Naszą wizytę na słynnej plaży Elafonisi postanowiliśmy trochę doprawić na ostro. Zamiast klasycznie, jak wszyscy, dostać się tam drogą z Chanii, my postanowiliśmy dojść tam na piechotę zupełnie dziką częścią Krety. Wybraliśmy szlak z Paleochory, takie tam 8-9 km spacerkiem. Phi, co to dla nas?

Do Paleochory pojechaliśmy autobusem właśnie z Chanii. Niestety okazało się, że autobus nie tylko jedzie do Paleochory, ale też dalej – do oddalonej o 10 km Koundoury. Piszę 'niestety’ dlatego, że my wysiedliśmy w Paleochorze nie wiedząc, że nie jest to ostatni przystanek (rozkłady tego nie uwzględniają). De facto szlak zaczyna się od Koundoury, a oprócz 2-3 autobusów dziennie nic więcej tam nie dociera. Postanowiliśmy więc łapać stopa.

Autostop w Grecji nie istnieje…

Tutaj po raz pierwszy się przekonaliśmy, że Grecy raczej niechętnie biorą. W końcu, po kilku nieudanych próbach wreszcie zlitowała się nad nami jakaś staruszka, która całą drogę nawijała do nas po grecku. Wysadziła nas na wjeździe do Kuondoury, za podwózkę podziękowaliśmy pocztówką z Polski i pomaszerowaliśmy dalej. Szosa jakoś dziwnie zakręcała, a my chcieliśmy trzymać się jak najbliżej brzegu, więc musieliśmy co chwila pytać o drogę.

Pewien młody kierowca ciężarówki powiedział nam, że do Elafonissi jest 25 km (owszem, ale drogą), a my mu usilnie próbowaliśmy wytłumaczyć, że chcemy na szlak nad morzem. W końcu zgodził się nas podrzucić. Tzn. on był chyba mało asertywny, bo tak naprawdę sami mu się załadowaliśmy na pakę. Co prawda jechaliśmy tylko z 1 km, ale jaka frajda!

elafonisi kreta

Wreszcie ktoś życzliwy wskazał nam odpowiednią drogę i… poinformował, że ten szlak to nie byle jaka ścieżynka, tylko prawdziwy szlak, którego przejście zajmuje kilka godzin. Nie ostudziło to naszego zapału (chociaż jak myślę o tym z perspektywy czasu to pukam się w czoło, że tak słabo byliśmy przygotowani – dobrze, że chociaż mieliśmy wodę i jedzenie…) i pomaszerowaliśmy dziarsko przed siebie.

Ścieżka nad morzem

Po przebyciu morza szklarni (Koundoura to tak naprawdę jedna wielka szklarnia), od których biło niemiłosierne ciepło, zrobiliśmy pierwszy postój na kamienistej plaży. Trzeba było się ochłodzić, bo dalej szlak prowadził w góry. Może i małe, ale do wody daleko!

elafonisi kreta

elafonisi kreta

elafonisi kreta

widok na szklarnie z góry

Na mapie, jaką mieliśmy ze sobą były zaznaczone po drodze dwa kościółki. Jeden widzieliśmy z dołu, kolejny musiał być gdzieś po drugiej stronie góry, na którą wchodziliśmy. Tutaj na szczęście nie było jeszcze tak ciężko, gorąco co prawda, ale upał trochę zelżał. Wchodziliśmy, i wchodziliśmy czekając, co pojawi się za zakrętem.

elafonisi kreta

Obeszliśmy bokiem szczyt, ale wciąż jeszcze nie było widać Elafonissi. Trochę zaczęliśmy się denerwować – nie było już też tak wcześnie, a czuliśmy, że przed nami jeszcze długa droga…

elafonisi kreta

…a za horyzontem Libia i moja ukochana Afryka

Aż wreszcie minęliśmy wszystkie skały zasłaniające nam widok, doszliśmy do miejsca, gdzie szlak schodził w dół i… ręce nam opadły. Wiedzieliśmy, że w 3h tego nie przejdziemy. Ba, nawet nie spodziewaliśmy się, że dojdziemy tam przed zachodem słońca. To po prostu było niewykonalne. Elafonissi była za daleko.

elafonisi kreta

zatoka Vroulia

Powyższe zdjęcie pokazuje widok, jaki ukazał nam się po obejściu szczytu. Zatoka Vroulia. Plaża Elafonissi znajduje się jeszcze dalej na horyzoncie po prawej stronie. Lekko zrezygnowani szliśmy dalej. Jeszcze nie wiedzieliśmy, jak dokładnie prowadzi szlak (baliśmy się, że będzie biegł górą). Ciągle też nie wiedzieliśmy, że noc spędzimy na dzikiej plaży – jasnej plamie po prawej stronie.

Szlak tylko dla wytrwałych

Minęliśmy drugą kapliczkę i spotkaliśmy grupę turystek, które ten szlak pokonywały z przewodnikiem. Jedna z nich, Angielka, powiedziała nam, że szlak biegnie nad samym morzem, a do Elafonissi jest jeszcze ok. 4h marszu.

elafonisi kreta

drugi kościółek Aghios Ioannis

Od tego momentu szlak stał się trochę trudniejszy – mnóstwo nierówności, śliskich kamieni i skał do przechodzenia. Podjęliśmy decyzję – nocujemy na plaży. Ta ścieżynka tak naprawdę jest nie do przejścia po zmroku (o czym przekonamy się dopiero następnego dnia). Zmieniliśmy obuwie – do tej pory szliśmy w sandałach, ale zmęczone stopy zaczęły dawać o sobie znać, więc bezpieczniej było założyć zakryte buty. Na tym terenie o kontuzję nie trudno, a tego nie potrzebowaliśmy do szczęścia.

elafonisi kreta

jaskinia nad brzegiem morza

elafonisi kreta

elafonisi kreta

znajdź ścieżkę

Nocleg na dzikiej plaży

Trochę było mi przykro, że nie obejrzymy zachodu słońca z Elafonissi, ale szybko okazało się, że nie mogliśmy lepiej trafić. Zdążyliśmy akurat na długo przed zachodem nad Elafonissi! Sebastian szybko rozstawił namiot, a dokładnie sam tropik, wdrapaliśmy się na wzniesienie i patrzyliśmy na zachód słońca. A potem położyliśmy się w śpiworach, puściliśmy sobie muzykę i patrzyliśmy na gwiazdy. Cudownie! I nikogo więcej tam nie było. Żadne wakacje all inclusive tego nie gwarantują!

elafonisi kreta

nocleg na dzikiej plaży

elafonisi kreta

zachód nad Elafonissi

Rano wstaliśmy akurat o wschodzie słońca. Nie byliśmy tak do końca sami, bo na naszym namiocie przysnęła kolonia robaczków i muszek. Na szczęście przed snem Sebastian obsypał tropik piachem (ach, ten Pomysłowy Dobromir :D), więc nie mieliśmy aż tak dużo gości w środku. Szybko zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy się i ruszyliśmy w dalszą drogę. Akurat słońce świeciło za naszymi plecami, więc mogliśmy podziwiać cudowne kolory wody i brzegu.

elafonisi kreta

opuszczamy naszą plażę

elafonisi kreta

elafonisi kreta

elafonisi kreta

cóż za przystojny Głaz!

Najdłuższy pieszy szlak Europy

Od tego miejsca na szlaku pojawiły się oznakowania: czarno-żółte paski, piramidki ułożone z kamieni lub tabliczki z napisem „E4”. Więc byliśmy na najdłuższym pieszym szlaku Europy! E4 ma ponad 10 tysięcy km, zaczyna się w Tarifie – wysuniętym najbardziej na południe miasteczku Hiszpanii, biegnie przez Pireneje do Francji, następnie przez Alpy (Szwajcarię i Niemcy/Austrię – możliwości jest kilka) do Węgier, potem przez Rumunię (choć tutaj szlak nie jest jeszcze oznakowany), Bułgarię i Grecję, gdzie przeskakuje na Kretę, a jego ostatni fragment jest na Cyprze.

elafonisi kreta

piramidka z kamieni

elafonisi kreta

tyle za nami

elafonisi kreta

a tyle przed!

Byliśmy już nieźle zmęczeni, nie tyle samym marszem, co upałem, bo temperatura dochodziła do 30 stopni, więc postanowiliśmy, że przy pierwszej okazji idziemy się ochłodzić do morza. Na szczęście długo nie musieliśmy czekać! 😀

elafonisi kreta

postój na kamienistej plaży

Woda co prawda była lodowata, ale przyniosła ogromną ulgę rozgrzanemu organizmowi. Oczywiście w takich sytuacjach trzeba pamiętać, żeby ciało przyzwyczajało się do chłodu stopniowo. Jeśli za szybko się zanurzymy, może dojść do szoku termicznego, co powoduje ogromne problemy z oddychaniem i/lub utratę przytomności. Biorąc pod uwagę fakt, że byliśmy na razie odcięci od jakiejkolwiek cywilizacji, raczej nie mieliśmy ochoty na omdlenia czy inne problemy ze zdrowiem. Po półgodzinnej przerwie ruszyliśmy dalej.

elafonisi kreta

widok jak z pocztówki

Takich miejsc na postój było oczywiście dużo więcej. Cudowne w tym wszystkim było to, że nigdzie nie było turystów! Tam w ogóle nie było ludzi! Zawsze myślałam, że jak jest jakieś pocztówkowe miejsce, to prędzej czy później zostanie zdeptane pod stopami amatorów podróży. Tutaj jest zupełnie inaczej. Teren jest dość trudny i niedostępny. Nie da się tu przyjechać samochodem ani autobusem, a już na pewno nie jest możliwe wybudowanie hotelu. I bardzo dobrze! Jesteśmy tylko my, przyroda i cudownie turkusowa woda!

Szczerze mówiąc nigdy nie wierzyłam w turkusowy kolor morza – zawsze uważałam to za zasługę fotoszopa. Dopiero na Krecie pierwszy raz miałam okazję przekonać się, że woda morska naprawdę morze mieć turkusowy kolor. A turkusowy to mój ulubiony, więc tym bardziej byłam wniebowzięta!

elafonisi kreta

kolejna zatoczka

elafonisi kreta

elafonisi kreta

Elafonisi – różowa plaża na Krecie

Około godzinę marszu od Elafonisi jest inna plaża, dużo mniej zatłoczona – Kedrodasos. Jest oczywiście piaszczysta, a jej nazwa pochodzi od porastających ją cedrów. Nie zatrzymywaliśmy się tam jednak, bo naszym celem była właśnie Elafonisi, skąd łatwiej jest się wydostać… A przynajmniej tak nam się wydawało, ale o tym za chwilę.

elafonisi kreta

widok na Kedrodasos (po lewej, trochę dalej)

Na Elafonisi byliśmy w samo południe, tak jak większość turystów. Na szczęście znaleźliśmy miejsce mniej zatłoczone, mniej wietrzne i z fajnym, miłym piaskiem – ten w środkowej części plaży jest bardzo nieprzyjemny – twardy i szorstki. Ponadto środkowa część jest najbardziej oblegana przez plażowiczów i najbardziej tam wieje – leżąc sobie na piachu i szamiąc zupkę zobaczyliśmy ogromny wir wiatru unoszący piach i kurz – taka mini burza piaskowa. Szybko zakryliśmy jedzenie i twarze, więc wielkiej szkody nam to nie przyniosło, ale bardzo zaskoczyło wszystkich opalających się właśnie na środku Elafonisi.

elafonisi kreta

Elafonisi Kreta

Elafonisi to nie tylko plaża, ale też wyspa znajdująca się przy środkowej części plaży. W roku 1821, kiedy na Krecie wybuchło powstanie przeciwko Turkom, na wysepce ukryło się 850 kobiet i dzieci. Najeźdźcy, którzy rozbili niedaleko plaży obóz przypadkiem odkryli, że między plażą a wyspą jest długa płycizna i przeszedłszy ją, wymordowali wszystkich bez wyjątku. Miejsce upamiętniające to krwawe wydarzenie znajduje się na samym szczycie wyspy.

Sama plaża zrobiła na nas ogromne wrażenie ze względu na kolor piasku i wody. Z resztą nam do szczęścia niewiele potrzeba 😉 Fakt faktem nie nazwałabym jej nigdy „różową” plażą, bo tego różu z muszelek jest tyle co kot napłakał. Woda co prawda była bardzo zimna, ale trochę ponurkować można było. Elafonisi raczej rajem dla nurków nie jest, ale podobało nam się, że zanurzając się na płyciźnie mamy przed sobą turkusową przestrzeń, a pod nami idealnie płaskie dno. Cudownie. Niedaleko były też skały, gdzie było kilka rybek i jeżowiec. Rozrywka akurat na 4 godziny pobytu na plaży.

elafonisi kreta

różowa plaża

Powrót do Chanii zaplanowaliśmy lokalnym autobusem, który… nie jeździ w maju! Cudownie. Łapaliśmy więc po raz kolejny stopa (nie jest to najprzyjemniejsze przy 30-stopniowym upale), aż wreszcie zlitowali się nad nami jacyś Holendrzy. Podrzucili nas aż do Gourgioupoli po drodze informując nas (błędnie), że wąwóz Samaria jest nieczynny. Trudno, trzeba będzie tam wrócić 😉

Jeśli ktoś chciałby przejść szlak z Paleochory na Elafonisi proponuję przenocować w Paleochorze i o wschodzie słońca, kiedy upał nie jest jeszcze tak uciążliwy, pojechać taksówką do Koundoury, żeby nie tracić czasu na dotarcie tam (to wyjdzie ok. 10 euro). Oczywiście można tak jak my przenocować na dzikiej plaży 😉 Ale na pewno odradzam marsz po zmroku. I zalecam dobre obuwie i dużo wody!

elafonisi kreta

elafonisi kreta

no jak w raju! (tylko plecy spalone)

Zobacz inne nasze wpisy z Krety!