Podróż dookoła świata? Tak!!! Bez planu i (wielkich) pieniędzy. Taka, o której zawsze marzyłam. Czas wreszcie spełnić to marzenie! Do wyjazdu zostało 45 dni.

Kiedy byłam w liceum, czyli jakieś 10 lat temu, marzyłam o wielkiej przygodzie gdzieś w świecie. Chociaż nie, ja marzyłam po prostu, żeby cały czas być w drodze. Ale szczerze? Kiedy 18-latka gada takie rzeczy, że będzie żyć w podróży to wiecie z jakimi komentarzami spotyka się ze strony bardziej „doświadczonych” życiowo, prawda? Dobrze, Haniu, będziesz tak żyć. Ale najpierw pójdź na studia i znajdź dobrze płatną pracą, bo przecież z czegoś te swoje mrzonki musisz opłacić. A potem będziesz jeździć ile chcesz. Dokładnie tyle, na ile pozwoli ci ustawowe 26 dni urlopu i szef.

ang

Read this post in English!

Więc Hania tak zrobiła. Wybrała mniej satysfakcjonującą, ale bezpieczniejszą i bardziej stabilną ścieżkę. Ale Hania jest wulkanem. A wulkanu nie możesz tak po prostu zasypać i czekać, aż się wyciszy. Zasypany wulkan będzie się w środku gotował, aż w końcu wybuchnie niszcząc wszystko dookoła.

I wybuchł. Wywróciłam właśnie moje życie do góry nogami, zeszłam ze wszystkich utwardzonych, pewnych ścieżek, zamykam ostatnie rozdziały. Wyjeżdżam.

podróż-dookoła-świata

źródło: flickr

Na początku nie chciałam opisywać jak się czuję. Pomyślałam, że mało kto to zrozumie, a poza tym po co mi takie uzewnętrznianie się. Ale z drugiej strony, może właśnie te uczucia pomogą komuś zebrać się na odwagę, żeby odnaleźć w życiu własną ścieżkę.

Bo nie jest tak, że jedyna słuszna droga w życiu to praca na etacie, stała pensja, dom, kredyt, dzieci, samochód. Jedyna słuszna droga to taka, która daje szczęście, poczucie harmonii, wewnętrznego spokoju, którego nie zniszczą żadne burze i przeciwieństwa losu. Ale jej odnalezienie to nie jest spacerek po brukowanym pozamiatanym chodniku. To przedzieranie się z maczetą przez dżunglę, chaszcze, kolce, przepaście, dzikie węże, tropikalne deszcze, a w ogóle to nawet nie wiadomo dokąd ta droga prowadzi. Nie dziwne, że samo szukanie wielu przeraża i wybierają oni mniej ekscytujący, ale pewniejszy scenariusz. Ale jeśli czują wewnętrzny spokój, że robią dobrze, to dobrze.

Problem w tym, że ja przez długi czas nie czułam tego spokoju. Coraz bardziej się pogrążałam w poczuciu, że nie jestem we właściwym miejscu. Serce się rwało, żeby ruszyć w wielką podróż, ale coś w głowie dudniło, że sobie nie poradzę. Że muszę zostać, że muszę rozkręcić swoją firmę, zadbać o stabilność finansową, żebym nie umarła z głodu. Wmawiałam sobie, że z każdej podróży muszę tu wracać. W końcu w lutym dopadła mnie taka depresja, że przez dwa tygodnie unikałam ludzi, płakałam bez powodu, cierpiałam na bezsenność, brałam prochy na uspokojenie, schudłam 10 kilogramów. Aż pewnego dnia obudziłam się z poczuciem, że jeśli czegoś nie zmienię teraz, to takie ekstremalne stany depresyjne grożą mi do końca życia. I byłam tą perspektywą przerażona.

Spakowałam podstawowe rzeczy, wyjechałam na kilka dni do Francji, kopnęłam w dupę moją firmę (na chwilę). Powiedziałam sobie, że sama kreuję swoje szczęście i rzeczywistość i ta, którą mam obecnie w ogóle mnie nie zadowala. Nie chcę tak.

I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęła dziać się magia. Jakby wszechświat stwierdził, że „ok, Hanka już swoje zrozumiała, teraz można jej trochę pomóc” i zaczął podsuwać mi coraz lepsze możliwości, zlecenia, przychylnych ludzi. I pomógł podjąć decyzję: wyjeżdżam.

Podróż dookoła świata – jak to zrobię?

Gorzkie żale się skończyły, teraz czas na szczęście!

Ja naprawdę wyjeżdżam. Nie, że jadę na wakacje. Jadę poznać kraje, w które zawsze mnie ciągnęło, zanurzyć się w zupełnie innych kulturach. Jadę w niekończącą się podróż dookoła świata. Bez pieniędzy.

Ale… że jak to? Niekończącą się podróż bez pieniędzy?

Specjalnie tak piszę. 😉 Bo po pierwsze primo, nie daję sobie limitu czasowego. Już teraz wiem, że prawdopodobnie do końca 2017 roku będę w Azji Południowo-Wschodniej. Najpierw Sri Lanka i Malediwy, potem w październiku Filipiny, a potem… zobaczymy. Nie robię planów, bo plany ograniczają. A ja nie cierpię być ograniczana!

Po drugie primo, jadę bez pieniędzy. Bez wielkich pieniędzy. Będę miała zaledwie niewielką sumę na czarną godzinę. Taką, którą udało mi się odłożyć pracując bez etatu, a każdy etatowiec mógłby ją odłożyć z palcem w dupie. Dlaczego tak? Dlatego, że to będzie bardziej życie w podróży niż sama podróż – tak jak w Polsce, żeby przeżyć musisz zarabiać, tak samo – o dziwo! – jest w podróży. Mogę powiedzieć, że będę cyfrowym nomadą, nieprzywiązanym do żadnego miejsca na stałe. A przynajmniej takie jest założenie w tym momencie. Nie wiem co prawda co szykuje dla mnie los, ale jestem otwarta na wszystkie okazje. Jednak początkowe założenie jest zarabiać pieniądze przez zdalną pracę, a koszty podróży zmniejszać na różne sposoby (np. pracą w hostelu). Jak jeszcze? O tym wszystkim będę dla was pisać.

Czy mnie to nie przeraża? Tak, owszem. Ale jeszcze bardziej przeraża mnie to życie bez spróbowania. Dam radę. Chcę dać radę.

Zamknęłam prawie wszystkie rozdziały w Polsce. Domykam ostatnie. Czy tu wrócę? Oczywiście, że tak! Kiedy? Nie wiem. Pewnie wtedy, gdy w końcu tęsknota za pierogami z jagodami i z cukrem będzie nie do wytrzymania. Poza tym ciągle chcę kontynuować moje krajoznawcze wyzwanie. Dokończę je, nie ma pośpiechu.

Ach, zapomniałabym. Ponieważ każdy szanujący się bloger, podróżnik, włóczęga czy ktoś tam powinien mieć swój projekt podróżniczy, bo przecież bez projektu ani rusz, to ja swój nazywam: Przestań żebrać i sobie zarób Expedition.

A dlaczego tak? A dlatego, że ostatnio jest wysyp różnych dziwnych pseudoprojektów. Ludzie wpadają na pomysł, że będą podróżować za darmo, po czym tworzą wydarzenia na Polakpotrafi albo piszą do blogerów z prośbą: sfinansuj moją podróż, żebym mógł podróżować za darmo, czyli autostopem. No żesz kurwa mać!

Od długich podróży jestem dosłownie uzależniona (tak, mówimy o uzależnieniu, które przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu, ale o tym kiedy indziej napiszę), ale nie wyobrażam sobie żebrać o kasę na moje podróżnicze fanaberie. Bo to są fanaberie. Nie wyobrażam sobie też mówić, że podróżuję za darmo, bo ktoś zawsze płaci – za benzynę kierowca, który mnie weźmie na stopa, a za wodę i prąd host, który mnie przenocuje na couchsurfingu. Nie będę cwaniakować jak to mi się udało przejechać świat za darmo. Ale powiem jak to zrobić bez pieniędzy, gdzie szukać pracy, ile kosztuje taka podróż.

O pieniądzach będzie dużo i bez tabu. Nie dlatego, żeby się chwalić, ale dlatego że zawsze była to dla mnie największa obawa – czy sobie poradzę, czy nie umrę z głodu? Nie znalazłam w internecie strony czy bloga, który bez owijania w bawełnę i lukru informowałby o pieniądzach w długiej podróży. Dookoła tego tematu wyrosło więc wiele mitów i stereotypów, bo w Polsce o pieniądzach się nie rozmawia. Więc ja zacznę.

No, i blog. Blog będzie się rozwijał. Ciągle mam zaległe tematy do poruszenia z Izraela i Jordanii, ale cierpliwości. Na pewno o nich nie zapomnę. Poza tym moje blogowanie jest już profesjonalne, nie wyobrażam sobie tej podróży bez bloga. Będzie praktyczne informacje o krajach, prywatne wpisy o życiu, wzlotach i upadkach w podróży, porady jak w taką podróż się wybrać.

Do wyjazdu pozostało 45 dni i mnóstwo spraw do załatwienia. Ale cieszę się. Głównie tym, że wreszcie zebrałam się w sobie na tę podróż. Bilet w jedną stronę już jest. Nowy paszport odbieram za 10 dni. Są również obawy. Ale w końcu nieprzypadkowo wybrałam swoje credo: Życie zaczyna się tam, gdzie kończy się strach.

Drugie życie, Azjo, przybywam!

podróż-dookoła-świata

trzymajcie kciuki!