Bovec okazał się dla nas wielkim odkryciem. Nie, nie słyszeliśmy o nim wcześniej. Nie mieliśmy za bardzo w ogóle czasu, żeby przygotować się do wyjazdu do Słowenii, więc czytaliśmy o niej dopiero w pociągu z Warszawy. I gdzieś na stronach naszego przewodnika wzrok natrafił na nazwę Bovec i informację, że jest tam mnóstwo szlaków pieszych. Super, to coś dla nas, jedziemy!
Bovec to mała miejscowość w północno-zachodniej Słowenii, między Parkiem Narodowym Trygławu a granicą słoweńsko-włoską. Jakieś 160 km od Lublany, samochodem jedzie się tam może ze 2 godziny.
Miasteczko leży w szerokiej dolinie otoczonej szczytami Alp Julijskich, a najwyższe partie niektórych z nich przez cały rok pokryte są śniegiem. Przez dolinę przepływa rwąca rzeka Socza z dnem usianym małymi białymi kamyczkami nadającymi wodzie miejscami wręcz turkusowy lub szmaragdowy kolor w słoneczny dzień. Do niej wpada mniejsza, ale o takim samym jasnym kolorze, Koritnica.
Sebastian mi świadkiem, że pierwszy raz w górach powiedziałam, że mogłabym tam mieszkać, chociaż nie jestem ich wielką miłośniczką. Nie w takim sensie, żeby po nich hasać i je zdobywać.
Ale Bovec to zupełnie inna bajka! Bovec to taki trochę raj na ziemi. Po pierwsze: nad morze jedzie się tylko 2 godziny samochodem (nie myślcie, że porzucę swoją miłość do morza – nigdy! :D), po drugie: jestem wielką miłośniczką natury, a okolice Bovca mnie po prostu zachwyciły, po trzecie: lubię mieć z czego wybierać, jeśli chodzi o atrakcje. Lubię się nie nudzić.
My co prawda przyjechaliśmy z nastawieniem na hiking, ale okazało się, że na turystów nie tylko czeka mnóstwo szlaków pieszych, których w sumie jest ich chyba z 60 km, ale też warunki naturalne tego miejsca zapewniają możliwość uprawiania wielu innych sportów.
I kiedy mówię ‘wielu’ mam na myśli CAŁE MNÓSTWO.
Bovec i natura
Warunki naturalne Bovca przyciągają więc miłośników nie tylko gór i natury, ale również historii oraz mniej lub bardziej aktywnego trybu życia.
Natura tutaj to nie tylko dolina i góry. To też rzeki Socza i Koritnica, o których już wspomniałam, wąwozy, a także dwa (a może więcej?) wspaniałe wodospady: Boka i Virje.
Wodospad Boka to największy wodospad w okolicy (i na pewno wodospad o największej mocy w całej Słowenii), w którym woda spada z wysokości 106 metrów, a potem jeszcze 30 metrów po skałach. W najszerszym miejscu wodospad osiąga szerokość 18 metrów. Strumień, który tworzy, wpada do rzeki Soczy.
Boka na pewno jest pięknym wodospadem i potrafi wywrzeć niesamowite wrażenie, jednak nam dużo bardziej do gustu przypadł wodospad Virje.
Wodospad Virje jest dużo mniejszy, bo ma tylko kilkanaście metrów wysokości, ale jest dużo łatwiej dostępny niż wodospad Boka. Przede wszystkim woda nie spada jednym silnym strumieniem, ale rozbijana jest przez skały i wygląda niczym delikatne firanki. Żeby idylli stało się zadość, pod wodospadem jest piękne turkusowe jeziorko, a pod skałami niewielkie wgłębienie, które umożliwia wejście za wodospad.
My trafiliśmy tam akurat w piękną pogodę i akurat kiedy mieliśmy stroje kąpielowe i ręczniki, bo zamierzaliśmy później powylegiwać się nad Soczą. W efekcie nad Soczę nie poszliśmy, ale resztę popołudnia spędziliśmy właśnie tutaj, w naszym prywatnym raju. I chociaż woda była lodowata (w końcu jesteśmy w górach), nie odpuściliśmy zanurzenia się w takim podwodospadowym jeziorku. Sebastian więc skakał sobie do niego wesoło z kaskadami, a ja korzystałam z naturalnego prysznica, jaki tworzył się mniej więcej pośrodku tego cudu natury.
Jeśli do tej pory myśleliście, że takie filmowe miejsca można znaleźć tylko na tropikalnych wyspach, byliście w błędzie. Mamy je prawie pod nosem! 🙂
Bovec i historia
Te wszystkie cudowne warunki naturalne, te przełęcze, rzeki i kaniony, od wieków odgrywały strategiczną rolę – w czasach Cesarstwa Rzymskiego biegł tędy trakt handlowy do Aquincum (dzisiaj Budapesztu), w późnym średniowieczu Republika Wenecka dodatkowo te tereny zabezpieczyła drewnianym fortem w celu obrony przed najazdami z Imperium Osmańskiego (nawet Leonardo da Vinci w roku 1500 stworzył plany pełnego ufortyfikowania Soczy).
Fort został zniszczony przez wojska napoleońskie, kiedy te maszerowały na Austrię pod koniec XVIII wieku, a odbudowano go dopiero 80 lat później, kiedy cała Europa brała udział w wyścigu zbrojeń. Nowy fort Kluže bardziej odpowiadał ówczesnym wymogom. Dodatkowo nad fortem (trochę jako jego zaplecze i osłona) wzniesiono w 1906 roku fort Hermann.
Miłośników historii na pewno zainteresuje fakt, że rejon rzeki Soczy odegrał bardzo ważną rolę w czasie I wojny światowej. Na niej właśnie opierała się granica między Włochami i Austro-Węgrami, do których należały oba forty, i tutaj (właściwie nie tylko w rejonie Bovca, ale na prawie całej długości rzeki, która mierzy 140 km) w latach 1915-1917 miało miejsce 12 krwawych bitew między obydwoma krajami zwanych bitwami nad Isonzo (włoska nazwa Soczy). Kluczową okazała się 12 bitwa pod Caporetto (Kobaridem; tę bitwę opisuje Ernest Hemingway w swojej powieści Pożegnanie z bronią z 1929 roku), która przeważyła szalę zwycięstwa na stronę Austro-Węgier.
29 miesięcy ciągłych bitew zostawiło nad Soczą wielkie zniszczenia. Okolicę zaczęto nazywać drugim Verdun, ponieważ śmierć poniosło tutaj ponad milion żołnierzy.
Kluže, osłaniany przez fort Hermann, przetrwał wojnę w stanie prawie nienaruszonym, jednak uszkodzenia górnego fortu były tak duże, że po wojnie go nie odbudowano.
Dzisiaj ruiny można zwiedzać na własną odpowiedzialność, gdyż nie są zabezpieczone (warto mieć latarkę), poza tym na szlaku mija się inne stanowiska żołnierzy i mniejsze bunkry, a w okolicy jest też kilka innych miejsc związanych z I wojną światową, jak np. wojskowy cmentarz.
Przez te tereny biegnie tzw. Droga Pokoju, czyli szlak pieszy i rowerowy łączący ze sobą miejsca związane z I wojną światową. Szlak ciągnie się na całej długości frontu Isonzo, czyli przez prawie 100 km od miejscowości Log pod Mangartom aż do muzeum Mengore niedaleko Mostu na Soczy.
Bovec i sport
Jednak okolice Bovca to nie tylko hiking czy trekking. Miejsce to oferuje możliwość uprawiania wielu sportów, zarówno latem, jak i zimą.
Ponieważ ta zbliża się wielkimi krokami, więc zacznę od aktywności zimowych: narty, sanki i narty biegowe są oczywiste, ale w okolicach Bovca zimą bardzo popularny jest też hiking w rakietach śnieżnych, a także wspinaczka na zamarzniętych wodospadach!
My jednak byliśmy w lecie, a liczba sportów, jakie można tam uprawiać, przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. I potem żałowaliśmy, że przygotowaliśmy się tylko do hikingu!
Osoby spokojniejsze mają do dyspozycji pole golfowe, korty tenisowe czy warunki dobre do uprawiania wędkarstwa muchowego, chociaż to na pewno wymaga umiejętności i wcześniejszego przygotowania (np. otrzymania pozwolenia na wędkowanie). Miłośnicy zwierząt także znajdą tu stajnie organizujące jazdę konną w górach lub – dla mniej zaawansowanych – ćwiczenia swoich umiejętności jeździeckich w dolinie.
Wrócę jeszcze do tych szlaków pieszych, bo w okolicy jest ich mnóstwo (co najmniej kilkanaście) o różnym stopniu trudności i długości. Można więc i zdobywać szczyty, i poznawać okolicę z miejsc, które nie znajdują się gdzieś wysoko, ale długość tych tras zapewnia ruch na kilka dobrych godzin. Dla mnie idealne, Sebastian natomiast co rano robił sobie trening biegowy w wyższych partiach boveckich Alp. I wilk syty, i owca cała.
Szlaki piesze często krzyżują się i łączą ze szlakami rowerowymi, więc i miłośnicy dwóch kółek mają z czego wybierać. Słowenia w ogóle jest przyjazna dla rowerzystów i mam tu zarówno na myśli i możliwości dla kolarzy, i dla rodzin z dziećmi, i dla rowerzystów górskich. Stopnie trudności są przeróżne i na pewno każdy wybierze coś dla siebie.
No, i jeszcze wisienka na torcie! Przynajmniej dla mnie, bo zawsze marzyło mi się spróbować czegoś ze sportów na rzece: rafting (pontonowy spływ rwącą częścią rzeki), kayaking i canyoning (czyli sport związany z poruszaniem się kanionami z elementami wspinaczki, skoków, zjeżdżania, opuszczania się na linie czy po prostu chodzenia). Albo coś, o czym wcześniej nie miałam pojęcia, czyli tzw. hydrospeed, albo inaczej riverboarding, czyli po prostu spływ rzeką na desce, na której uczestnik leży na brzuchu i steruje własnymi nogami.
Wszystko to jeszcze przede mną, ale kiedy patrzyłam na te malutkie kajaki przepływające obok nas… Muszę tam wrócić! Moja natura poszukiwacza przygód i zbieracza nowych doświadczeń się odezwała i teraz marzę, żeby wrócić na Soczę.
Warto podkreślić, że firmy zajmujące się organizacją tych sportów mają wieloletnie doświadczenie i stawiają na bezpieczeństwo. Wszyscy kajakarze, których widzieliśmy, byli wyposażeni w profesjonalny sprzęt. Nie ma też opcji, żeby ktoś początkujący został wypuszczony na rzekę o wysokim stopniu trudności lub bez przewodnika, jeśli jego umiejętności takiego wymagają.
Socza idealnie nadaje się i dla początkujących, i dla zaawansowanych, są tu bowiem fragmenty, gdzie woda płynie spokojniej, a także takie, które wyglądają dość przerażająco (przynajmniej dla mnie, chociaż nie wiem, czy po kilku lekcjach bym się nie odważyła).
Myślicie, że to koniec atrakcji? Nic bardziej mylnego. W okolicy jest też kilka jaskiń dla grotołazów, a jeśli ktoś szuka jeszcze mocniejszych wrażeń to ma do dyspozycji zip line, czyli park linowy, gdzie na wysokości 200 m nad ziemią zawieszono liny o długości 500-600 metrów. Prędkość „przelotu” nad kanionem osiąga nawet 60 km/h. A jeśli to ciągle dla was mało, można nad Soczą skoczyć z mostu na bungee. Albo obejrzeć całą dolinę z paralotni!
No dobrze, a co jeśli mamy już dość i chodzenia, i historii, i adrenaliny? Co wtedy można robić w Bovcu? Cóż, wtedy najlepiej jest wsiąść w samochód (nie masz? Spokojnie możesz tu wypożyczyć) i zobaczyć co jest dalej: Park Narodowy Trygławu, malownicze miasteczka nad Soczą (to polecam też rowerem!), jezioro w Bled z fotogenicznym kościołem na wyspie, pojechać nad morze do mojego ukochanego Piranu, do Lublany, a może w ogóle do oddalonego o jakąś godzinę jazdy Villach w Austrii albo za 2,5 godziny być w Wenecji? Bovec nie dość, że oferuje mnóstwo atrakcji, to jeszcze leży w idealnym miejscu!
Więc jeśli ktoś mnie teraz zapyta czy znam jakieś miejsce w Europie, gdzie przez tydzień czy dwa z rodziną lub ze znajomymi nie będzie się nudził, a do tego miejsce to będzie dobrą bazą wypadową do poznania okolicy, bez wahania wskażę mu Bovec. I jestem pewna, że będzie tak zachwycony jak my!
Byłeś/aś w Słowenii? Miałaś/eś okazję odwiedzić Bovec? A może znasz jakieś podobne miejsce, które oferuje tak wiele? Podziel się opinią w komentarzu!
Hej, mam pytanie, czy w miejscowoci Bovec mozna znalezc noclegi juz na miejscu? Szukamy czegos na booking.com ale ceny sa powalajace. Chcielibysmy zatrzymac sie tam w drodze na Chorwacje na dwie noce, najlpiej w prywatnej kwaterze. Z gory dziekuje za podpowiedz.
Karolina
Jak ja jechałam do Słowenii w lipcu to bardzo podało i z kempingu przenieśliśmy się do prywatnego pokoju – mimo wysokiego sezonu turystycznego, udało nam się znaleźć wolny pokój, więc myślę, że to jest możliwe. Nie pamiętam jednak jakie są ceny na miejscu tak od ręki.
trafiłam dopiero teraz na Twój wpis i przede wszystkim mam pytanie: o jakiej porze roku byłaś? jaki miesiąc? wg Ciebie do którego miesiąca warto tam jechać uwzględniając noclegi w namiocie na polach? jak tam jest z pogodą? w miarę stała czy ostro nieprzewidywalna?
będąc tam nocowałaś na campingach czy w hotelach? da radę gdzieś tam się legalnie rozstawić czy absolutnie nie?
mega cudowne miejsce i fajny opis 🙂
Byłam na początku lipca – pogoda raz pięknie, raz bardziej deszczowo. Ze sezonem na spanie w namiotach jest mniej więcej tak jak u nas. Na dziko rozbijać namiotu nie wolno, tylko na campingach. Potwierdzam, uwielbiam to miejsce! 🙂
Słowenia jest super:) My byliśmy tylko 5 dni ale zakochałam się w tym kraju, szczególnie w Logarskiej Dolinie. Teraz już wiem gdzie pojadę jak do niej wrócę, bo wrócę napewno:)
dzieki serdeczne. bardzo pomocny tekst. pozdrowie od Was tamtejsze okolice ;). pozdrawiam!
Dzięki! Polecam się na przyszłość 🙂
za tydzień jadę tam po raz trzeci, miejsce absolutnie cudowne, a rafting to najfajniejsza przygoda jaką przeżyłam i znowu przeżyję. Polecam
Dzięki za komentarz! Mam nadzieję, że wrócę tam niedługo i wtedy spróbuję raftingu! 🙂
Zaciekawił mnie fragment o szlakach pieszych wokół Bovec, które nie są zbyt wysoko, a wiec może nadają się dla rodzin ;). Czy mogłabyś podać jakieś przykłady?
Hej! Praktycznie wszystkie szlaki dookoła Bovec są odpowiednie dla rodzin. Przewyższenia nie są duże, a szlaki zwykle szerokie i płaskie, więc chodzi się bardzo wygodnie i bezpiecznie. 🙂 W informacji turystycznej możecie dostać mapę z informacjami o długości szlaków, wysokości i stopniu trudności, kosztuje chyba 8 euro (tak kojarzę, ale nie pamiętam dokładnie). Sprawdźcie też główną stronę o Bovcu, może znajdziecie tam więcej informacji: http://www.bovec.si/activities/hiking/walking_trails/ Pozdrawiam! 🙂
Dzięki wielkie 😉
Przyprawiasz mnie o depresję… Urlopy zaplanowane do końca przyszłego roku, a tu kolejny kierunek baaaaardzo kusi. 🙂
Uwierz mi, że mam podobny problem! 😀
Ja osobiście uwielbiam również morze! Za górami nie przepadam-nie lubię chodzić. Natomiast najbardziej odpowiada mi połączenie morza i gór! Wtedy jest super!
Pozdrawiam
I właśnie to mi się najbardziej spodobało w Słowenii! 🙂
Piękne okolice, ale przede wszystkim niesamowity kolor wody! Rzeczywiście, świetne jest też to, jak łatwo tam dotrzeć z miejsc takich jak Austria czy Włochy! PS: bardzo ładny layout strony!
Dziękuję 🙂
My następnym razem chcemy wybrać się tam samochodem pełnym kabanosów 😉 dużym namiotem i właśnie odkryć okolicę trochę bardziej. Żałuję, że korzystając z transportu lokalnego nie mieliśmy okazji zatrzymać się w innych miasteczkach nad Soczą, a naprawdę są śliczne! 🙂
Słowenia jest niedoceniana. My w tym roku zaczęliśmy ją odkrywać w drodze do Chorwacji. Warta polecenia jest Jaskinia Postojna, cudo.
Byliśmy w Postojnej i faktycznie, jaskinia naprawdę jest piękna (chociaż wiele osób twierdzi, że przereklamowana), ale jednak 23 euro od osoby to dość sporo… 😉
świetny wpis! osobiście od zawsze uwielbiam Bałkany, ale Słowenia mi swego czasu trochę „podpadła” (byłam tam tydzień, głównie w Lublanie, która wydała mi się mocno nudna) i później wybierałam się dalej na południe. Twój wpis zachęcił mnie, by jednak jeszcze trochę poeksplorować ten kraj – a podobnie jak Ty zdecydowanie wolę morze 🙂
Pozdrawiam 🙂