Każdy z nas ma jakieś zboczenia, odhyły, nietypowe przyzwyczajenia. Robimy coś co u innych budzi zwykle zdziwienie, a czasem trochę podziw. Dziś na blogu będzie osobiście o moich podróżniczych zboczeniach.

Jestem ostatnio strasznie zarobiona pisaniem przewodnika i nie mam za bardzo czasu i inspiracji na pisanie nowych postów na blogu. Kilka dni temu jednak ręka strasznie mi się rwała do napisania czegoś osobistego, a akurat na Facebooku u innych blogerów zauważyłam wpisy o 7 małych zboczeniach. Podciągnęłam więc temat do tematyki bloga i proszę bardzo: oto moje 7 małych podróżniczych zboczeń.

A czy wy macie swoje małe podróżnicze zboczenia? Coś nietypowego, dziwnego, zabawnego? A może któreś z moich zboczeń przypominają wasze? Podzielcie się opiniami w komentarzach pod tekstem! 🙂

1. Notuję każdy wydatek

To chyba moje największe ze wszystkich zboczeń, choć bardzo praktyczne. Zapisuję każdy wydatek, nawet najmniejszy, jak kupienie chusteczek do nosa. Dzięki temu wiem, ile podczas danej podróży wydałam na wejściówki, jedzenie, transport, wizy, zakwaterowanie itd.

Zapisywanie wydatków w podróży tak bardzo weszło mi w krew, że przeniosłam to też na moje życie prywatne. Głównie po to, żebym przestała wydawać hajs na pierdoły, a odkładała go na podróż. Używam do tego bardzo wygodnej aplikacji na Maca Inspire Finance, która jest jednym z moich ulubionych programów. Powiem tak – jeszcze dekadę temu byłam zielona (a kto nie jest świeżo po skończeniu liceum?!) jeśli chodzi o domowy budżet. Teraz mam wszystko pod kontrolą.

to tylko podgląd ze strony aplikacji 😉

2. Uczę się w podróży

Uwielbiam się rozwijać i źle się czuję, jeśli w podróży nie uczę się czegoś nowego. I nie mam tu na myśli samorozwoju, ale takie dziedziny wiedzy jak historia, biologia czy geografia. W szkole te przedmioty lubiłam, ale ogólnie byłam trójkowo-czwórkową uczennicą, bo nie lubię jak się mnie do czegoś zmusza. Ale teraz nikt nade mną nie stoi z batem, więc materiał z liceum odkrywam po swojemu – głównie podróżując.

Historia świata to mój konik. Nikt mnie do niczego nie zmusza, więc potrafię do snu czytać 1000-stronicowe tomiska Historii Powszechnej PWN. Interesuje mnie wszystko – od starożytności do XX wieku. WSZYSTKO. Dlatego też lubię zwiedzać sama, bo potrafię zasiedzieć się w muzeum albo gdzieś w ruinach (myślałam, że w Izraelu i Jordanii umrę ze szczęścia – tyle tam starożytnych kamieni!). Nie chcesz być moim przewodnikiem – zasypałabym Cię gradem szczegółowych pytań.

Petra – moje najukochańsze miejsce na ziemi i to się chyba nie zmieni 😉

3. Chłonę języki obce jak gąbka

Uwielbiam uczyć się języków obcych i w każdym kraju próbuję złapać kilka podstawowych zwrotów. Dlatego lubię podróżować wolno, zasiedzieć się w jednym miejscu i dać sobie więcej czasu na poznanie nowych słów w danym języku – obecnie łapię coraz więcej zdań po wietnamsku, których mogę użyć w życiu codziennym, ale też pełno nieprzydatnych słówek – chyba znam już z pierdylion nazw zwierząt, których pewnie nigdy nie użyję (jak np. 'dinozaur’ – khủng long – czyt. hun lon).

Wietnamski trafił mi się przypadkowo, ale mam też na liście takie języki, których chcę się nauczyć lepiej, jak arabski czy japoński. Uwielbiam języki obce, ich logikę lub jej brak, odkrywanie zawiłości gramatycznych i przede wszystkim zaskoczenie i uśmiech na twarzach moich lokalnych rozmówców, kiedy używam ich języka!

4. Nałogowo odhaczam listy

Uwielbiam listy, chociaż niekonieczie muszą być one w tradycyjnej formie listy. 😉 Może lubię je tak bardzo dlatego, że dzięki nim widzę jaki robię postęp? Patrzę na listę i myślę „możesz więcej – ciśnij!” I w ten sposób mam mapę odwiedzonych krajów, aplikację na FB Cities I’ve Visited, mapę moich lotów, listę książek do przeczytania, listę wpisów do napisania, listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią, listę miejsc do odwiedzenia w Polsce… Czy uda mi się odhaczyć wszystkie punkty? Pewnie nie, ale największą frajdę sprawia mi właśnie gonienie króliczka, a nie złapanie go!

3 razy dookoła kuli ziemskiej!

5. Jestem planning junkie

Cały czas coś planuję, dlatego tak uwielbiam mój bullet journal. Planuję co mam do zrobienia jutro, a co w przyszłym miesiącu. Przestałam jedynie robić dalekosiężne plany, bo wolę iść za ciosem, ale spokojnie – mam jakiś cel w życiu.

W podróżowaniu mam zwykle listę atrakcji do zobaczenia w danym miejscu i jeśli mam ograniczony czas to robię plan dnia lub tygodnia, chociaż staram zostawić trochę miejsca na spontaniczne odkrycia. Używam do tego list, tabel i map. I uwielbiam to bardzo, dlatego taką frajdę też sprawia mi organizowanie moich autorskich kobiecych wyjazdów.

6. Uwielbiam mapy

Nie wiem kiedy to się u mnie zaczęło, bo nie pamiętam, żebym jako dziecko śledziła mapy nałogowo, ale… uwielbiam mapy. Kilka lat temu kupiłam ogromny atlas świata, bo w domu był tylko ten ze Związkiem Radzieckim („Dziecko, niektórzy nawet takiego nie mają” powiedział mój tata), po czym wertowałam strony do poduszki patrząc na kształty krajów, ich sąsiadów, położenie względem równika, rzeki, góry etc. Takie zboczenie. W Polsce na ścianie miałam mapę Europy, w Wietnamie – mapę Wietnamu oczywiście i jeszcze poluję na mapę Azji Południowo-Wschodniej!

7. Podnieca mnie przestrzeń

To chyba najdziwniejsze z moich zboczeń. Kiedy stoję nad oceanem albo na pustyni i daleko przed sobą widzę linię horyzontu, to się dziwnie zawieszam i podniecam zarazem. Przecież tam za tą linią jest jeszcze tyle wielkiego świata do odkrycia! Pewnie dlatego też uwielbiam latać samolotami, bo gdzie znajdziesz więcej przestrzeni jak nie tam w górze? Wzdycham z utęsknieniem, kiedy widzę na niebie samolot…

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że nigdy nie czułam tego w górach. Zawsze miałam wrażenie, że góry mnie otaczają, ograniczają tę przestrzeń… (Wiem, to dziwne.) Aż do momentu kiedy pojechałam w Himalaje. Och, tam się dopiero czuje przestrzeń, ogrom i bliskość kosmosu! Uwielbiam to uczucie!

w Himalaj-aaaach!

###

Tak to się wam uzewnętrzniłam. Moje małe podróżnicze zboczenia, które uwielbiam, pielęgnuję, nie wstydzę się ich, a nawet jestem z nich dumna! No, to jakie są wasze odchyły od normy, hmm? 🙂