stronę http://www.rome2rio.com albo aplikację na Androida Fetch my way (to samo co rome2rio) – tam pokazuje wszystkie opcje razem ze stronami www przewoźników 🙂 Lublana-Piran też jest 😉
!!!!wjazd do centrum to 5euro za godzine!!!
Czyli zmienili. Dzięki za info 🙂
Właśnie wróciliśmy z wycieczki do Piranu. Było przepięknie. Przy okazji wakacji na Istrii postanowiliśmy odwiedzić ciekawe miejsca w okolicy. Piran to prawdziwa perełka architektoniczna. Naprawdę warto. Polecamy!!!
Cieszę się, że wam się podobało! 🙂
Zakochałam się w samych już zdjęciach! Wybierałam się co prawda do Chorwacji w przyszłym roku, ale może warto zaplanować dodatkową wycieczkę… 🙂 Cudownie, zapisuję to miasteczko jako jedno z tych, które muszę odwiedzić! Pozdrawiam 🙂
Cieszę się, że się podoba! Warto odwiedzić na pewno 🙂
Widoki są na prawdę fantastyczne. Miło znów zobaczyć to piękne miejsce choćby na zdjęciach. Zapamiętałam każdy szczegół 😉
Dzięki za komentarz! Piran faktycznie jest przepiękny! 🙂