Po raz pierwszy byłam na jarmarku bożonarodzeniowym we Frankfurcie nad Menem, o czym pisałam już dawno, dawno temu. Przyznam Wam, że zakochałam się w tej atmosferze, świątecznych ozdobach, światełkach, napojach i smakołykach i postanowiłam, że będę wracać na jarmarki bożonarodzeniowe, kiedy tylko będę miała okazję.
I wreszcie udało się to zorganizować w Bratysławie na dosłownie 1 i pół dnia.
Jarmarki bożonarodzeniowe przyszły do stolicy Słowacji (jak i wielu innych miast w Europie) z Austrii i Niemiec. Ten bratysławski jest dość młody w porównaniu z oryginalnymi, bo zaczęto go organizować jakieś 20 lat temu, kiedy np. jarmark w Wiedniu odbywa się regularnie już od 1294 r., a we Frankfurcie nad Menem od 1393 r.
Bratysława jest wręcz idealna dla wszystkich, którzy nie mają dużo czasu i nie chcieliby wydać zbyt wielu pieniędzy – jarmark nie jest duży i uchodzi za najtańszy w Europie (co wcale nie znaczy, że najgorszy!)
Nie jest może wielki jak ten w Kolonii, ale może właśnie dlatego jest taki uroczy (i idealny na krótki weekend). Na początku na bratysławskim jarmarku było nie więcej niż 50 stoisk, ale obecnie jest ich już ponad 100. Wszystkie nawiązują do tradycji Słowacji i można tutaj kupić oryginalne ręcznie robione ozdoby, jak np. ceramikę, rzeźby z drewna, metalu, skóry lub wikliny, szkło czy tekstylia.
Jeśli chodzi o ozdoby świąteczne – tutaj trochę się zawiodłam. Widziałam może jedno czy dwa stoiska, na których faktycznie można było oko zawiesić. Ładne były przede wszystkim świeczniki-domki i przyznam, że mam do nich słabość. Ale jeśli chodzi o świąteczne zabawki, to na mojej subiektywnej liście Niemcy ciągle zajmują pierwsze miejsce ze swoimi dziadkami do orzechów, palącymi ludzikami i innymi figurkami z drewna.
Oczywiście na jarmarku nie może zabraknąć lodowiska, karuzeli i występów lokalnych zespołów, więc te warunki też zostały spełnione. Ale podobała mi się też oryginalna księgarenka ze starymi książkami, za które płacisz tyle, ile uważasz, że warto. Sądząc po przebranych już półkach – pomysł miał spore wzięcie.
Nie zapominajmy o tym, co jest w jarmarkach bożonarodzeniowych najsmaczniejsze, czyli lokalnych potrawach i napitkach! 😉 Tych straganów zdecydowanie jest najwięcej! Słowacka kuchnia jest co prawda ciężka i tłusta, ale w końcu raz w roku można sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. Poza tym nie musimy przecież wszystkiego próbować, bo wiele smaków podobnych jest do naszych rodzimych.
Co jemy? Na pewno loksze, czyli placki z ciasta ziemniaczanego nadziewane kapustą lub gęsią wątróbką (kształtem jak nasze naleśniki, mi najbardziej smakowały te z bryndzą!), kapuśniak, chleb ze smalcem i cebulką, cygańską pieczeń (ciganska piecienka, największe i najbardziej sycące danie na jarmarku), czyli po prostu bułkę z grillowanym mięsem, cebulą i musztardą, a także pagacze, czyli bułeczki skwarkowe, najlepsze na ciepło. Jedliśmy też ogromne placki ziemniaczane i ziemniaki w bardzo ciekawej formie – spirali na patyku. Można również skusić się na coś słodszego, np. strudle czy pierniki miodowe. Na niektórych straganach sprzedaję się też prażone kasztany.
A do picia? Typowe napoje idealne na zimę! Grzane wino (białe i czerwone) i poncz z owocami. Ale my najbardziej polecamy medovinę, czyli miód pitny! Podbiła nasze serca! Tak bardzo, że przywieźliśmy do domu całą butelkę tego alkoholu (za 0,75 l zapłaciliśmy 7 euro – jakieś 4 euro taniej niż w sklepie!). Są dwie wersje: słodka i gorzka. My polecamy słodką, ale gorzka też nie była zła. 🙂 Można też zaopatrzyć się w słoiczki z miodem (po słowacku: med), a czasem też orzechami i suszonymi owocami!
Ile może kosztować taki dzień na jarmarku? Oczywiście wszystko zależy od tego, ile będziemy jeść i pić. Poniżej podaję przykładowe ceny:
– napoje, czyli grzane wino, poncz i medovina – ok. 2 euro za 200 ml (czyli plastikowy kubeczek);
– cygańska pieczeń – 3 euro
– placki ziemniaczane – ok. 2 euro (+/- 0,50 euro – zależy od wielkości)
– ziemniaczana spirala – 1,30 euro
– loksze – ok. 1,30 euro
– pagacz – ok. 0,60 euro
– prażone kasztany – ok. 0,60 euro za 50 g
Ceny nie są wysokie (i na większości straganów raczej takie same, więc nie ma co tracić czasu na szukanie najtańszego), ale weźcie pod uwagę, że my np. w ciągu takiego jednego dnia we dwójkę wypiliśmy z 10 kubeczków miodu, wina i ponczu. Do tego coś do jedzenia, bo w końcu nie przyjechaliśmy tylko patrzeć, a wszystkiego chciało się spróbować… Czyli na dwie osoby ze 40 euro wydaliśmy.
Uważam, że 20 euro na osobę na weekend na jarmarku to wystarczająca kwota. Jedzenie jest naprawdę zapychające, a całość da się obejść w kilka godzin. Poza tym jarmark bożonarodzeniowy nie odbywa się codziennie! Live your life!
To co? Kto do Bratysławy w przyszłym roku? 🙂
Pozwolilam sobie polecic Twoj blog, a szczegolnie Twoje warsztaty jezykowe na moich dwoch blogach:
jednym o blogowaniu http://vademecumblogera.blogspot.fr/
drugim osobistym http://modanabio.com/
i polecilam Twoja metode. Pozdrawiam Bea (hardaska)
Bardzo mi miło 🙂