Od powrotu z Kaukazu miałam mnóstwo pytań o spanie na dziko w tych krajach. Już dawno obiecałam przygotować o tym wpis, ale jakoś nie było kiedy, ale teraz jest na to najbardziej odpowiedni moment. A więc jak to jest z tym spaniem na dziko w Gruzji i Armenii?
Chcę podkreślić, że my w dużych miastach i mniejszych miasteczkach spaliśmy w różnego rodzaju hostelach i gościnach. Spanie na dziko przychodziło natomiast gdzieś po drodze w takich miejscach, gdzie ciepłej pościeli nie uświadczysz.
Tak naprawdę wcale nie było tego dużo, jak tak sobie przeanalizowałam. W Gruzji i Armenii byliśmy od 21 lipca do 12 sierpnia. Można w to jeszcze wliczyć początek naszego powrotu stopem do Polski, kiedy nocowaliśmy na plaży w Turcji. Tak czy tak, nie było tego spania jakoś strasznie dużo. Właściwie to 11 nocy spędziliśmy na dziko, czyli troszkę mniej niż połowa. Resztę w sposób cywilizowany. 😉
Czym się kierujemy podczas poszukiwania miejsca na nocleg? Taki typowy, typowy nocleg na dziko powinien być z dala od zabudowań, najlepiej wśród jakichś krzaków, żeby nie było nas widać i dobrze, żeby w pobliżu była jakaś woda. Chociażby po to, żeby się opłukać po całym dniu łażenia. Większość naszych noclegów te warunki spełniała, chociaż trafiły się dwa czy trzy, z których nie byliśmy zadowoleni, ale nie było innego wyjścia. W takich momentach postanawiamy, że trzeba wstać jak najszybciej i od razu się zawijać do dalszej drogi.
Nie uważam, żeby kraje te były niebezpieczne, ale z drugiej strony zawsze staramy się przestrzegać zasad bezpieczeństwa (nie zwracamy na siebie uwagi i nie zaczepiamy nikogo). Z różnych przypadków, które zdarzały się innym osobom, wiemy, że zwykle kłopoty sprowadza nie brawura (czyli chęć popisania się odwagą), ale po prostu popełnione błędy. Więc czujnym trzeba być zawsze. Nie ma czegoś takiego, że w Europie Zachodniej Cię nie napadną, a na Wschodzie Cię napadną. Nie ma żadnej reguły. Jeśli nie czujesz się w danym miejscu bezpiecznie, to albo poszukaj innego, albo idź do hotelu.
A więc gdzie i jak spaliśmy? (W nawiasie podaję liczbę noclegów spędzonych w tym miejscu.) Poniższa lista jest ułożona chronologicznie.
Spis treści
- 1. Nad rzeką Mtkwari, niedaleko mostu, pod którym schowaliśmy się przed burzą (1)
- 2. W górach Kaukazu na polanie, przy szlaku na Kazbek (2)
- 3. Nad jeziorem Sewan (1)
- 4. Przy kolejce do klasztoru Tatev (1)
- 5. W pospiechu i deszczu chwilę po przekroczeniu granicy armeńsko-gruzińskiej. I po ciemku (1)
- 6. Camping przy plaży w Kobuleti (3)
- 7. Plaża w Gonio (1)
- 8. Plaża w Turcji (1)
1. Nad rzeką Mtkwari, niedaleko mostu, pod którym schowaliśmy się przed burzą (1)
krzaki: są, a w krzakach wielkie kolce i ogromne ślimaki, które oblazły nam namiot w nocy
woda: jest, rzeka
przygoda: zanim zdążyliśmy się zawinąć przyszła burza i w 30 sekund zmoczyła wszystkie nasze rzeczy
2. W górach Kaukazu na polanie, przy szlaku na Kazbek (2)
krzaki: nie ma, ale to właściwie takie pole namiotowe
woda: jest, ujście przy monastyrze
przygoda: jeden z najlepiej wspominanych noclegów z pięknymi widokami
3. Nad jeziorem Sewan (1)
krzaki: nie było, myśleliśmy, że przenocujemy na dzikiej plaży, ale tam prawie wszystko sprywatyzowane… Jakiś Ormianin pozwolił nam rozbić się u siebie na działce
woda: niby jest w jeziorze, ale wiatr tworzył tak wielkie fale, że się nie kąpaliśmy. Mieliśmy butelkowaną ze sobą.
przygoda: w nocy ktoś z latarką kręcił się obok naszego namiotu, a rano znaleźliśmy przy wejściu 2 butelki wody i coli 🙂
4. Przy kolejce do klasztoru Tatev (1)
Tu mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu.
krzaki: Ormianie, którzy nas ugościli załatwili nam nocleg na terenie kolejki, który jest ogrodzony. Powiedzieli, że w nocy w okolicy grasuje za dużo wilków, żeby spać nad rzeką…
woda: kulturalna łazienka na terenie kolejki 😀
przygoda: przede wszystkim tak fajny nocleg udało nam się znaleźć dzięki ormiańskiej gościnności
5. W pospiechu i deszczu chwilę po przekroczeniu granicy armeńsko-gruzińskiej. I po ciemku (1)
krzaki: były, ale i tak byliśmy bardzo niespokojni, bo nie mieliśmy pojęcia, że nas nie widać, a niedaleko było mnóstwo zabudowań
woda: tak, z nieba spadała 😀
przygoda: najgorszy nocleg, nie spaliśmy przez całą noc i zmarzliśmy rano, bo pogoda była okropna
6. Camping przy plaży w Kobuleti (3)
Trudno to nazwać noclegiem na dziko, bo oprócz nas było tam mnóstwo innych osób z namiotami, ale jak się nie płaci to raczej na dziko.
krzaki: nie, ale drzewa wszędzie, więc przyjemny chłodek był
woda: morska 😀 włosy umyte w takiej wodzie są lśniące i puszyste 😀 no a niedaleko są sklepy, więc pitna też jest dostępna
przygoda: wreszcie odpoczęliśmy po dwóch tygodniach włóczęgi 🙂
7. Plaża w Gonio (1)
krzaki: nic a nic, wszystko zabudowane pod turystów. Cud, że udało nam się znaleźć kawałek ziemi, na której mogliśmy rozbić namiot, ale w takich miejscach bardzo nie lubimy przebywać i chcieliśmy jak najszybciej się stamtąd zawijać
woda: tak samo jak w przypadku Kobuleti
przygoda: jeden Gruzin przegonił nas (!) kilka metrów dalej od swojego domu, niebywałe, gdzie się podziała gościnność?
8. Plaża w Turcji (1)
Jest to już co prawda poza Gruzją i Armenią, ale myślę, że jak najbardziej się liczy.
krzaki: niekoniecznie, ale skały, a poza tym rozkładaliśmy się po zmroku, więc nie było nas widać. Wstaliśmy o wschodzie słońca.
woda: morska, a poza tym zapasy naszej butelkowanej
przygoda: cudownie jest zasypiać wsłuchując się w szum fal i podziwiając Mleczną Drogę na bezchmurnym niebie 🙂
Nikt nigdy nas nie zaczepiał (a wręcz przeciwnie – wiele osób chciało nam pomóc), ale i my zawsze staramy się nie sprawiać problemów i nie zachowujemy się jakbyśmy właśnie podbili dany fragment ziemi. Zostawiamy po sobie porządek, nie hałasujemy i nie rozpalamy ognisk. Wyznajemy zasadę, że to co dajesz, wraca do Ciebie podwójnie i jak na razie się sprawdza.
Nawet jeśli były momenty złości i zwątpienia (tak jak tej nocy w deszczu, kiedy właściwie nie spalismy), to zwykle kilka następnych dni dostawaliśmy od losu cos dobrego w zamian. Uwielbiamy spać na dziko, bo tych wspomnień, widok i poznanych ludzi nie zdobędziemy w inny sposób, a i później nikt nam tego nie odbierze.
PS. Zdaję sobie sprawę, że zarówno spanie na dziko jak i autostop są sposobem podróżowania niekoniecznie odpowiednim dla wszystkich, są jednak osoby, które chętnie by tego spróbowały chociaż raz w życiu. Nie odradzam, ale również nie zachęcam – trzeba być do tego przygotowanym, szczególnie psychicznie. Swoimi wpisami przedstawiam swoje doświadczenie i nie biorę odpowiedzialności za czyny innych osób i ich konsekwencje.
Grasujące wilki? Masakra. Czyli strach się rozbijać gdziekolwiek czy są pewne miejsca, w których wiadomo, że można trafic na wilki?
Trzeba pytać miejscowych, my tę przygodę przeżyliśmy 5 lat temu. 😉
super wpis! konkretny i pomocny w planowaniu podróży 🙂
Niesamowita odwaga, ja bym się bała, ale też zapewne przeżyliście niesamowite chwile.
Najlepsze noclegi na dziko czyli te, ktore wspominam najcieplej. Zupelne przeciwienstwo dla noclegow na gospodarza , lecz poziom doznan i wrazen rownie wysoki. Czasem na pozor malo atrakcyjne miejsca wspominamy nad wyraz cieplo, nieprawdaz? Znalezienie tego miejsca bylo wlasnie dzielem przypadku. Chwile po burzy stwierdzilismy, ze nie ma sensu dalej jechac po mokrych drogach, i ze lada chwila moze lunac ponownie. Weszlismy po sliskiej jak cholera trawie na sasiednia gore i oczom ukazal sie ten wlasnie widok. Soczyste zielenie, parujace wzgorza,
Świetna, praktyczna relacja z nocowania! Wielkie dzięki. Camping przy plaży w Kobuleti – to camping z prawdziwego zdarzenia, czy poletko wydzielone do nocowania? Jest faktycznie darmowy? Planuję z dziewczyna podobna podroz i chcialibysmy na 2,3 dni odpoczac gdzies po 2 tygodniach wedrowania:) Dzieki !
Nazwałabym to raczej zadbanym poletkiem 😉 są bary i sklepy, ale toalety już na stacji benzynowej… i to takie typowo wschodnie 😉 ale faktycznie jest za darmo, więc nie ma na co narzekać! 🙂
czesc, Hanna. Spotkalismy sie rok temu na szlaku /stepancminda-kazbek/ kolacja na stojaco, po ciemku,…, niewazne…, cieszé sié, zé ciágle podrózujesz i dobrze sobie radzisz. muszé przyznac, ze mi zaimponowalas -twarda jestes. My w tym roku jedziemy na góré, którá mijalismy 20lat temu w drodze do Indii, czyli o Ararat. Pewnie tym razem zjemy(wypijemy:)) kolacjé sami, bo Ty jestes daleko, ale moze kiedys spotkamy sié znowu :). Powodzenia i uwazaj na siebie
Ha, dziękuję za miłe słowa 😀
Powodzenia na Araracie! 🙂 Mi za to coraz częściej po głowie chodzi Dżabal Tubkal 🙂