Podróż dookoła świata? Tak!!! Bez planu i (wielkich) pieniędzy. Taka, o której zawsze marzyłam. Czas wreszcie spełnić to marzenie! Do wyjazdu zostało 45 dni.
Kiedy byłam w liceum, czyli jakieś 10 lat temu, marzyłam o wielkiej przygodzie gdzieś w świecie. Chociaż nie, ja marzyłam po prostu, żeby cały czas być w drodze. Ale szczerze? Kiedy 18-latka gada takie rzeczy, że będzie żyć w podróży to wiecie z jakimi komentarzami spotyka się ze strony bardziej „doświadczonych” życiowo, prawda? Dobrze, Haniu, będziesz tak żyć. Ale najpierw pójdź na studia i znajdź dobrze płatną pracą, bo przecież z czegoś te swoje mrzonki musisz opłacić. A potem będziesz jeździć ile chcesz. Dokładnie tyle, na ile pozwoli ci ustawowe 26 dni urlopu i szef.
Więc Hania tak zrobiła. Wybrała mniej satysfakcjonującą, ale bezpieczniejszą i bardziej stabilną ścieżkę. Ale Hania jest wulkanem. A wulkanu nie możesz tak po prostu zasypać i czekać, aż się wyciszy. Zasypany wulkan będzie się w środku gotował, aż w końcu wybuchnie niszcząc wszystko dookoła.
I wybuchł. Wywróciłam właśnie moje życie do góry nogami, zeszłam ze wszystkich utwardzonych, pewnych ścieżek, zamykam ostatnie rozdziały. Wyjeżdżam.
Na początku nie chciałam opisywać jak się czuję. Pomyślałam, że mało kto to zrozumie, a poza tym po co mi takie uzewnętrznianie się. Ale z drugiej strony, może właśnie te uczucia pomogą komuś zebrać się na odwagę, żeby odnaleźć w życiu własną ścieżkę.
Bo nie jest tak, że jedyna słuszna droga w życiu to praca na etacie, stała pensja, dom, kredyt, dzieci, samochód. Jedyna słuszna droga to taka, która daje szczęście, poczucie harmonii, wewnętrznego spokoju, którego nie zniszczą żadne burze i przeciwieństwa losu. Ale jej odnalezienie to nie jest spacerek po brukowanym pozamiatanym chodniku. To przedzieranie się z maczetą przez dżunglę, chaszcze, kolce, przepaście, dzikie węże, tropikalne deszcze, a w ogóle to nawet nie wiadomo dokąd ta droga prowadzi. Nie dziwne, że samo szukanie wielu przeraża i wybierają oni mniej ekscytujący, ale pewniejszy scenariusz. Ale jeśli czują wewnętrzny spokój, że robią dobrze, to dobrze.
Problem w tym, że ja przez długi czas nie czułam tego spokoju. Coraz bardziej się pogrążałam w poczuciu, że nie jestem we właściwym miejscu. Serce się rwało, żeby ruszyć w wielką podróż, ale coś w głowie dudniło, że sobie nie poradzę. Że muszę zostać, że muszę rozkręcić swoją firmę, zadbać o stabilność finansową, żebym nie umarła z głodu. Wmawiałam sobie, że z każdej podróży muszę tu wracać. W końcu w lutym dopadła mnie taka depresja, że przez dwa tygodnie unikałam ludzi, płakałam bez powodu, cierpiałam na bezsenność, brałam prochy na uspokojenie, schudłam 10 kilogramów. Aż pewnego dnia obudziłam się z poczuciem, że jeśli czegoś nie zmienię teraz, to takie ekstremalne stany depresyjne grożą mi do końca życia. I byłam tą perspektywą przerażona.
Spakowałam podstawowe rzeczy, wyjechałam na kilka dni do Francji, kopnęłam w dupę moją firmę (na chwilę). Powiedziałam sobie, że sama kreuję swoje szczęście i rzeczywistość i ta, którą mam obecnie w ogóle mnie nie zadowala. Nie chcę tak.
I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęła dziać się magia. Jakby wszechświat stwierdził, że „ok, Hanka już swoje zrozumiała, teraz można jej trochę pomóc” i zaczął podsuwać mi coraz lepsze możliwości, zlecenia, przychylnych ludzi. I pomógł podjąć decyzję: wyjeżdżam.
Podróż dookoła świata – jak to zrobię?
Gorzkie żale się skończyły, teraz czas na szczęście!
Ja naprawdę wyjeżdżam. Nie, że jadę na wakacje. Jadę poznać kraje, w które zawsze mnie ciągnęło, zanurzyć się w zupełnie innych kulturach. Jadę w niekończącą się podróż dookoła świata. Bez pieniędzy.
Ale… że jak to? Niekończącą się podróż bez pieniędzy?
Specjalnie tak piszę. 😉 Bo po pierwsze primo, nie daję sobie limitu czasowego. Już teraz wiem, że prawdopodobnie do końca 2017 roku będę w Azji Południowo-Wschodniej. Najpierw Sri Lanka i Malediwy, potem w październiku Filipiny, a potem… zobaczymy. Nie robię planów, bo plany ograniczają. A ja nie cierpię być ograniczana!
Po drugie primo, jadę bez pieniędzy. Bez wielkich pieniędzy. Będę miała zaledwie niewielką sumę na czarną godzinę. Taką, którą udało mi się odłożyć pracując bez etatu, a każdy etatowiec mógłby ją odłożyć z palcem w dupie. Dlaczego tak? Dlatego, że to będzie bardziej życie w podróży niż sama podróż – tak jak w Polsce, żeby przeżyć musisz zarabiać, tak samo – o dziwo! – jest w podróży. Mogę powiedzieć, że będę cyfrowym nomadą, nieprzywiązanym do żadnego miejsca na stałe. A przynajmniej takie jest założenie w tym momencie. Nie wiem co prawda co szykuje dla mnie los, ale jestem otwarta na wszystkie okazje. Jednak początkowe założenie jest zarabiać pieniądze przez zdalną pracę, a koszty podróży zmniejszać na różne sposoby (np. pracą w hostelu). Jak jeszcze? O tym wszystkim będę dla was pisać.
Czy mnie to nie przeraża? Tak, owszem. Ale jeszcze bardziej przeraża mnie to życie bez spróbowania. Dam radę. Chcę dać radę.
Zamknęłam prawie wszystkie rozdziały w Polsce. Domykam ostatnie. Czy tu wrócę? Oczywiście, że tak! Kiedy? Nie wiem. Pewnie wtedy, gdy w końcu tęsknota za pierogami z jagodami i z cukrem będzie nie do wytrzymania. Poza tym ciągle chcę kontynuować moje krajoznawcze wyzwanie. Dokończę je, nie ma pośpiechu.
Ach, zapomniałabym. Ponieważ każdy szanujący się bloger, podróżnik, włóczęga czy ktoś tam powinien mieć swój projekt podróżniczy, bo przecież bez projektu ani rusz, to ja swój nazywam: Przestań żebrać i sobie zarób Expedition.
A dlaczego tak? A dlatego, że ostatnio jest wysyp różnych dziwnych pseudoprojektów. Ludzie wpadają na pomysł, że będą podróżować za darmo, po czym tworzą wydarzenia na Polakpotrafi albo piszą do blogerów z prośbą: sfinansuj moją podróż, żebym mógł podróżować za darmo, czyli autostopem. No żesz kurwa mać!
Od długich podróży jestem dosłownie uzależniona (tak, mówimy o uzależnieniu, które przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu, ale o tym kiedy indziej napiszę), ale nie wyobrażam sobie żebrać o kasę na moje podróżnicze fanaberie. Bo to są fanaberie. Nie wyobrażam sobie też mówić, że podróżuję za darmo, bo ktoś zawsze płaci – za benzynę kierowca, który mnie weźmie na stopa, a za wodę i prąd host, który mnie przenocuje na couchsurfingu. Nie będę cwaniakować jak to mi się udało przejechać świat za darmo. Ale powiem jak to zrobić bez pieniędzy, gdzie szukać pracy, ile kosztuje taka podróż.
O pieniądzach będzie dużo i bez tabu. Nie dlatego, żeby się chwalić, ale dlatego że zawsze była to dla mnie największa obawa – czy sobie poradzę, czy nie umrę z głodu? Nie znalazłam w internecie strony czy bloga, który bez owijania w bawełnę i lukru informowałby o pieniądzach w długiej podróży. Dookoła tego tematu wyrosło więc wiele mitów i stereotypów, bo w Polsce o pieniądzach się nie rozmawia. Więc ja zacznę.
No, i blog. Blog będzie się rozwijał. Ciągle mam zaległe tematy do poruszenia z Izraela i Jordanii, ale cierpliwości. Na pewno o nich nie zapomnę. Poza tym moje blogowanie jest już profesjonalne, nie wyobrażam sobie tej podróży bez bloga. Będzie praktyczne informacje o krajach, prywatne wpisy o życiu, wzlotach i upadkach w podróży, porady jak w taką podróż się wybrać.
Do wyjazdu pozostało 45 dni i mnóstwo spraw do załatwienia. Ale cieszę się. Głównie tym, że wreszcie zebrałam się w sobie na tę podróż. Bilet w jedną stronę już jest. Nowy paszport odbieram za 10 dni. Są również obawy. Ale w końcu nieprzypadkowo wybrałam swoje credo: Życie zaczyna się tam, gdzie kończy się strach.
Drugie życie, Azjo, przybywam!
Hania a jednak wyjechałaś gratuluję – czytałem wpisy i byłem ciekawy zrobi to czy nie ? :-). Super jesteś dzielna – całe życie myślałem, aby tak zrobić, ale czasy były trochę inne a później to już poleciało żona, dzieci, kredyty itp. 🙂 – życie „kowalskiego” – teraz czekam na drugą szansę – jak dożyję „a dzieci pójdą z domu” spróbuję zrealizować to co chciałem zrobić dawno temu – wyjechać bez daty powrotu objętnie na czym i w jaki sposób 🙂 nie ma to znaczenia inne kultury, kraje itp. zrealizować marzenia i zobaczyć pozaturystyczny prawdziwy Świat. Jeszcze raz gratuluję może kiedyś też napisze kawałek podróżniczego bloga – Do zobaczenia w Świecie
Tak, wyjechałam. I chyba już jestem zgubiona, bo nie planuję na razie powrotu na stałe. 😉 Życie ma się tylko jedno, więc te marzenia po prostu trzeba zrealizować! Do zobaczenia w świecie! 🙂
też bym tak chciała; np.pojechać sobie w Europę i odwiedzić katedry gotyckie (te najwspanialsze) albo klasztory….ale jestem uwiązana, odpowiedzialna za dziecko, które w wieku 12 lat zachorowało, za starego ojca, matkę – odpowiedzialność za innych ludzi – to jest to, co nie pozwala rzucić wszystkiego, by realizować marzenia; chociaż może to tylko wymówka, może gdybym naprawdę chciała…ale nie wydam przecież na bilet lub benzynę, gdy trzeba kupić leki dla dziecka; takie podróże trzeba realizować jak się jest młodym, bezdzietnym – żałuję, że zawsze spełniałam cudze oczekiwania, że nigdy nie odważyłam się zaryzykować; a może nie żałuję? może wszystko jeszcze przede mną? żeby pewne rzeczy docenić trzeba do nich dojrzeć, zdobyc jakąś wiedzę, gdy byłam młoda wiedzy nie miałam, pewnie połowy skarbów napotkanych po drodze nie zauważyłabym; na razie gotyckie katedry podziwiam w internecie 🙂 dzięki za ciekawe informacje o katedrze w Mediolanie
Teraz w hostelu w Malezji, gdzie pracuję mamy zakwaterowaną rodzinę z Francji – 2 rodziców i 4 córki w wieku 11, 7, 5 i 2 lat. Nie rzucili wszystkiego, dalej pracują we Francji. Nie trzeba od razu odbywać wielkich podróży dookoła świata, może najpierw wystarczy pojechać gdzieś niedaleko? Na pewno jest jakiś sposób, żeby zwiedzić Europę. Trzymam kciuki za powodzenie i spełnianie marzeń! 🙂
Wytrwalosci kochana! Nie jest latwo podejmowac ryzykowne decyzje kiedy nie wiesz co Cie czeka 😉 ale znam to od podszewki i grunt to miec „jaja” aby robic to na co innym nie starcza odwagi X
ps. Przesylam mnostwo pozytywnej energii na ten najtrudniejszy czas Cmok X
Dziękuję dziękuję dziękuję!!! 🙂
A ja ruszam w przyszłym roku 2017.Skończę 70lat i pod hasłem ,prawda że grafomańskim „przeżyłem 70 lat,teraz ruszam w świat”.Jaka różnica gdzie się skończę.Jedno mnie tylko zastanawia:biorę jedno lekarstwo,u nas tylko na receptę, jak zaopatrywać się w nie w tzw.świecie?Odpowie mi ktoś proszę.amator
Najlepiej po prostu wygooglać nazwę leku i danego kraju i powinna się pojawić informacja o receptach i gdzie można ten lek kupić 🙂
Bardzo dziękuję.Niby proste,ale jak widać nie dla każdego
Tez jadę dookoła świata, ale moj poczatek to Brazylia. Wyruszam dokładnie za 3 miesiące.
Super! Trzymam kciuki! :))) No i czekamy na wpisy 😉
Dzięki! 🙂
O kobieto! 😀 Jak Ty inspirujesz 🙂 A my się z moim lubym właśnie bijemy z myślami, jechać czy nie jechać w przyszłym roku 🙂 Rzucić wszystko w cholerę (ale potem wrócić), czy nie. Tyle myśli, masakra 😉
Powodzenia, trzymam kciuki! :))
Chociaż w sumie nie powiedziane jest, czy rzeczywiście wrócić. Może tak, może nie. I to jeszcze bardziej przeraża ;P
Dziękuję bardzo! :3 nie bijcie się z myślami, tylko po prostu to zróbcie! 😉
Ten wpis przypomniał mi moje przygotowania do podróży dookoła świata. Strach, ekscytacja, łzy, trudne wybory i radość, że w końcu to robię! Życzę Ci żebyś spotkała dużo dobrych ludzi po drodze i powodzenia! Bardzo mocno trzymam kciuki!
Ta radość, że w końcu to robię na szczęście jest większa niż strach, łzy i trudne wybory razem wzięte 😉 Dzięki!!!
O łał, gratuluję!!! Podziwiam Twoją odwagę i życzę mnóstwa powodzenia, szczęścia, samozaparcia i ludzkiej uprzejmości w drodze.
Będę Cię czytać cały czas 🙂 Może dzięki temu też zabiorę się za spełnianie marzeń.
Mam nadzieję! 🙂 Dzięki i pozdrawiam! 🙂
Brzmi super, czekam na relacje! Chociaż z kolei dla mnie właśnie małżeństwo, stała płaca, własny dom i podróże od czasu do czasu są pomysłem dla szczęście 🙂 I pies, a psa na długo nie zostawię 😉
Najważniejsze to wiedzieć co daje nam szczęście i z tego nie rezygnować 🙂
Trzymam mocno kciuki za projekt! 😉 Będę bardzo uważnie śledzić i juz się nie mogę doczekać wpisów. Mam nadzieję zainspirować się i w końcu samej odważyć na podobną podróż 🙂
Piękny plan!
Projekt zacny! 😀 Dzięki i powodzenia!!! 🙂
Drugie życie może być jeszcze lepsze:) Mam nadzieję, że kiedy spotkamy się za jakiś czas zobaczę Cię we właściwym miejscu we właściwym czasie – spełnioną, szczęśliwą, spokojną, ale wciąż z apetytem na życie. Jestem z Tobą Kobieto i rozumiem chyba, aż za dobrze!:)
<3 Buziaki!!!
Haniu, doskonale rozumiem Twoje obawy. Mieliśmy podobnie, kiedy osiem miesięcy temu ruszaliśmy przed siebie. Gratuluję podjętej decyzji. Wiem, że nie jest łatwo. Pierwszego dnia, kiedy pedałowaliśmy przez Polskę oddalając się od domu ogarnęła mnie taka panika, że nie mogłam przestać płakać. Był to bardzo ciężki dzień, ale potem było już tylko lepiej. Ale tak naprawdę nie o tym chciałam napisać. Zmobilizowałaś mnie do przelania na papier (ekran) kilku spostrzeżeń, które siedzą we mnie od jakiegoś czasu.
Ostatnio w Manali spotkaliśmy się z przyjaciółmi, którzy przejechali swoją mini-ciężarówką z Barcelony do Wietnamu i teraz wracają. Rozmawialiśmy na temat mody, ba, może nawet manii blogerów i podróżników, którzy hurtowo wyjeżdżają DOOKOŁA świata, nazywając swoje podróże projektami (skąd to korporacyjne słownictwo?) tylko, że większość z nich nie stawia stopy na przykład w Afryce. Azja jest w modzie, no i jest tania, więc wszyscy jak jeden mąż walą do Azji (żeby nie było, sami jesteśmy aktualnie w Indiach). Przyznam, że mam alergię na hasło „dookoła świata”, bo wydaje mi się, że jest to troche marketingowy chwyt podbijający SEO, a jeszcze jeśli, jak w Twoim przypadku, dodasz „bez pieniędzy”, to baaaaa….
Tylko czy naprawdę o to chodzi? Jesteś kolejną blogerką, która albo jest w podróży dookoła świata, albo zaraz w nią rusza. I rzeczywiście z perspektywy „normalnego” życia większości ludzi jest to wielka sprawa. Świadczą o tym komentarze u Ciebie, u Kami czy u Oli (pojechanej). My też tak myśleliśmy na początku – robimy coś wielkiego, ruszamy przed siebie. Tylko jakoś czułam blokadę przed używaniem wielkich słów. W końcu nie będziemy jechać dookoła, tylko przez świat, tak jak nam wyjdzie i jak nam się spodoba. Pracowałam w korporacji i może dlatego mam alergię na hasło „projekt”, bo to dla mnie puste słowo… Co się okazało? Że ludzi takich jak my są setki. Spotykamy ich codziennie. Serio. Wielu z nich wybrało taki styl życia – są prawdziwymi nomadami. Są w drodze od 8, 10, czasami 12 lat. Nie używają wielkich słów, bo to ich życie, a nie przygoda czy „projekt”.
Chociaż w drodze, staramy się śledzić kilka blogów i ciągle pracujemy nad naszym (bo jesteśmy blogowymi „świeżynkami”), trochę przeraża nas tendencja w podróżniczej blogosferze. Wszystko na sprzedaż, wszystko pod kątem SEO i przyciągnięcia potencjalnych sponsorów. Wielkie słowa, wielkie projekty, wielka presja. Czuję blokadę kiedy mam pisać o samym podróżowaniu – o tym jak spakować plecak, co zabrać, gdzie szukać funduszy etc., bo WSZYSCY o tym piszą. I niestety z mojego punktu widzenia dość mocno zakrzywiają rzeczywistość. Czy chcę być kolejną z wielu?
Jeszcze odnośnie funduszy w drodze – piszesz, że nie znalazłaś blogów, które opisują ile co kosztuje – ja znalazłam ich kilka. Myślę, że pieniądze przestały być tematem tabu. Problem polega na tym, że każdy podróżuje inaczej. Co z tego, że opiszę ile wydajemy w Indiach jeżdżąc pociągami i śpiąc w tanich guesthousach kiedy nasz budżet i wydatki podczas trzech miesięcy rowerowania były zupełnie inne? W internecie można znaleźć excele ze szczegółowymi kosztami życia w poszczególnych krajach i można sobie wyrobić opinię (przybliżoną) na temat cen w danym miejscu, ale przecież później każdy z nas żyje inaczej i ma inne potrzeby. Niektórzy palą, inni muszą wypić na śniadanie kawę, a jeszcze inni piwo do obiadu. Jedni mogą spać w pokoju z karaluchami, a inni potrzebują klimatyzację. My również prowadzimy szczegółowe rozliczenia naszych wydatków – nie są tajne. Tajemnicą nie jest też, że nasz budżet oscyluje w granicach 20, maksymalnie 30 dolarów dziennie na dwójkę. Czuję jednak, że pisząc „Ile kosztuje miesiąc w Indiach” bardziej niż dzielić się przydatnymi informacjami, pisałabym pod kątem SEO.
Nie zrozum mnie źle, nie chcę żeby mój przydługi komentarz został odebrany jako wredna krytyka. To raczej zbiór przemyśleń, które siedzą we mnie. Cały czas kiełkuje we mnie myśl, żeby ogarnąć te refleksje i stworzyć jakiś wpis, ale waham się. Bo to drażliwy temat. A w końcu każdy podróżuje jak chce i o to w tym biega – żeby być w zgodzie ze sobą, a nie modą…
Pozdrawiam serdecznie i może spotkamy się gdzieś na trasie! Kasia.
Hej Kasiu! Wow, komentarz długi, ale faktycznie poruszający wiele istotnych kwestii. Postaram się odpowiedzieć na wszystkie po kolei. 😉
Ad. podróżniczych projektów. Faktycznie, istnieje taka dziwna tendencja do robienia projektów i przyznam, że nie tyle mnie ona drażni ile po prostu nudzi. Bo uważam, że jest to takie trochę na siłę nadawanie wyższego sensu czemuś, co każdy może robić (czy ludzi chcą, żeby ta podróż przez to była bardziej 'epic’?). Dlatego na mój projekt trzeba patrzeć przez palce, jest to ironia i czarny humor, czyli po prostu mój charakter. Zresztą nazwa „Przestań żebrać i sobie zarób Expedition” chyba na to wskazuje 😉 Bo właśnie wszystkie te projekty już mi bokiem wychodzą. 😉
Ad. setek ludzi, którzy podróżują – chyba troszkę stałaś się ofiarą klątwy wiedzy. Być może w Twoim środowisku 90% ludzi tak podróżuje, ale ja widzę, że w stosunku do ogółu społeczeństwa są oni ciągle niewielkim odsetkiem. Otaczasz się ludźmi, którzy prowadzą taki tryb życia jak Ty – i fajnie – ale uwierz mi wybór takiej drogi życiowej ciągle budzi trochę podziw, trochę strach. Dla większości ludzi to jest jednak takie „wow, odważyła się”.
Ad. „dookoła świata” – podróż jest doświadczeniem INDYWIDUALNYM. Jeśli ktoś chce używać „dookoła świata”, bo dodaje mu to skrzydeł, to czemu nie? Jeśli ktoś chce mówić „na Księżyc”, a podróżować tylko po księżycowych krajobrazach, to co mnie to obchodzi? Ja mam swój świat, teraz skupiam się na Azji, ale może za rok będę jechać właśnie do Afryki? Chcę to nazywać podróżą „dookoła świata”, bo w dzieciństwie zaczytywałam się w powieściach typu „W 80 dni dookoła świata” i o takich podróżach marzyłam. Marzyłam o tym, żeby właśnie móc mówić, że jestem w podróży „dookoła świata”. Teraz to mówię. Moda? Nie wiem, ja jestem typowym Wodnikiem, nie podążam za obecnymi trendami. Moda jest chwilowa, zaraz przeminie, a to że nam się zbiegło w czasie podróżowanie dookoła świata… cóż, tak wyszło.
Ad. SEO – nawet najlepsza powieść się nie sprzeda bez reklamy. Uważam, że w internecie jest wystarczająco dużo miejsca, żeby każdy znalazł swój sposób na blogowanie i niech każdy pilnuje siebie, a nie krytykuje innych. Ale nie rzucam całego swojego stabilnego życia bo „o, jest moda na podróż dookoła świata to pojadę, żeby mój blog się lepiej pozycjonował”.
Ad. pisania o wydatkach. Owszem, są blogi, które o tym piszą. „Czy chcę być jedną z wielu?” – a musisz? Piszesz, że zakrzywiają rzeczywistość, nie wiem, może. Ja naprawdę jadę bez wielkich pieniędzy, bo mam zaledwie 4-cyfrową kwotę (i to do tego w złotówkach), a zawsze mi wpajano, że to drogie hobby. Mam wielu czytelników, którzy ciągle tak myślą – dlaczego więc dla nich nie mogłabym robić takiego zestawienia? Pokazać jak sobie radzę i że da się? Zainspirować ich? Nie czytam wszystkich blogów w internecie, oni pewnie też nie. Ale czytają mój, więc pokażę im jak ja to robię. (Nie pod SEO, ale dla ogólnej inspiracji.)
Na koniec 🙂 nie odbieram źle Twojego komentarza ani nie traktuję go jako wrednej krytyki. Przyznam, że kiedy ja po raz pierwszy pisałam tekst na jakiś drażliwy temat, to ręce mi drżały kiedy klikałam „opublikuj”, a dzisiaj – po ok. 3 latach od tamtego tekstu – lubię eksponować swoje emocje i przemyślenia na blogu bo widzę, że – pomimo krytyki – ciągle wielu Czytelników bardziej identyfikuje się z moim sposobem myślenia, często też dziękują za motywację i inspirację, a to mi daje największego kopa do działania.
Na blogu piszę o miejscach, ale też o swoich emocjach i przeżyciach. Poruszam drażliwe tematy, ale przede wszystkim jestem w zgodzie sama ze sobą. Kto mnie zna na żywo ten wie, że nie boję się dyskusji i wykładam kawę na ławę. Na blogu robię to samo.
Każdy podróżuje jak chce i każdy bloguje jak chce. Wreszcie żyję w zgodzie sama ze sobą 🙂
Pozdrawiam również i do zobaczenia gdzieś w świecie!!! 🙂
Dzieki za dluga odpowiedz 😀 O to biegalo!
W polskiej blogosferze chyba istnieje obawa o to, zeby nie pisac za duzo, zeby nie bylo to odebrane jako wredna krytyka i dlatego staralam sie wszystko wylozyc – kawa na lawe, jak piszesz. Mamy chyba sporo wspolnego, bo i ja jestem za pisaniem osobistym, refleksyjnym i chyba jednak uczuciowym. Ale czasami wkurza mnie, ze tak malo jest dyskusji tylko same ochy i achy (mowie generalnie), chyba dlatego dolozylam troche do ognia, ale niestety nie udalo mi sie wzburzyc tlumu 😉 A szkoda, bo nie ma nic ciekawszego niz motywujaca dyskysja o podrozowaniu. Moze kiedys osobiscie przy piwie chociaz w malej grupie sie uda? 😀
Co do setek turystow, podrozujacych dlugodystansowo, byc moze zle sie wyrazilam, ale chodzilo mi wlasnie o to, ze kiedy siedzimy za biurkiem i zyjemy w ´normalnym´ swiecie, wydaje nam sie, ze taki wyjazd jest czyms wyjatkowym, a potem juz w drodze okazuje sie, ze jest tyle ludzi z fantazja i pozmyslami, ze do naszej ´wyprawy´ nabieramy duzego dystansu. Dla przewazajacej wiekszosci jest to jednak jednak cos wyjatkowego. I fajnie. W koncu o to biega – zeby inspirowac, zachecac i pokazywac, ze wszystko mozna, nawet bez wielkiej gotowki, odwagi czy sily.
Przyznaje Ci racje w kwestii finansow. Jednym z moich pierwszych postow byl w koncu tekst o tym jak bedziemy zarzadzac pieniedzmi w drodza. Chyba w naszej Polsce malo sie jednak mowi o finansach, a szkoda, bo rzeczywiscie wydaje sie, ze podrozowanie jest tylko dla uprzywilejowanych. Prowadzimy dosc szczegolowe tabelki i moze nadszedl czas, zeby podzielic sie z nimi czytelnikami…
Tymczasem pozdrawiam z indyjskiej Kerali – koniecznie tu zajrzyj jesli dotrzesz do Indii. Jutro kierujemy sie do Hong Kongu!
P.S. Sorry za brak polskich liter, ale wlasnie posypala nam sie elektronika…
Haniu, przeczytałam właśnie Twój wpis i komentarze pod nim i zwróciłam uwagę szczególnie na ten. Pod wieloma względami się zgadzam, ale nie rozumiem jednego – piszesz, że każdy może wyjechać w „podróż dookoła świata”, jeśli tylko tak chce i w ten sposób spełni swoje marzenia. Jasne. Ale dlaczego w takim razie nie wolno, na takiej samej zasadzie, nazwać tej swojej podróży „projektem”? Jeśli tylko ktoś lepiej się czuje z realizowaniem „projektu” to czemu nie? Każdy podróżuje jak chce, sama tak napisałaś. To samo odnośnie zbierania finansów na swój „projekt” – jeśli ktoś chce, to czemu nie. W końcu nikt nie jest do niczego zmuszany.
Zastanawiam się po prostu skąd te rozgraniczenia – to jest OK, ale tamto już NIE?
Ten fragment w tekście o projektach był bardziej ironiczną odpowiedzią na wysyp wszelkiego typu maili do mnie od ludzi, którzy chcieli, żebym im zasponsorowała jeżdżenie autostopem, bo oni wymyślili sobie taki projekt. Ja jeżdżę autostopem, bo chcę zaoszczędzić, ale nie piszę do innych, żeby mi dali na to pieniądze. Tak naprawdę nie przeszkadzają mi projekty, jeśli są ambitne i do takich chętnie się dorzucę, ale… Beg-packing to nie jest moja bajka. 🙂
Gratulacje!
Będę śledziła Twoje poczynania!
Ja już zaczynam czuć to samo, ale jeszcze nie jestem na tyle odważna żeby podjąć tego typu decyzje.
Byc moze mnie zmotywujesz – chciałabym.
3mam kciuki i do przodu! Jesteś zajebista! 🙂
Do takich decyzji trzeba dojrzeć. Mi to zajęło 10 lat… ale mam nadzieję, że uda mi się zainspirować innych! 🙂 Dzięki! 🙂
No i pięknie! Do zobaczenia w trasie! :-*
:*
Łał, zazdroszczę i podziwiam. Czekam na relacje i oby życie stało przed Tobą otworem! 😀 Into the Wild! <3
Dzięki! 🙂
cześć Haniu, aż mi serce podskoczyło z ekscytacji gdy zobaczyłam na skrzynce tytuł Twojej nowej notki! trafiasz w punkt! jestem na podobnym etapie, podomykałam większość spraw i po raz pierwszy nic mnie nie trzyma w miejscu, w którym teraz jestem. mam dobre, ustabilizowane życie, ale nie mogę przestać myśleć o tym, ile wielki, piękny i bogaty jest świat, z którego poznałam tylko niewielką część. dwa dni temu kupiłam bilet w jedną stronę do Tajlandii i w listopadzie rozpoczynam przynajmniej półroczną podroż. chcę poznać Azję Południową-Wschodnią i, jeśli się uda, Australię. jestem przerażona, ponieważ jadę sama, z dość ograniczonym budżetem i nie mam tam jeszcze żadnych punktów zaczepienia, ale będę szukać jakiejś formy wolontariatu. mimo tego przerażenia wiem, że sobie poradzę:) może uda nam się spotkać na drugim końcu świata, niesamowicie bym się ucieszyła:) pozdrawiam ciepło, K
Widzę, że nie jestem sama taka szalona! 😀 Mam nadzieję, że gdzieś na końcu świata się spotkamy!!! 😀
Haniu uwielbiam czytać Twojego bloga! Ja jestem na etapie „Serce się rwało, żeby ruszyć w wielką podróż, ale coś w głowie dudniło, że sobie nie poradzę.” ale wydaje mi się że kiedyś mnie też własnie to czeka – bo we mnie też to jest tylko na razie kiełkuje 😉 Gratuluję i bardzo się ciesze że żyjesz w zgodzie z własnym sumieniem – bo przecież co nam daje radość? Tłumienie w sobie emocji czy realizacja marzeń? Powodzenia i szerokiej drogi 🙂
Zdecydowanie realizacja marzeń 🙂
Ekstra! Czekam z niecierpliwością na relacje. Lubię takie odważne decyzje i wierzę, że kiedyś sama (z rodzinką) taką podejmę! 🙂
Trzymam kciuki! Powodzenia! 🙂
Serce rośnie! ja ciągle jeszcze dojrzewam do pewnych decyzji czy planów (a właściwie nie ma planów tylko myśl że nie jestem w miejscu mi przeznaczonym, jeśli takie jest) i coraz bardziej mam wrażenie ze odstaje,ze moj pogląd na życie się rozmija nawet z moimi najbliższymi przyjaciółmi, nie żeby to miało przeszkadzać, wszyscy się szanujemy, ale te różnice się jakoś klaruja… Kibicuje Ci mocno i napewno będę Cię śledzić na blogu.
Wiem dobrze, co czujesz! Dlatego właśnie ruszam szukać tego przeznaczonego miejsca, nawet jeśli ma być tylko na chwilę. Pozdrawiam! 🙂
Super! Trzymam kciuki mocno za ciebie! 🙂 Co do kasy to wlasnie bylam na spotkaniu z Nadia z bloga Nadia vs. the world i ona wylozyla wszystko kawa na lawe, dokladnie opowiedziala ile jej zeszlo, 2 lata oszczedzania i 35 tysiecy zlotych na 17 miesiecy podrozy. Bez owijania na ten temat mowila tez na spotkaniu autorskim Julia Raczko i bardzo mi sie podobalo to co powiedziala, pomimo tego ze sama uzywam coachsurfingu to Julia stwierdziala ze nie da sie podrozowac zupelnie za darmo i zawsze trzeba dac cos w zamian chocby swoj czas, niestety coachsurfing jest przed wielu naduzywany a hosci traktowani jak hotel. Ciekawa jestem Twojej relacji i bede sledzic! pozdrawiam! 🙂
Zobaczymy jak to będzie u mnie 🙂 pozdrawiam również! 🙂
Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę… Czytałam wpis z taką ekscytacją jak to bym ja miała zaraz wyruszyć w podróż życia, ja muszę jeszcze poczekać a Tobie życzę dużo szczęścia i dobrych ludzi po drodze ?
Dziękuję! 🙂
Powodzenia. 🙂 Będę czytała nałogowo 😉 A nazwa projektu – ideał 🙂 Też mnie k…ca strzela jak widzę projekty, które można streścić w: zasponsoruj mi wakacje.
45 dni to naprawdę bardzo niedużo. JAk ja lubię ten tykający zegar, choć na kilka dni przed wyjazdem zawsze zaczynam trochę panikować 😉
Oj, u mnie ponad połowa z tych dni już zajęta, a jeszcze tyle do zrobienia!!! 😀 Ale jest euforia 😀
W końcu! 😀 Z jednej strony nie mogę się doczekać aż wyjedziesz i będą nowe historie na blogu, z drugiej, trochę szkoda (chlip). Jestem strasznie ciekawa wpisów pieniężnych!
Odpowiem jak Buka w Muminkach: Ja wróóóócęęęęęęę… :3